10. Rozdział

4K 326 19
                                    

   Wielkimi krokami zbliżały się urodziny Friggi. Odyn, jak miewał mieć w zwyczaju, planował huczne przyjęcie. Na tę biasiadę zostali zaproszeni wszyscy. Wielkie stoły zastanowiono różnorodnymi potrawami i najwyższej jakości trunku. Bardziej ekstrawaganckimi niż na uczcie z okazji zwycięstwa.

   Astia była nieobecna na zwołaniu spotkania drużyny. Odwołała również trening. Nikt o nic nie pytał.  Cały dzień spędziła na obserwacji kwiatu, który był prezentem od księcia. Szukała haczyka. Myśli ją tak przytłaczały, że nie zeszła na śniadanie, nie odważyła się nawet wstać, by odsłonić ciężkie zasłony z okien. Jedynym źródłem światła były otwarte na oścież drzwi balkonowe. Wszelką służbę odprawiła.

   Irys.

   Bardziej na niego zasłużyła – czym? Co takiego zrobiło, że ktoś tak zapatrzony w siebie, traktujący ludzi, jako rozrywkę, podarował jej coś od tak, bezinteresownie.

   Pokręciła głową. Nie da się omamić pięknymi słówkami. Dupek! W jej oczach nim był... jednak to, co mówił w ogrodzie, nie dawało jej spokoju. Nie ma nic. Przecież ma Friggę. Thora. Odyna. Może nieprawdziwa rodzina, ale zawsze jakaś. Ona nie posiadała niczego poza imieniem.

   Nosił maskę. Chyba. Nie, raczej na pewno! Nie potrafiła go odczytać. Człowiek pełen sprzeczności. Raz ofiara ukazująca swój ból, a raz dupek, którego zabić to za mało.

   Irys został wstawiony do szklanego wazonu z namalowanymi falami morskimi. Nie ruszyła zielonej wstążki. Kolor Lokiego. Kolor kłamcy. Właśnie!

   Loki - bóg kłamstwa i oszustw. Zapewne wszystko, co powiedział było kłamstwem! Zmyślona bajeczka.

   ,,Muszę to zrobić. Zanim odejdę... obiecaj mi, że..."

  Głos kogoś, kogo nie rozpoznawała zagłuszał jej myśli coraz częściej. Podejrzewała, że oszalała. Chociaż... nie. To niemożliwe. Ktoś zapukał do drzwi. Oderwała się od kwiatu, jak od kochanka, z którym nie chciała być przyłapana.

   Do komnaty weszła niska służka, a przecież prosiła, aby jej nie przeszkadzano. Ze wszystkimi pracami poradziłaby sobie sama. Kobieta trzymała w rękach kreację. Suknię, którą Frigga wybrała dla niej na przyjęcie.

   Malachitowa suknia z czarną koronką w wcięciu na plecach i koronkowymi rękawami, przylegającymi do ciała. Na ramionach z dwóch kamieni ozdobnych spuszczała się po plecach peleryna pod kolor stroju. Głębokie wcięcie dekoltu, trochę ją degustowało. Znowu miała ukazywać więcej niż by chciała.

   Ciasna sukienka uwydatniała jej kształty i walory. Coś jej nie pasowało w kolorze. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że kreacja ma taki sam kolor jak wstążka irysa.

   Normalnie nie założyłaby jej, ale z okazji urodzin królowej – zrobiła wyjątek. Frigga okazała jej tyle dobroci, od kiedy zjawiła się w Asgardzie. Zupełnie, jakby czasem próbowała zastąpić jej zapomnianą matkę.

   Służka zajęła się jej fryzurą. W długi warkocz wpięła spinki wyglądające jak szmaragdy. Białe włosy z zieloną suknią sprawiały wrażenie śniegu pokrywającego lasu. Zupełnie jak nie ona.

   Zbyt odważnie.

   Zbyt elegancko.

   Westchnęła ciężko i niechętnie spojrzała na swoje odbicie. Minęła godzina. Thor przybył pełnić rolę towarzysza. Miała nadzieję, że ręce i usta będzie trzymał z dala od niej.

   Nim opuściła komnatę coś błysnęło na czystym stole. Nie wiedziała, skąd wziął się tam naszyjnik. Sądziła, że to służba przyniosła go. Nie rozumiała, czemu traktowano ją jak księżniczkę, gdy w rzeczywistości była tylko żołnierzem.

   Założyła naszyjnik. Między jej piersiami mienił się piękny szafir. Niebieski. Nie pasujący do stroju, ale żal go było zostawić. Czemu dostała taki naszyjnik, który nie pasuje do sukni? Nie rozmyślała nad tym. Wraz z Thorem udali się na salę biesiadną.

   Frigga promieniowała. Jak przystało na boginię. Swoje miodowe włosy miała zaplecione w wysokiego koka z kilkoma luźnymi kosmykami, które zasłaniały jej kark. Miała na sobie piękną złotą suknię z bufiastymi rękawami. Broszka, będąca podarunkiem od Odyna zdobiła jej pierś. Wyglądała majestatycznie.

   Podeszła do Astii i Thora, uśmiechając się.

   – Wyglądasz pięknie – skomentowała Frigga.

    –To dla mnie zaszczyt. Ten komplement. Jednak to królowa wygląda pięknie. Wszelkie kamienie szlachetne bledną przy Waszej Wysokości i...

   – Przestań, dziecko. Ta królewska gadanina ci nie pasuje – zachichotała, przez co Astia poczuła się najzwyczajniej w świecie głupio.– Od samego rozpoczęcia przyjęcia słyszę same pochwały i komplementy, aż oszaleć idzie...

   Astia zarumieniła się. Królowa spojrzała na niewielki kamień, który zdobił jej szyję.

   – Astio, cóż to jest?– zainteresowała się.

   Wojowniczka dotknęła dłonią kamień.

   – Myślałam, że królowa mi go dała w komplecie do sukni.

   Frigga zaczęła rozglądać się po gościach. Zatrzymała wzrok w jednym punkcie. Gdy Astia powiodła za nią wzrokiem, nikogo nie zobaczyła.

   Przeprosiła syna i odeszła od nich.

   – Czy mogę poprosić Panią do tańca? – zaproponował ktoś i to wcale nie był Thor.

   Loki. Mężczyzna stał tuż obok niej w eleganckich, odświętnych szatach, uśmiechając się do niej niewinnie. Ujęła jego dłoń i niepostrzeżenie wymsknęła się starszemu synowi Odyna, za co w duchu dziękowała czarnowłosemu. Im dłużej przebywała w towarzystwie pierworodnego Wszechojca, tym czuła, że się dusi.


Za Asgard! | Loki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz