3.

388 18 0
                                    

Po dobrych 2 tygodniach wypuścili mnie do domu. Mimo mojego oporu,lekarz kazał mi jechać. Z jednej strony się cieszyłam,ponieważ doktor mówił mi,że najwięcej rzeczy przypomina się w gronie rodziny. Tylko,że dla mnie to nie była rodzina. To byli obcy ludzie, o których nie wiedziałam nic. Na dodatek oni cały czas pytali się mnie o rzeczy na których odpowiedzi nie znam. Oni chyba nie potrafią zrozumieć tego,że ja naprawdę nic nie pamiętam. Kiedy wychodziliśmy ze szpitala traktowali mnie jak kalekę. Pomagali kiedy schodziłam po schodach i kiedy wsiadałam do ich samochodu. Okazywałam do nich małą niechęć,jednak starałam się pamiętać,że to moja rodzina.

- O, a tutaj chodziłyśmy na plac zabaw z babcią. - wskazała pacem Daisy. - Zawsze kłóciłyśmy się,która pierwsza wsiądzie na bujanego konika. - zaśmiała się pod nosem. Mój wzrok przez całą drogę był utkwiony w ziemię. Nie miałam najmniejszej ochoty nikogo słuchać, ani na nic patrzeć.

W końcu dojechaliśmy do piętrowego, drewnianego domku,który miał wielki ogród.

- Jak ci się podoba? - zapytał mój.. opiekun. Nie chciałam używać słowo ojciec, bo nim dla mnie nie był. Nie czułam tej więzi. To słowo krępowałoby mnie,dlatego postanowiłam sobie go oszczędzić.

- Jest bardzo uroczy. - powiedziałam przez ramię i złapałam się za ramiona. Wiał dość silny wiatr,który targał moje długie brązowe włosy.

Pierwsze co zrobiłam po wejściu do domu, to była wizyta w toalecie. Chciałam się przejrzeć w lustrze. W szpitalu nie miałam nawet ochoty tego zrobić,jednak tutaj może da mi to jakieś wspomnienie? Zamknęłam bukowe drzwi i zapaliłam światło. Podeszłam ostrożnie do umywalki i podniosłam głowę. W lustrze widziałam bladą twarz z zadartym nosem i szarymi oczami. Moje brązowe włosy odbijały światło i czasami zdarzało mi się zauważyć pojedyncze blond kosmyki. Niestety nic, a nic nie odświeżyło się w mojej pamięci. Wyszłam z łazienki w oczekiwaniu,że pójdę do swojego pokoju,jednak to nie miało nastąpić tak szybko. Ci ludzie wszystko mieli poukładane. Przewidzieli każdą możliwość. Przed paroma dniami myślałam,że to ja mam coś z psychiką,że czuję do nich niechęć,jednak to oni sami swoim zachowaniem ją we mnie budzili. Jak ja mogłam wytrzymać z takimi ludźmi? A może to tylko zmartwienie moim stanem prowadzi ich do takiego zachowania?

- Patrz co twoja siostra upiekła. Twoje ulubione ciasto z malinami. - na twarzy kobiety malował się wielki uśmiech. Gdyby był większy z pewnością rozpruł by jej twarz. Kobieta pociągnęła mnie za rękę i doprowadziła do stołu. Wszystko było poukładane jak w najlepszej sławy restauracji. Kieliszki, małe widelczyki, talerzyki i inne. Zanim zdążyłam usiąść usłyszałam warkot silnika. Najwyraźniej zaprosili jeszcze kogoś.

Remain A Mystery Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz