Gdy po wielu próbach dalej nie potrafiłam podnieść się z ziemi, załamana położyłam głowę na trawie. Nie miałam siły zmienić się w wilka, by przyśpieszyć regeneracje. Moje wampirze ja również nie zamierzało mi pomóc. Ptaki, które wcześniej śpiewały donośnie, nagle zniknęły, a szum w uszach zaczął mi doskwierać. Czułam się, jakby ogarniała mnie ciemność. Nie wiem, ile leżałam w takiej pozycji, ale w pewnej chwili poczułam ręce, które złapały mnie w talii. Mężczyzna o zielonych oczach, blond włosach i jasnej karnacji, posyłał mi delikatny uśmiech. Nie przypominała alfy, wyglądał bardziej jak beta. Kiedy mnie podniósł, odpłynęłam, lecz tylko połowicznie w dalszym ciągu byłam w stanie słyszeć rozmowy.
- Alfo znalazłem ją.- Wydawało mi się, że przekazał mnie w inne ramiona.- Błoto zamaskowało jej zapach, który i tak ciężko wyczuć, ale przeznaczenie prędzej czy później złapie każdego.
- Masz rację Nathan. Wracaj do watahy przyjacielu, dzisiaj musisz przejąć moje obowiązki.
- I przez kolejne dni, prawda?
-Kiedyś znajdziesz swoją mate, zrozumiesz.- Nagle rozmowy ucichły, a ja przebudziłam się na kanapie. Od razu wstałam, a gdy tylko usłyszałam kroki, przeturlałam się za mebel i syknęłam przez ból barku.
-Nie musisz się mnie obawiać, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Podejdź, proszę, chcę ci tylko pomóc.- Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja powoli wstałam, patrząc mu głęboko w oczy. Zachowywałam się jak dzikie zwierze, które można spłoszyć jednym niewłaściwym ruchem. Mężczyzna cały czas stał w jednej pozycji, cierpliwie czekając. Podeszłam do niego z wahaniem i podałam trzęsącą się rękę. Złapał ją delikatnie. Kompletnie nie przypominał potwora, który próbował mnie zabić i tropił przez wiele lat. Przytulił mnie bardzo ostrożnie.- Przepraszam za wszystko, co zrobiłem. Gdybym wcześniej wiedział, że jesteś moją mate...- Odsunęłam się od niego gwałtownie.
- To co? Nie polowałbyś na mnie?! Nie zniszczyłbyś mi życia?!- Z każdą chwilą coraz bardziej krzyczałam. Tylko ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem.- Ciekawi mnie co by było, gdybym nie była twoją przeznaczoną, ale raczej już tego nie sprawdzimy.
-Wynagrodzę ci wszystko, co zrobiłem, ale musisz dać mi szanse. Poczekaj chwilę, przygotowałem kolację.- Alfa nie poszedł daleko, ponieważ salon był połączony z kuchnią. Co chwilę zerkał na mnie kątem oka w obawie, że ucieknę przy najbliższej okazji. Rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, iż to miejsce jest świetnie urządzone. Ściany były niebieskie, a podłoga została wykonana z jasnego drewna. Kuchenne meble miały biały kolor i czarne uchwyty. W salonie wszytko było szare. Na ścianach wisiały zdjęcia i obrazy, a w wazonie stały kwiaty. Miałam sto procent pewności, że w aranżacji wnętrz pomogła mu jakaś kobieta.
-Kto pomógł ci się tu urządzić? Nie wyglądasz na aż tak zdolnego.- Spostrzegłam lekki uśmiech na jego przystojnej twarzy. Los ze mnie zakpił. Dawniej, kiedy las otaczał mrok, a ja rozpalałam ogień i kładłam się na ziemi, wyobrażałam sobie swój ideał. Zawsze miał piękne błękitne oczy, czarne włosy i zadarty nos. Ironia polegała na tym, że patrząc na alfę, którego nienawidzę, przypominałam sobie swoje wyobrażenia.
-Kiedyś przyjeżdżała tu moja mama, gdy miała dość problemów stada. Teraz podróżują z tatą po całym świecie, a dom należy do mnie. Ostatnio przysłali mi pocztówkę z Japonii. Będę musiał im o tobie powiedzieć, bo jeśli usłyszą to od Sama, to umrę śmiercią tragiczną. Chodź, zrobiłem kurczaka z warzywami.- Poklepał mnie po ramieniu, na co syknęłam. Zmarszczył brwi i spoważniał.- Co się stało?- W pewnym sensie przerażało mnie to, że będzie musiał nastawić mi bark, więc zamierzałam to przemilczeć.- Mogę sam sprawdzić, co się stało, ale przysporzę ci pewnie wiele bólu. Spróbujmy tego uniknąć.-Westchnęłam głośno.
- Wybiłam bark.- Bez słowa podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy, a ja zatopiłam się w jego tęczówkach. Więź sprawiała, że tonęłam, byłam bezsilna, nie widziałam nic poza nim. Potem poczułam ogromny ból oraz łzy spływające po policzkach.
-Spokojnie już po wszystkim. Zaraz się wyleczysz.- Przytulił mnie i leciutko kołysał, próbując trochę uspokoić.- Zjemy coś, a później położysz się spać.- Obiad był smaczny, można rzec, że wyśmienity. Przez chwilę w mojej głowie zrodziła się niedorzeczna myśl. Wyobraziłam sobie niebieskookiego z garstką naszych dzieci, które próbują pomóc mu w przygotowaniu posiłku. Uśmiechnęłam się do siebie, ale mężczyzna to zauważył i posłał mi pytające spojrzenie.
- Nie zdradziłeś mi jeszcze swojego imienia.- Zaczęłam dłubać w warzywach, żeby nie zobaczył mojego zażenowania. Jak mogłam myśleć o takich rzeczach, skoro znałam go tylko godzinę.
-Wybacz, nazywam się John.
-Mogłabym powiedzieć, że mi miło, ale nie będę cię okłamywać.- Próbowałam go zdenerwować albo zirytować jednak on zaczął się śmiać. Nie rozumiałam jego zachowania. Zawsze wierzyłam w wybuchową naturę przywódców stada. Popatrzyłam na niego, chcąc zrozumieć co z nim nie tak.
-Należało mi się. Nie wybaczysz mi tak łatwo i jestem przygotowany na wszystkie obelgi, przekleństwa czy nawet ucieczki. Każdego dnia będę starał się udowodnić, że jesteś dla mnie wszystkim. Znajdę cię, gdziekolwiek będziesz, zawsze cię ochronie, a co najważniejsze postaram się być cierpliwy.- Słowa, które wypowiedział, były wzruszające, lecz moje przeczucia mówiły, że muszę odejść. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdołam mu wybaczyć.- Idź na górę i spróbuj się przespać. Jutro porozmawiamy, postaram się ci to wszystko wyjaśnić, ale najpierw muszę sobie to poukładać.- Bez słowa wstałam od stołu, a gdy byłam już na schodach, trzymając się barierki, przemówiła Aria.
~ Wiesz, że musimy odejść?
~ Jestem tego świadoma mon ami.- Westchnęłam po raz piąty tego dnia, wymyślając plan ucieczki.
![](https://img.wattpad.com/cover/74557799-288-k413538.jpg)
CZYTASZ
Wyjątkowa
Người sóiOd wielu lat uciekałam przed odpowiedzialnością, jednak przeznaczenie doprowadziło mnie do miejsca, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć... - W trakcie korekty