12.

1.3K 121 19
                                        

- Nie, nie, nie, nie, nie... - zaczęłam powtarzać w kółko, łapiąc się za włosy, które, swoją drogą, prawie wyrwałam z nerwów, jakie mnie ogarnęły. - Tępy gówniarz - wysyczałam pod nosem, siadając na pierwszym lepszym murku, jaki był przy mnie, gdyż poczułam, że tracę grunt pod nogami i lada chwila spadnę na ziemię.

Moje ciało trzęsło się jak galareta, dosłownie. Galareta jest tutaj doskonałym porównaniem, bo nie mogłam chociażby utrzymać w rękach telefonu, który spadł na chodnik, ale nawet nie przejęłam się odgłosem tłuczonego szkła. Oddychałam ciężko, próbując się za wszelką cenę uspokoić, ale nie dałam rady. Byłam roztrzęsiona i oszołomiona do tego stopnia, że nie potrafiłam racjonalnie myśleć i kontrolować tego, co robię.

Nawet nie wiem, kiedy łzy zaczęły napływać do moich oczu. Poczułam je dopiero, gdy jedna w mgnieniu oka spłynęła po moim policzku. Przecież ja nigdy nie płaczę, na pewno nie tym razem.

Kolejną łezkę starłam szybkim ruchem dłoni i zacisnęłam powieki, żeby żadna z tych małych dziwek nie ujrzała już światła dziennego. Próbowałam zdusić to w sobie, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam tak po prostu wyluzować i przyjąć tego ze stoickim spokojem.

Poczułam, jakby serce złamało mi się dokładnie w pół. Nienawidzę tych ludzi - to najprawdziwsza prawda. W końcu zniszczyli mi porządny kawał życia, znęcając się nade mną, zmuszając mnie do robienia czegoś wbrew samej sobie czy cały czas wywierając na mnie przeogromną presję.

Nienawidziłam ich szczerze, ale prawdą było też to, że wszystko, co robiłam, było dla mojej rodziny. Teraz, gdy okazało się, że zrobiłam coś wbrew zasadom gangu, przeraźliwie bałam się o ich zdrowie. Złamałam umowę, co wiąże się z niezłymi kłopotami, a ja obawiam się najgorszego, że wrócę do domu i zastanę ciała moich najbliższych poćwiartowane na kawałki.

Mogą zabić mnie, ale od nich niech trzymają się z daleka.

Myśląc o tym, znacznie pogorszyłam swoją sytuację, bo w jednym momencie mój stan z tragicznego zmienił się w jeszcze gorszy. Już nawet dłużej nie blokowałam łez, które swobodnie spływały po moich zaróżowionych policzkach. Pociągając co chwilę nosem, schowałam twarz w dłoniach i wrzasnęłam, dając niewielki upust mojej frustracji.

Nagle zrobiło mi się odrobinę lepiej. Nawet nie wiem, czym było to spowodowane, być może tym, że zmieniłam nastawienie do całej tej sytuacji, a może raczej tym, że zza moich pleców usłyszałam gruby, męski śmiech. Tak, zdecydowanie to było to drugie, bo cała sytuacja dalej bolała mnie nie mniej niż kilka sekund wcześniej. 

Zapomniałam o tym pajacu stojącym niedaleko za mną. Zapomniałam na śmierć, że nie jestem sama i dałam się za bardzo ponieść emocjom, a nikt, tym bardziej on, nie mógł zobaczyć mnie w takim stanie. Szybkim ruchem otarłam dłonią policzki, korzystając z tego, że byłam odwrócona do niego plecami i odchrząknęłam, bo moje gardło było ściśnięte do tego stopnia, że gdybym coś powiedziała, z pewnością brzmiałabym jak potwór.

- Tessa, co Ci zajmuje tak długo? - podniosłam głowę, słysząc wkurzony głos Renee. - Co się stało? - dziewczyna od razu zmieniła swój ton, widząc, w jakim stanie jestem. Pokręciłam głową, stając na nogi i podeszłam do niej.

- Muszę iść, mam nadzieję, że sobie sama poradzisz - wymamrotałam szybko, wymuszając uśmiech w jej stronę i nawet nie czekając na jej odpowiedź. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę zajętego, w dalszym ciągu swoim papierosem, Biebera. Po drodze schyliłam się po telefon, którym uderzyłam chłopaka w klatkę piersiową, gdy przechodziłam obok niego. - Miłej nocy - mruknęłam sarkastycznie, uśmiechając się chytrze.

She's so badass // j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz