VI

76 11 8
                                    


Stefek leżał tak jeszcze dwie noce wraz z innymi nim odzyskał pełnię sprawności. Gdy tylko mógł stanąć na nogach, rozprostował wszystkie kości, wymienił co niektóre i rozejrzał się w poszukiwaniu swej ukochanej. Przez ten czas krajobraz zmienił się nieco. Azpilicueta nie nadążał z dostarczaniem kefiru opojom. Założył więc mały zakład mleczarski w pobliżu. Ponad połowa szkieletów leżała wciąż czekając na zbawienne działanie tego cudownego napoju. Część jeszcze nie obudziła się od owego zwycięskiego wieczoru. Inni podobnie jak Stefek wykonywali szereg ćwiczeń mających przywrócić ciału jego dawną sprawność.

Na próżno szukał w tym towarzystwie swej ukochanej. Udał się więc do swego nowego druha Azpilicuety. Ten uwijał się sprawnie za ladą i obsługiwał klientów.

-Kefir?- zaproponował wchodzącemu podając butelkę na wyciągniętej dłoni.

-Tak, widzę- odparł Stefek- Nie widziałeś gdzieś Kariny?

-A któż to?- zainteresował się Hiszpan chowając kefir w lodówce.

-Wybranka mojego serca- wyjaśnił wskazując sugestywnie na pustkę znajdującą się po między jego żebrami, a mostkiem.

-Domyślam się o kogo ci chodzi. Przyszli tutaj jacyś kawalarze i zabrali jej czaszkę- Azpilicueta nie przejął się zajściem. Zainteresowany był bardziej skromną zawartością jego lodówki.

-Dobrze się czujesz?- zmartwił się Stefek.

-To ty się upiłeś. Nie ja- Azpilicueta wyprężył groźnie klatkę piersiową- Na twoim miejscu uczyniłby coś w kierunku odzyskania czaszki ukochanej.

Stefek powyjmował z siebie wszystkie żebra, zbudował z nich stołek i usiadł nań podpierając głowę rękoma.

-Co radzisz?- spytał.

-Wypij jeszcze trzynaście litrów wódki i przyjdź do mnie po kefir.

-Cwaniak z ciebie, widzę- Stefan Papadopoulos nie należał do naiwnych ludzi. Nie dał się nabrać.

-Po którymś razie o niej zapomnisz. To jest poważna rada- próbował dalej Azpilicueta, ale z marnym skutkiem. Stefek zmarszczył czoło.

-I tak muszę odnaleźć choćby jej ciało. A bez czaszki to będzie trudne.

-Po co ci jej ciało?

-Zamieniliśmy się nadgarstkami.

Azpilicueta uderzył się ręką w czoło w geście załamania. Nieszczęśliwie złamał sobie wtedy palec wskazujący, a ułamana końcówka wpadła do kefiru jednego z klientów. Ów szkielet nie zauważył tego, a że zamierzał udać się na spoczynek, wyszedł z lokalu.

-Puta madre!- syknął Hiszpan- Ale mam plan. Jeśli oddasz mi swoją rękę, ja podaruję ci moją i wyjaśnię co należy czynić.

-No cóż...- zawahał się Stefek- Bez połowy palca da się żyć- Już miał oddać mu swą lewą rękę, kiedy Hiszpan wstrzymał go.

-Daj mi prawą- poprosił.

-Ależ to ręka z nadgarstkiem Kariny!- oburzył się Stefek.

-O to Mo właśnie chodzi. Cóż to za poświęcenie bez ofiary? Prawda, kaznodzieja ze mnie marny. Ale to ci powie choćby największy żartowniś. A widzisz, że i mnie nachodzą niekiedy filozoficzne myśli. Jak i Prawdziwego Umarłego. Wszak mamy go naśladować we wszystkim oprócz śmierci. Jak wtedy gdy rąbał drwa w lesie tuż przed swą przygodą z wilkiem...

-Znam tę opowieść- przerwał Stefek- A jak chcesz Go naśladować to polej mi tedy grzanego piwa. Nic nie chłodzi lepiej od grzanego piwa.

-Trzeźwy bądź- polecił Azpilicueta- Daj mi rękę, a powiem ci co trzeba.

Stefek zawahał się jeszcze chwilę, ale wtem zrozumiał powagę sytuacji. Wymienili się zatem odpowiednimi kończynami.

-Świetnie- zakpił Stefek- mam dwie lewe ręce.

-A co ja mam powiedzieć?- obruszył się Hiszpan- Jestem leworęczny. Ale dość. To można naprawić. Tymczasem wysłuchaj tego co mam ci do powiedzenia.

Azpilicueta wlał sobie do czaszki solidny łyk kefiru. Gdy spostrzegł, że butelką, którą trzymał, jest wypełniona cydrem, wziął jeszcze trzy łyki. Zawahał się i pociągnął kolejny. Wtem wymyślił sobie, że liczba łyków musi być parzysta. Wychylił butelkę jeszcze trzy razy. Wtedy zostało w niej już niewiele trunku i Hiszpan opróżnił ją całkowicie, po czym kontynuował mowę.

-Obawiam się, że czeka cię niezwykle trudne zadanie. Czaszkę twojej wybranki zabrali bowiem Dobrzy Stróże- Stefek przeraził się.

-Po cóż im jej czaszka?

-Na świece- widząc zdziwioną minę towarzysza, Hiszpan pośpieszył z wyjaśnieniami- Co jakiś czas upatrują sobie ładną panienkę z Dobrą czaszką. Zabierają ją do Katedry Warszawsko- Praskiej i zostawiają by bliska obecność Prawdziwego Umarłego przemieniła jej umysł. Wtedy dopiero będzie mogła dostąpić zaszczytu bycia świecznikiem. Będzie nim przez dwie dekady, aż stopiony wosk uczyni jej czaszkę bezużyteczną.

-Co wtedy z nią zrobią- zaniepokoił się Stefek.

-Oczyszczą i zwrócą jej resztę ciała. Tak więc trzeba ci tylko czekać dwadzieścia lat.

-Nie chcę tyle czekać. Jestem zbyt niecierpliwy. Istnieje szybszy sposób by ją odzyskać?

-Możesz wstąpić do Dobrych Stróżów- zaproponował Hiszpan bawiąc się swoimi nowymi palcami- Wtedy będziesz miał wstęp do katedry i będziesz często widywał czaszkę Kariny. Z tym, że wpierw będziesz musiał przejść szkolenie, które trwa dwa lata.

-Ha! To nadal za długo- zniecierpliwił się Stefek- Wolałbym mieć ją od zaraz. Na pewno da się to osiągnąć- dodał nerwowo.

-Cóż... Możesz zawsze wkraść się do katedry i zabrać ze środka interesującą cię czaszkę. Ale to jest bardzo ryzykowne. Nikomu nie udało się jeszcze włamać do środka, a co dopiero stamtąd wyjść. Nie wiem też co czeka takich śmiałków.

-Brzmi zachęcająco- zdecydował Stefek- chodźmy tam.

Nie czekając nawet na aprobatę towarzysza, rozmontował krzesło z żeber, powkładał kości na miejsce, wstał i wyszedł. W progu zatrzymał go jednak głos Azpillicuety:

-Hola! Wpierw napij się kefiru.

Prawdziwy UmarłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz