Rozdział 7

525 39 3
                                    

Mój sen był nie spokojny i urywany. Kilka razy budziłam się w nocy, bo czułam czyjąś obecność. Oczywiście wiedziałam, że DRESZCZ i dziesięciu stojących na warcie strażników nie pozwolą, by coś nieprzewidzianego w planach nam się stało. Gdy obudziłam się o 3:47 nad ranem (tak pokazywał mój zegarek od DRESZCZ'u) udało mi się ustalić konkretną osobę, która zakłócała mój sen. Były to Żókolce, albo Piaskolce, jak kto woli. Patrzyły się na mnie, a gdy tylko odwracałam się w ich stronę zakopywały się pod ziemią. Interesting. Wiadomo, jak obudziłam się o tak wczesnej porze żołądek burczał mi z głodu. Poszłam do mini-vana i wyjęłam paczkę żelków. Wróciłam na mój koc pod drugim mini-van'em, otworzyłam paczkę i zaczęłam jeść. Twarde jak skała. Co starsi członkowie brygady powiadali, że są "twarde, jak z biedronki!". Nie rozumiem o co chodzi. Rozbłyski słoneczne spustoszyły 1/10 ziemi prawie 15 lat temu. Zmarło wtedy 6 z 7 miliardów ludzi. Przetrwały tylko fragmenty Rosji, Korei (ojczyzna Pandy i TOP'a), USA, Wielkjej Brytanii, Polski i tylko kilku innych krajów. No ale wracając. Ponoć 15 lat temu na ziemi istniała sieć handlowa Biedronka. Mieli tam ponoć żelki. Całe tony żelek! Twardych, ale żelek. Ile ja bym dała urodzić się 100 lat temu? W 10 000? Wtedy życie było o wiele łatwiejsze. Nie wiedzieliśmy wtedy, że Marsjanie wystawią nas do wiatru przy rozbłyskach słonecznych. Że pozwolą nam umierać. I że rozpęta się wojna pomiędzy Marsem a Ziemią. Ostatecznie wygraliśmy, ale jakim kosztem... Podczas walk Marsjanie wysłali na Ziemię okropną zaraze zwaną Porzogą. Wytępiła ona 500 000 ludzi. Pozostawiła tyle samo ile zabiła. Koszmar. Ale Dreszcz znajdzie lekarstwo. Musi... Nie chcąc pogrążać się dalej w smutnych myślach usnęłam...

Pierścienie OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz