1.18 Nie rozumiem...

1K 62 23
                                    

Moje ciało przeszły ciarki.
Doskonale wiedziałam co się za chwilę wydarzy.

Ale, przecież Loki...

Chwila, chwila.

Loki mnie zostawił.
Zapomniał.
Od tak po prostu.

W takim razie, mogę robić co chcę i również o nim nie myśleć.

Tylko...

Czy tego właśnie pragnę?

Postanowiłam przerwać tę nie zwykle niezreczną ciszę.

-Czy ty choć trochę myślisz?! A co gdybym nie umiała pływać?!-spytała udając oburzenie, choć to tylko jeszcze bardziej zdawało się to rozśmieszyć.

-Ale umiałaś-powiedział a na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech.-Chyba że, byłaś się że nie umiesz.

Bingo, masz mnie.

Ale satysfakcji z tego powodu to ja mu nie dam.

-Pff, chyba śnisz!-pychnęłam.- Bałam się że gdybym pociągnęła cię za rękę, mógłbyś się utopić.

-A więc martwiłaś się o mnie?-spytał z łobuzerskim uśmiechem, unosząc swą prawą brew.

Czy on musi wszędzie widzieć podteksty?

Nie... To niemożliwe by istniał równie denerwujący człowiek.

A jednak.

-Ugh, Tony ale... Ja mam chłopaka.-powiedziałam.
Między nami nie mogło być niczego więcej.

Nie mogło...

-Wiem. To byłoby niemożliwe gdybyś z nikim nie była.-mówił uśmiechając się szeroko.

Po chwili zdjął rękę ze ściany pozwalając mi odejść.

-Wszystko okey?-zapytałam.

-Tak. Idź i się przebierz, w końcu nie możesz zachorować.

Uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam w stronę mojego pokoju.

Powiedział że wszystko gra.
Wydawało się, że rozumie.

Tylko dlaczego męczyło mnie
to okropne poczucie winy?

Dlaczego miałam wrażenie że zrobiłam coś złego.

W końcu nie mogłam tego zrobić Lokiemu.
Kochałam go.

Chyba...

Usiadwszy na krześle spoglądałam w lustro.

Co widziałam?

Rozdartą dziewczynę, nie pewną swych uczuć, a jednak na zabój zakochaną.

To niesamowite jak bardzo zamieniłam się od zniknięcia Lokiego.

Czy to możliwe że przez ten, dość długi, czas zapomniałam?

A może to faktycznie było tylko i wyłącznie zauroczenie.

I znów było tyle niewiadomych.

Wtem do pokoju wszedł Steve.

-Hej, Tony robi naleśniki więc może zjesz z nami?-spytał, wyczuwając że coś jest nie tak.

Nie patrzyłam mu w oczy.

Mimo iż nie płakałam, nie chciałam by zobaczył że jestem słaba.

-Mała, co jest?-zapytał troskliwie, lecz gdy odpowiedziała mu cisza, postanowił kontynuować.-przecież widzę że coś jest nie tak.

Nie dam rady go oszukać.

Słabością, bije ode mnie na kilometr.

-Po prostu, myślałam o rodzicach...-na początku nie byłam pewna czy Kapitan w to uwierzy, lecz chyba połknął haczyk.

-Uh tak... twoi rodzice byli naprawdę świetni.

-Znałeś ich?- zapytałam zaciekawiona.

-Tak. Jake był moim przyjacielem. Chcesz dowiedzieć się o nich nieco więcej?-w odpowiedzi pokiałam głową, a on zaczął mówić.-Byli doskonale dobranym małżeństwem. Kochali się od początku aż do samego końca. Nie raz, gdy wychodziliśmy na miasto, ludzie patrzyli na nich uśmiechając się. To właśnie był przykład prawdziwej miłości. Gdy miałaś pięć miesięcy dowiedzieliśmy się że Bella jest chora. Jake się załamał. Ale ona kazała mu walczyć. Mówiła że ty będziesz mu o niej przypominać. I faktycznie jesteś bardzo podobna do matki. W każdy razie, po śmierci Isabelli, Jake wraz z tobą wyjechał na Florydę i zerwał kontakty z całą paczką. A teraz, siedzisz przede mną i jesteś smutna.
Ale musisz być silna. Oni też byli Lou.

W jego oczach było widać ból i tęsknotę.

Stracił przyjaciół, a teraz to wszystko wróciło.

Mógł zwalić wszystko na mnie, a mimo tego wspierał mnie.

-Dziękuję.-powiedziałam przytulając go a on zamknął mnie w szczelnym uścisku.

-To co. Idziemy na te naleśniki?-spytał uwalniając mnie z swych ramion.

Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem i poszliśmy na podwieczorek.

W jadalni zastaliśmy już całą trójkę wciągającą naleśniki jakby były ich ostatnim posiłkiem.

-Co tak długo?-spytał Bruce.- macie szczęście że Tony piecze jeszcze jedną partię.

-Właśnie naleśniki!-krzyknął Stark i jak poparzony popędził w stronę kuchni.

Postanowiłam wyjść pod pretekstem pomocy i porozmawiać z Tonym.

Podczas gdy brunet wykładał swe lekko przypalone dzieło, oparta o wyspę kuchenną zaczęłam rozmowę.

-Wiesz, chyba lepiej żeby nikt się nie dowiedział o tym o się dzisiaj stało.

Na moje słowa chłopak cicho się zaśmiał i odwrócił w moja stronę.

-Lou, przecież nic się między nami nie stało.-oznajmił.

Całkowicie go nie rozumiałam.

Jeszcze nie dawno chciał mnie pocałować a teraz...
A może wcale tego nie chciał?

Samą nie wiedziałam co o tym sądzić.

Odwróciłam się na pięcie i powędrowałam do jadalni.

Nie dam mu wygrać...

Nie dziś i nie teraz...

~·*°*°*·~
No heeeej.
Jednak zdążyłam wstawić rozdział dzisiaj.

#TeamLoki
czy
#TeamTony?

Do jutra :-)

Nowa Rodzina || Loki Laufeyson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz