Rozdział 17

95 12 11
                                    

Madison 

Podróż mijała nam w spokoju. Na naszej drodze nie wystąpiło żadne niebezpieczeństwo. Leżałam właśnie na trawie. To było cudowne uczucie. Leżałam i rozmyślałam o mojej misji i niesamowitym życiu. Wiem, że nigdy bym go nie zastąpiła. Trawa była dość wysoka ,a dookoła  pełno stokrotek. Słońce w zenicie ,a kawałek dalej słychać było szum strumyka. Czułam euforię ,której nie mogłam pojąć. Gdy to wszystko się skończy przyjadę tu znowu. Słyszałam śpiew ptaków. Do Shadow Hill zostały niespełna dwie mile. Niedługo musimy ruszać. Shadow Hill to miasto w którym żyją ludzie zmieniający się w cienie. Dawno temu w wojnie 9 królestw na miasto została rzucona klątwa. Sprawiła ,że mieszkańcy zamienili się w cienie. Za dnia ludźmi będziecie ,lecz nocą cieniem się staniecie. Okazało się że z biegiem lat klątwa przybiera na sile. Potomkowie tamtych mieszkańców mogą zamienić się w ludzi tylko na jedną godzinę. Klątwę może odwrócić tylko wybawicielka. Nigdy nie było wiadomo kto nią jest. Według legendy przybędzie do miasta na białym koniu odziana  w czarny płaszcz z cienia najszlachetniejszego wojownika. Nie będzie normalna. Będzie hybrydą ,która zamieni noc w dzień. Jej serce będzie czyste nigdy nieskalane ciemnością. Czystość jej serca jest kluczem do największych problemów. Wiem ,że na pewno to nie jest o mnie. Moje serce jest przepełnione ciemnością. Moje dzieciństwo było trudne te rzeczy,które robiłam by przeżyć. Kłamstwa którymi raniłam ludzi. Nie nadaje się na wybawicielkę. Dziewczyna która nią będzie powinna być wzorem dla wszystkich ,a nie mną.                                

-Madison powinniśmy ruszać.- Powiedział pewnym głosem Nath.                                                               

 -Oczywiście ,ale obiecaj mi ,że tu jeszcze wrócimy.- Popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami, jednak zaraz uśmiechnął się do mnie i powiedział.                                                                                               

-Obiecuję.-Podał mi rękę którą chwyciłam i podniosłam się z ziemi. Ruszyłam w stronę naszych koni ,które podarowali nam mieszkańcy królestwa elfów. Może nie był to najszybszy środek transportu ,ale mogliśmy przemieszczać się nie zdradzając kim jesteśmy. Teraz nie było mi potrzebne by wilkołaki ze stada mojego mate nas rozpoznały. Osiodłaliśmy konie i zwinnie na nie wskoczyliśmy. Nath bez żadnego uprzedzenia ruszył galopem przed siebie. Chciał się ścigać. Był dość dobrym jeźdźcem ,ale to ja wychowałam się w ucieczce. Potrafiłam poruszać się każdym możliwym transportem. Dogoniłam go od razu. Moim koniem był przepiękny biały arab. Bardzo rzadki gatunek ,którego ubóstwia wszystkie dziewięć królestw. Legenda głosi ,że białe araby były kiedyś pegazami ,które przemierzały przestworza w poszukiwaniach ludzi którym trzeba pomóc. Gdy się z nimi zaprzyjaźniał traciły skrzydła by zostać członkiem ich rodziny. Kochałam legendy, miałam dziennik z wypiskami mojego dziadka. Było tam wszytko od a do z. Co chwilę wyprzedzaliśmy się z Nathanem. Raz on był pierwszy ,a raz ja. Pędziliśmy tak śmiejąc się z każdym wyprzedzeniem. Nagle na drogę przed nami wpadł jakiś starzec. Ledwo co zdążyliśmy zatrzymać konie.                                                                                                                                                                 

 - Cóż się stało ? O mało byśmy cię przejechali!- Starzec był przerażony.                                                   

 - Proszę pomóżcie mi !! On chcę mnie zabić.- Z lasu wybiegła postać ubrana w czarny płaszcz. Zeskoczyłam z konia wyjmując miecz. On nie będzie terroryzował bezbronnych starców. Od razu przeszliśmy do walki. Wyprowadzałam uderzenia odgórne. Sparowałam jego dość silne ciosy. W pewnej chwili dostałam przypływu adrenaliny. Zrobiła wykop z pół obrotu powalając go po czym wbiłam mu nóż prosto w pierś. Dziwne było to ,że się nie bronił. Nie zrobił nic co mogłabym uznać za zagrożenie. Tak jakby czekał na śmierć.  Osunął się całkiem na ziemie mówiąc ciche dziękuje. Popatrzyłam na staruszka który zaczął się szaleńczo śmiać.                           - Dziękuje za pomoc a teraz.- Uwięził mnie w niewidzialnych sidłach razem z Nathem.- Pozbędę się was.- Nie wierzyłam w to ,że taki staruszek może nam coś zrobić jednakże był czarnoksiężnikiem.                                                                                                                                                             

 -Kim był tamten człowiek ?                                                                                                                                             

-Najszlachetniejszym człowiekiem w mojej wiosce ,a nikt nie może być szlachetniejszy ode mnie. Był moją marionetką mógł cię zabić ,ale chciał zostać bohaterem do końca.- Zabiłam niewinnego człowieka. Moje oczy zapłonęły powiedziałam tylko dwa słowa                                             

- Refendum males.- Nagle magiczne sidła pękły. Zbliżyłam się do niego.                                                   - Nigdy więcej nie skrzywdzisz żadnego człowieka.- Szepnęłam mu słowo dead i z jego ciała ulotniła się ostatnia iskierka życia. Oddychałam ciężko brzmiało to trochę jak wzburzone może. Sądzę ,ze moja krew tak wyglądała ,ale to szczegół. Nie spojrzałam na minę mojego towarzysza ,ale wiedziałam ,że stoi tam w przerażeniu. Podeszłam do człowieka którego przebiłam własnym mieczem ,lecz jego już nie było została tylko peleryna. Zdziwiona podniosłam ją i ubrałam ponieważ tak mi kazał zrobić instynkt. Wsiadłam na konia i ruszyłam galopem przed siebie. Nie spojrzałam czy Nath jedzie za mną. Do miasta cienia została jeszcze jedna mila. Niedługo koło mnie pojawił się on. Miał kamienną minę. Gdy przekroczyliśmy linię graniczną wszystko stało się szare. Drzewa rośliny krzewy, tylko my byliśmy inni. Wjechaliśmy w głąb miasta ,które było puste. Widziałam tylko cienie przemykające przez uliczki. Ktoś złapał mnie za ramię.                         

- Czy ty jesteś wybawicielką ?- Wszystko zaczęło składać się do kupy. Pelerynka, koń ,ale przecież nie miałam czystego serca. Człowiek popatrzył na mnie. Wbił mi swoją rękę w serce po czym je wyjął. To był niewyobrażalny ból ,ale jednak dalej żyłam chociaż nie wiem jak to się stało. Było czerwone nie widziałam żadnych śladów ciemności. Gdy przyjrzał się mu dokładnie. Odłożył je na swoje miejsce.- Ty jesteś wybawicielką ,która ocali nas od strasznego losu.                 

 -Ja nie....- Zanim to powiedziałam zmienił się w cień i odszedł w nieznaną mi stronę.                       

- Co teraz zrobisz Madison ?- Skierowałam moje spojrzenie na Natha.                                                       -

-Znajdę kamień.- Z ciemnej uliczki dobiegł mnie znajomy głos.                                                                       

- On zaginął miliony lat temu Madison. Nie sądzę ,że go znajdziesz.                                                             

- To ty.....   

WyjątkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz