Rozdział 10

148 16 0
                                    

Mimo że byłam hybrydom, nie nadążałam za światłem, które znikało mi z oczu co parę sekund i pojawiało się w całkiem innym miejscu. Biegłam, nie zwracając uwagi na żadne szczegóły, a gdy jasny punkt rozpłynął się w powietrzu, zostawiając mnie na pastwę losu przed ogromnym szarym drzewem, chciałam wrócić do domu Alfy. Jednak coś mnie przyciągało, sprawiło, że wyciągnęłam rękę w stronę dębu. Po dotknięciu chropowatej powierzchni przed oczami pojawił się obraz pięknej długowłosej dziewczyny. Siedząc pod drzewem, czytała książkę w ciężkiej drewnianej oprawie.

-Ario złożyłem twojemu ojcu przysięgę, ale nie będę mógł jej dotrzymać, jeśli będziesz codziennie uciekać.- Powiedział zielonoki mężczyzna podobny do Nathana.

-Nie przesadzaj.- Przekartkowała strony. 

-Nie wierzę w twoją nieodpowiedzialność!- Krzyknął. 

-Nie masz prawa na mnie krzyczeć, Edwinie. Odejdź, spotkamy się w wiosce.- Odpowiedziała spokojnie.- Pamiętaj, że jeśli przeznaczenie będzie chciało nas złączyć to i tak nie dasz rady mnie obronić. Wszystko jest zapisane w gwiazdach od wielu wieków. Kiedyś zrozumiesz, mój ojciec też.

-Oddam życie za twoje bezpieczeństwo.- Otworzyłam szeroko oczy, wracając do rzeczywistości. Zatoczyłam się, ledwo łapiąc równowagę, a patrząc w leśną gęstwinę, dostrzegłam siedem postaci. Szli w moją stronę wolnym tempem. Czułam jak wszystkie zwierzęta ze strachem opuszczały polanę. Chciałam, naprawdę chciałam zrobić to samo, lecz moje stopy przyrosły do ziemi. Każda z nich miała szaty w innych kolorach z własnym herbem i szablą lub mieczem u boku, dzięki czemu wyglądali jak rodem wyjęci z filmu o średniowieczu. Kaptury zasłaniały ich twarze, pozostawiając mnie w niepewności. Odzyskując panowanie nad ciałem, odwróciłam się, chcąc uciec, jednak jeden z nich stał już za mną. Zagrodzili mi drogę z każdej strony. Modliłam się w duchu, żeby przeżyć spotkanie z tajemniczymi nieznajomymi. 

-Jesteśmy ostatnimi wyroczniami stąpającymi po ziemi. Spotkał nas zaszczyt, że pojawiłaś się w czasach, w których żyjemy i możemy nauczyć cię wszystkiego, czego uczyli nas nasi przodkowie.- Kobieta odrzuciła nakrycie głowy, pokazując swoją twarz. Przede mną stałą Katherine, a szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz.- Mamy różne umiejętności, które podarowała nam Aria w dniu swojej śmierci. Zostań z nam przez jakiś czas, obiecuję ci, że nie będziesz żałować.- Skinęłam głową za bardzo oszołomiona sceną, która się tu wydarzyła. Podeszła do mnie, przecinając wierzch mojej dłoni nożykiem.- Dotknij jeszcze raz najstarszego dębu.- Serce biło mi szybko, prawie wyskakując z piersi. Przetarłam zakrwawioną ręką po korze, czekając na to, co się stanie. Trzęsienie ziemi chwilowo wpędziło mnie w jeszcze gorsze przerażenie, ale ciepła ręka kobiety pomogła trochę uspokoić zszargane nerwy. Potem w drzewie pojawiły się drzwi. Sześć postaci weszło do środka.- Wejdź, kiedy będziesz gotowa.

-Dobrze.- Dała mi wybór. Mogłam odejść albo zostać. Pierwsza opcja podobała mi się bardziej. Byłam tchórzem i bałam się nieznanego, a ciemny tunel nie wydawał się zachęcający. 

-Naprawdę się wahasz?- Powiedziała moja wilczyca.- Przecież to będzie cudowne. Możesz uratować tyle istnień, nauczyć się rzeczy, o których nie masz pojęcia.- Jej ekscytacja powoli udzielała się również mi.- Boisz się, to normalne. Dużo ludzi tak ma, ale ważne, żeby spojrzeć lękowi głęboko w oczy.- Miała rację, jednak przeznaczenie zostanie przypieczętowane. Nie będę mogła się wycofać. Moja przyszłość jest jedną wielką mgłą, bo mogłam podejmować różne decyzję, rozjaśniające tylko niektóre ścieżki. Nie chciałam myśleć o wszystkich istotach, ziemiach czy zwierzętach, za które miałam wziąć odpowiedzialność.- Wierzę w ciebie i w twój właściwy wybór.- Klamka zapadła, gdy zaczęłam schodzić schodami w nikłym świetle płonących pochodni. Wielki hol ozdobiony przez miliony obrazów kobiet i mężczyzn w różnych strojach odpowiednich do epoki, patrzyli na mnie bacznym spojrzeniem. Czerwony dywan prowadził do mosiężnych drzwi, jednak najpierw wolałam się rozejrzeć. Meble wykonane z ciemnego drewna znajdowały się pod dwudziestoma warstwami kurzu. Jedna szafka była zamknięta na klucz, niewzruszona moim szarpaniem. Porcelanowe naczynia leżały porozrzucane lub potłuczone w każdym kącie, jakby ludzie uciekali stąd w popłochu. 

- Nie będą na ciebie czekać wiecznie.- Rzekł znajomy głos. Mężczyzna w czarnej szacie podszedł do mnie leniwym krokiem.

-Nathan? Dlaczego ubrałeś ten dziwny strój?

-Pomyśl.- Przewróciłam oczami.- Jestem wyrocznią z gatunku wilkołaków.- Złapał mnie pod ramię i razem weszliśmy do sali tronowej.- Odpocznij. Jutro zaczynamy trening. Tym korytarzem i dwa razy w prawo.

-Dobranoc.- Wykończona ruszyłam w stronę sypialni.

WyjątkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz