6

2.3K 242 115
                                    

Zobaczyłem jak Juleka siedzi na parapecie przed kawiarnią i macha nogami w powietrzu. Spojrzałem na telefon. 16:20. Znowu ją zawiodłem. Nienawidziłem tego uczucia. Starałem się troszczyć o naszą przyjaźń, ale przez jej nietypowe zachowanie wszystko się sypało. I pewnie przez Adriena...zresztą, nie chcę o nim myśleć! Okropnie sobie ze mnie zakpił i Chloe też, ale u niej to w sumie...typowe.

Nagle zauważyłem małego, czarno-fioletowego motylka. Usiadł na mojej dłoni. Och, nie miałem teraz czasu na jakieś owady. Jednak on nie chciał zejść, jakby przykleił się do ręki. Doszło do ostateczności: zamachnąłem się i chwilę później owad leżał martwy na ziemi.

- Dlaczego to zrobiłeś? To był piękny motyl - usłyszałem głos Juleki.

- Nie wszystko, co piękne, jest wartościowe - powiedziałem, zagryzając wargę. Na przykład ten Agreste. Co ja mówię, nie było w nim nic pięknego czy wyjątkowego! Czemu tak często o nim myślałem? - Więc, idziemy gdzieś? - spytałem. Juleka odgarnęła włosy za ucho. Ostatnio była bardzo nieśmiała, rolą przyjaciela było wypytać, co się dzieję, jednak miałem przeczucie, że to zbyt prywatna sprawa i nie należało się w nią mieszać.

- No to...może spacer? - zapytałem, patrząc jej w oczy. Pokiwała głową.

Wiało, więc schowałem ręce w kieszeniach. Spojrzałem na niebo. Niebieskie, gdzieniegdzie przyozdobione obłokami. Niczym stado malutkich owieczek, oddalonych od świata, możliwe, że chcących wrócić, ale jaką drogą? Podzieliłem się moją interpretacją z Juleką. Dziewczyna zaczęła przegryzać wargę i schyliła głowę. Chyba mimo wszystko czas spytać, bo ta cisza nas wykończy.

- Coś nie tak?

- Wszystko dobrze - szybko odpowiedziała Juleka. Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło, dlaczego jej głos drżał. Zmieniła się ostatnio. Chciałbym odzyskać tę wcześniejszą Julekę, chętną do rozmowy czy wypadu do galerii sztuki. Teraz ewidentnie ją coś trapiło.

- Martwisz się, że nie ma Rose, tak? Ja też rzadko ją widuję...to znaczy, widzę ją, ale nie chce ze mną rozmawiać, albo podsuwa mi jakieś niezrozumiałe aluzje - powiedziałem. Uśmiechnęła się delikatnie. Cóż, to zawsze jakiś przełom.

- Właściwie...chciałam, by nie przychodziła. Muszę ci coś powiedzieć.

Nareszcie! W końcu się dowiem, co się dzieje i wszystko wróci do normy, sukces!

- A więc słucham, mów.

- Nathaniel, bo ja...podobasz mi się.

Uśmiechnąłem się i przygładziłem ręką roztrzepane, czerwone włosy.

- Wiesz...bo ja jestem ideałem estetycznego piękna, oczywiście zaraz po tym pajacu, Adrienie Agreste, bo jakby inaczej! - zażartowałem. Juleka zaczerwieniła się i położyła dłonie na ramionach. Zdjąłem czarną bluzę i nakryłem ją. Dziewczyna nadal nic nie mówiła, tylko patrzyła w ziemię. Cisza bardziej nieznośna niż najwyższe częstotliwości dźwięków.

- Przepraszam, słaby żart. Co chciałaś powiedzieć? - dopytałem.

- Właściwie...muszę już iść. Cześć - powiedziała, zdjęła moją bluzę i szybkim krokiem odchodziła. Możliwe, że nigdy nie zrozumiem dziewczyn. Ciekawe, czy z Marinette byłoby tak samo...mimowolnie uśmiechnąłem się na tą myśl.

***

Tymczasem w kryjówce Władcy Ciem...

- Ten chłopak...jak on tego dokonał? Straciłem kontakt z moją akumą, wyeliminował ją. Ale cóż, gra skończona, bohaterze, teraz ja wyeliminuję ciebie. A ty dalej będziesz mruczał, czarny kotku?

***

Wróciłem do domu nieszczęśliwy. Po raz kolejny nie udało mi się rozgryźć mojej przyjaciółki, a tak bardzo chciałbym wiedzieć, co ją trapi. Już próbowałem porozmawiać z Rose, lecz ona nie odpisywała na wiadomości. Jakkolwiek ciężkie to nie było, musiałem zaakceptować fakt, że nie miałem żadnego wpływu i nie mogłem jej pomóc.
Nagle do głowy uderzyła mi okropna myśl...a jak ona była...zakochana?

Kolejna dziewczyna uganiająca się za Adrienem? Nie, to nie było podobne do mojej Juleki. Ale gdyby...jak długo wytrzymałbym mówienie o tym nieziemskim blondynie? To znaczy, ich zdaniem ,,nieziemskim", bo ja wcale tak nie uważam, oczywiście. Ale...wracając do problemu - nie chciałbym, aby do tego doszło. Nie, żebym uważał, że bycie zakochanym jest złe, ale powinna ulokować swoje uczucia w bardziej odpowiednim obiekcie niż Adrien.

,,Ha, ciekawe, czy to samo powiedziałbyś Marinette?", pomyślałem, otwierając drzwi. Usłyszałem przyciszone głosy. O dziwo, moi rodzice nie zajmowali się motorami, tylko siedzieli na górze. Jednak nadal byli moją roztrzepaną rodziną, więc zgasiłem za nich światło w garażu (przy okazji brudząc się smarem) i zamknąłem drzwi na klucz. Wszedłem po schodach i zatrzymałem się przed drzwiami. Głosy się podniosły.
,,Ale...to niemożliwe!"
,,Jestem pewna, znalazłam to w jego rzeczach. Co mamy robić dalej?"
,,Nie wiem...naprawdę, nie mam pojęcia. Najchętniej bym się napił. Ale tu nie chodzi o mnie, tylko o niego, nie poradzi sobie"
,,Wczoraj mnie pytał dlaczego się dziwnie zachowuje. To nie jest tak, że on tego nie widzi, bo jest tutaj z nami. I nie możemy wiecznie udawać, że nie wiemy!"
,,A chcesz wiedzieć?"

Wtedy nastąpiła cisza, jednak czułem ich wewnętrzny rozłam. Myśli biegały po głowie z prędkością światła. Nie byłem dumny z tego, że podsłuchiwałem ich rozmowę (chociaż ciężko to nazwać rozmową). Nie mogłem spędzić całej nocy przed drzwiami, więc kiedy cisza trwała bardzo długo - wszedłem do pomieszczenia. Mama miała czerwone od płaczu oczy, tata chował twarz w dłoniach. Oboje spojrzeli na mnie z przerażeniem. Nie musiałem mówić - oni już wiedzieli, że słuchałem. Poprawiłem bluzkę.

- Mamo, o czym rozmawialiście? - spytałem drżącym głosem.

Wiedziałem, czego mogło to dotyczyć. Ona schudła, zaczęły jej wypadać włosy. Kiedyś musieli mi powiedzieć, ale tak naprawdę, chciałem wierzyć, że wszystko jest dobrze...a nie ,,zrozumieć". Nie chciałem, by miała to w sobie. By była chora.

- Nie twoja sprawa - wypowiedziała matowym głosem. Patrzyła z pustką w oczach w podłogę i ciągała czerwonymi paznokciami róg satynowej poduszki. Wtedy odezwał się tata:

- Oczywiście, że jego, przecież przede wszystkim o nim rozmawiamy!

Czułem się niezręcznie, ale też szczęśliwy, że moje podejrzenia się nie potwierdziły. Mama nie miała białaczki. Ale...co mogło dotyczyć mnie?

Spojrzałem na mamę z tym pytaniem w oczach. Gestem kazała mi usiąść i podała kilka poklejonych kartek. Rozłożyłem je. Adrien. Dużo Adriena. Adrien patrzący na tablice, zapisujący notatki na korytarzu, dający autograf fance przed szkołą, leżący na ławce w parku, dodatkowo jeszcze parę szkicy ze zdjęć znalezionych w gazetach. Moja praca dla Marinette, po prostu.

- No dobrze, więc chodzi wam o te rysunki? - spytałem. - Już wam mówiłem, że nie porzucę sztuki. A ten model to Adrien Agreste, chodzę z nim do klasy.

- Nie to miałeś na myśli - wymamrotała mama.

- Nie to? Nie rozumiem...

- Ja tego nie rozumiem...dlaczego mój syn jest gejem?

Zszokowała mnie. Moje serce przez moment jakby stanęło. Ja? Gejem? Przecież to niemożliwe! Jestem zakochany w Mari, prawda? To dla niej zabrałem się za rysowanie tej pracy, a ten głupi i okropny Agreste...

- Nie o to chodzi synu...bo my wiemy, że potrzebujesz akceptacji i damy ci ją. Boli nas to, że wprost nie powiedziałeś - wyznał tata.

- Wypowiadaj się za siebie - syknęła.

Chwyciłem torbę, wstałem z fotela i otępiały skierowałem się w stronę mojego pokoju. Opadłem na łóżko. Czy ta rozmowa odbyła się naprawdę? Zresztą, dlaczego nie wyrzuciłem tamtych szkiców? I tak były słabe. Nie pokazywały go, jakim jest naprawdę, tylko tę zewnętrzną powłokę modela, choć niebywale ładną, to jednak...

Cholera.

Jestem gejem.

***

Chyba pod tak odważnym rozdziałem nie trzeba komentarza (dalej nie wierzę w to, co dzieje się w mojej głowie xD)...następny na tygodniu!

//Miraculous// InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz