Rozdział 8

96 5 11
                                    

*Lotta*

- H-hej... Lottie, twoje włosy... - powiedziała zszokowana Nana patrząc nie w moje oczy a nad nie.

- No białe nie? - spytałam niepewnie, załamana tym co sie stało.

- Al-ale jak?! -krzyknęła Kath.

- Ja mam wiedzieć? - obie kiwnęły głowami na znak, że tak. - To jest mój naturalny kolor. - złapałam Ślizgonki za ręce i poprowadziłam w pusty kąt. - Takie włosy mam od urodzenia. Nienawidziłam ich, dlatego od dawna je farbuje, ale gdy poznałam zaklęcia długotrwałe na zmianę koloru zaczełam je używać, jedno zaklęcie starczało na około rok, a teraz?! Nawet nie kilka dni. - wszystko mówiłam coraz wolniej. - Dziś rano stało się to, - wskazałam białe włosy, na których był wianek. - więc stwierdziłam, że spróbuje rzucić zaklęcie, - mówiłam prawie płacząc. - i nie umiałam-am, nie nie-e potrafiłam. - Nana objęła mnie ramieniem, a ja cicho szlochałam. - myśl-le że to wina, no...

Dziewczyny pare sekund patrzyły na mnie pustym wzrokiem.

- Przez drętwote? - spytała Kath, a Nana próbowała zakodować sobie w głowie całą sytuacje.

- To nie mogła być drętwota...

*******

- Hej! - zawołałam do grupki Gryfonów, którzy kiedy mnie zobaczyli zrobili zszokowaną minę a ich usta przypominało wielkie "O".

- Fajne włosy. - odezwał się już "normalny" James. - Siadaj, nie stój tak.

Usiadłam między Potterem Juniorem, a Potterem Juniorem Juniorem (lol).

- Ej jak chcecie takie włosy to wam moge załatwić, ale to powiedzcie mi o tym, a nie patrzcie sie na mnie tak. - mruknęłam, niezadowolna sytuacją.

Wszyscy zaczęli jeść i nikt na szczęście się już nie odezwał.

Pożegnałam się z przyjaciółmi z mojego domu i znalazłam w tłumie dwie ciemnowłose dziewczyny.

- Katherine i Annabeth. - udawałam głos Profesora Gravisa i chyba mi się udało.

Ślizgonki zatrzymały się i nawet przestały oddychać, a ich serca dudniły jak szalone. Ja zaczełam się śmiać, a one obróciły się i ich wzrok mówił "uciekaj albo zaraz dostaniesz Avadą". Boże jak one boją się opiekuna swojego domu. W sumie się im nie dziwię.

Tłok na korytarzu zrobił się mniejszy, w sumie zostaliśmy tam tylko my.

- Na co się tak patrzycie jak byście zobaczyły Dementora? - poprawiłam wianek i stanęłam na baczność. - Tak to ja, straszny profesor Gravis. - zaczełam udawać jego ponury głos. - Jestem strasznym ponurym Gravisem! - przybrałam jeszcze gorszy ton. Jestem jak Dementor i wysysam całe dobro! A teraz szlaban i minusowe punkty!

- Ja to robie innaczej panno de Melafuss. - odezwał się głos... O BOŻE!

Teraz to mi zatrzymała się akcja serca i pozbyłam się wszelkich objawów życia.

- Umm, d-dług-go p-pan tu? - spytałam jąkając się.

- Wystarczająco. - odpowiedział chłodno swoim własnym, nie miłym sposobem.

Kiedy obczaiłam sytuacje odzyskałam język w gębie i od razu się odezwałam.

- Ale niech pan przyzna, dobrze mi szło, nie?

- Nie.

- Wiem, że napewno pan by mnie pochwalił, bo chyba nikt nie zrobił tak ponurego, sztywnego, nudne... -

More than Magic || HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz