Spacer

299 33 8
                                    

*VICTORIA*

Po śniadaniu dziewczyną zachciało się zakupów, więc pół dnia spędziłyśmy szukając ciekawych sklepów. Kiedy tylko przekroczyłam próg pierwszego z nich już czułam że jestem w ciemnej dupie. Nie chciałam psuć zabawy przyjaciółkom, ale zakupy to nie moje klimaty. Szczerze mówiąc nienawidzę zakupów, mimo tego dziewczyny namówiły mnie żebym coś sobie kupiła.

- Może to? - Camila rzuciła mi jakąś ohydną kieckę w twarz.

- W życiu tego nie kupię.

- Ja nie wiem jak tobie dogodzić.

Już miałam nadzieję, że się poddadzą, myliłam się. Szukały zawzięcie dalej i dalej. Ja i tak wszystko wybrzydzałam, nie chciałam im robić na złość, ale nic mi się nie podobało.

- Vix! - Od razu podeszłam zrezygnowana do Miley. - Popatrz. - Pokazała mi krótka przewiewną bluzkę czarnego koloru. Na pierwszy rzut oka wydaje się zwykła. Jednak fredzelki które ozdabiały jej dół urzekły mnie. Chyba jednak Miley znam mnie lepiej niż Camila. Nie czekając ani chwili dłużej kupiłam ją. Z ręką na sercu mogę uznać, że tym razem ogromnie cieszę się z mojego zakupu.

* 17.30

Spacerowałyśmy ulicami Santa Domingo. Zachwycałam się piękna architekturą tego miejsca. Trochę czułam się jakbym była w innym wymiarze. Te wszystkie domu ogrody, ta piękna pogoda. Tak naprawdę nie zwracałam większej uwagi a dziewczyny, w sumie nie zwracałam na nic uwagi. O wiele ciekawsze wydawało mi się podziwianie tego miejsca. Szłam zupełnie nie patrząc przed ani pod siebie, aż nagle JEBUT i znalazłam się w ramionach jakiegoś faceta.

Głupi kamień.

- Przepraszam, nie patrzyłam pod nogi. - Powoli podniosłam głowę i ujrzałam go. Ten piękny koleś z hotelu.

Vix zwolnij!

- Nic się nie stało. Lepiej wpaść na mnie niż na ziemię. - Uśmiechnął się przyjaźnie wkładając ręce do kieszeni. Na widok jego cieszącej się buzi sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Z tego czaru wyrwali mnie jego koledzy, których dopiero teraz zauważyłam. Spojrzałam na nich i zauważyłam, że mówią i śmieją się pod nosem. Czy oni śmieją się ze mnie?

Vix nie upokarzaj się już i idź sobie.

- Ja, ja jeszcze raz przepraszam. Cześć. - Machnęłam ręką na pożegnanie i kierowała się w stronę moich towarzyszek, które stały blisko. Nie zdążyłam wykonać nawet dwóch kroków, bo zatrzymał mnie jego głos.

- Już lecisz?

- Wiesz śpieszę się.

- Zanim na mnie wpadłaś nie wyglądałaś tak jakbyś się śpieszyła. - Nagle walnęłam buraka na buzi. Co ja mam mu powiedzieć? - Mogę chociaż poznać twoje imię?

- Victoria.

- Taeyang, miło mi cię poznać. No to do zobaczenia mam nadzieję. - Rzucił mi uroczy uśmiech i odszedł ze swoimi kolegami.


- Rzeczywiście ci się podoba! - Camila rzuciła się na mnie jak debilka. Normalnie bym ją odetchnęła, ale byłam jeszcze w ,,transie''.


- Daj spokój...Tylko na niego wpadłam.


- Tak, a ten burak i banan nie schodzi ci z ryja przez te widoki.


- Camila!


- Jak on miał na imię? - Gdyby nie Miley Camila już dawno dostałaby po tyłku.

-Tajnoga? - Na te słowa Camili zaczęłam śmiać się jak debilka. Tajnoga, naprawdę?

Muszę iść z nią do uchologa, albowiem jest z nią coraz gorzej.

- Taeyang, Camila... - Wymamrotałam przez śmiech.

Spokojna PrzystańOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz