"Lukuś"

903 41 1
                                    

Zmusiłam go przecież! Zmusiłam, żeby na mnie spojrzał, i ja teraz cierpiałam, cierpiałam razem z nim, nie ważne, co doprowadziło go do łez, współdzieliłam z nim ból. Patrzył. Smutno. Nie wytrzymałam, wybuchłam płaczem i zakryłam twarz dłońmi, nie chciałam, żeby patrzył.

- Nessa, nie płacz. - Powiedział pociągając nosem. Przyciągną moja głowę do swojej klatki piersiowej. Czułam szybkość jego serca, szalało. Tak jak moje, za każdym razem, gdy go widziałam. Gdy się uspokoiłam, odkleiłam głowę z wielką przykrością i trudnością od jego klatki. Trzymał mnie za podbródek uśmiechając się lekko. Zbliżył się do mnie, czułam na twarzy jego ciepły oddech, a potem cmokną mnie w czoło dając mi poczucie jeszcze większego bezpieczeństwa. A po tym jego silne i stanowcze ramiona oplotły moje, znowu mnie przytulał.

Nadeszła kolejna z rzędu bezsenna noc. Trzecia w nocy, a ja zastanawiam się o czym śni. Boże, dlaczego ja o nim myślę?! Chyba się w nim zakochałam. Stało się.. zakochałam się w Lukasie do szaleństwa. Chciałabym wejść w jego sny. Być w jego snach. Miałam nadzieję, że nie śni mu się żaden koszmar, że to coś miłego.

To wszystko było coraz bardziej chore i pokręcone. To jest tak jak z koszmarem, kiedy próbujesz obudzić się ze snu, po czym uświadamiasz sobie, że to nie sen. Nie sen, a realizm. Chciałabym, żeby to wszystko było prostsze, żeby ludzie otwarciej mówili o tym, co boli. Coś ściskało mi gardło, z trudem przełykałam ślinę. Ciągle nie znałam odpowiedzi na jego smutek w oczach, ale to pewnie musiało być coś strasznego, skoro doprowadziło go to do płaczu.

Nigdy więcej. Już nigdy go o to nie zapytam.
Spojrzałam na zegarek, w pół do piątej. Czas dłużył się nieubłagalnie.. chciałam już ranek, żebym mogła pójść do Lu, opowiedzieć, że nie mogłam w nocy spać i na kanapie oglądając jakiś film zasnąć na jego kolanach, a potem, gdy zorientuje się, że zasnęłam, zaniesie mnie do swojego łóżka, nakryje kołdrą po uszy, cmoknie w policzek na lepszy sen, usiądzie na podłodze słuchając mojego miarowego oddechu.

~ Przestań tak marzyć ~ Pomyślałam ~ już pozwoliłaś sobie na zbyt wiele. Nie myśl o przyszłości, skup się na tym co teraz i tu!

Myśli męczyły mnie całą noc. Budzik. Ósma godzina. Czyli jednak udało mi się zasnąć na dwie godziny. Wstałam, ubrałam się i wyszłam, bez śniadania, bez niczego.. wyszłam.

Szłam na oślep, nogi niosły mnie same.. przez park, a potem w mała uliczkę, gdzie znajdował się blok w którym umieszczone było jego mieszkanie

Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech. Musiałam, bo tego potrzebował mój mózg. Dotlenienia, porządnego dotlenienia. Jeszcze jeden wdech i zapukałam do ciemnych, prostych drzwi. Przez dłuższy czas nie było odpowiedzi. Zapukałam jeszcze raz, teraz głośniej, aż zabolały mnie kłykcie. I nagle on. Zasapany wyglądał słodko. Kosmyk potarganych włosów opadał mu na prawe oko. Stał przede mną w białej koszuli na krótki rękaw i w dresach. Patrzył na mnie zaskoczony, a ja wymusiłam uśmiech.

-Hej. - Wyszeptałam trzymając palcami kołnierzyk mojej jeansowej koszuli zapiętej po samą szyje.

- Hej.. wejdź.

Uśmiechnął się, przez całą noc mi tego brakowało. Jego uśmiech stał się moim uzależnieniem. Jeszcze większym niż fajki. Poszedł do kuchni nalać kawy do kubka, a ja weszłam i zamknęłam za sobą drzwi dotykając zimnej metalowej klamki. Przeszedł mnie dreszcz. Myślałam, że nie ma zimniejszych rzeczy, niż moje dłonie.

- Powieś płaszcz na wieszaku i usiądź na kanapie. - Powiedział wskazując ją na drugim końcu pokoju. Wolałam usiąść przy aneksie kuchennym. Wdrapałam się na stołek barowy. - Kawa czy herbata?

Zakochana Depresantka [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz