I

40 9 6
                                    


Najpierw nie ma nic. Pustka wszechogarniająca całą przestrzeń zdaje się być czymś nie do ruszenia. Czymś arcymocnym. Przytłaczająca jak kilogramy ziemi zbitej w materię twardą. Pustka wypełnia cały umysł, wszystkie kości, cały świat... Wtedy człowiek wygrzebuje się z obranego punktu odniesienia. Nastaje jasność.

Szkielecica warknęła groźnie cofając się o krok i zasłaniając ręką swoje oczodoły. Spojrzała z ukosa na Stefka i rzekła doń:

-Wyłącz latarki z łaski swojej- w jej głosie czuć było dużą irytację.

Stefek zgasił światło swoich oczodołów i natychmiast zobaczył wiele barw choć nienaturalnie rozjaśnionych. Poznał miejsce, w które go zaniesiono. Były to podziemia katedry, mające swój urok i piękno, choć nie tak wielkie jak sam kościół. Stefek byłby podziwiał widoki i snuł swoje rozmyślania, lecz większość świata przesłaniała mu wyjątkowo nerwowa Karina. Dlatego młodzieniec przybrał pozycję stojącą, uniósł ręce, po czym oparł się o filar i rzekł:

-Ach! Fantastyczne myśli krążyły w mojej głowie. Nie były uporządkowane, ale bardzo mi się podobały- szkielet spojrzał na dziewczynę- Wypełniały pustkę... Ale skoro myśl jest czymś to w istocie nie miałem do czynienia z prawdziwą pustką... Ileż to mądrych rzeczy przychodzi człowiekowi do głowy gdy leży pogrzebany w ziemi- Stefek podszedł bliżej do Kariny, która zszokowana nie mogła zamknąć otwartej ze zdumienia szczęki- Czy arcylisz zdążył zapomnieć o mojej skromnej osobie? Jak wiele lat przeleżałem otulony ciepłymi objęciami Matki Ziemi?

-O czym ty mówisz? Gleba weszła ci w przewody?- Karina cofnęła się o krok- Leżałeś pod płotem ledwie pół godziny. Zdołałeś się zasypać, ale dół był widoczny jak na dłoni. Spostrzegł to pierwszy patrol Dobrych Stróżów, który tamtędy przechodził.

-Pół godziny...- Stefek kręcił głową- Nie do wiary...

Szkielecica schwyciła go za nadgarstek i zaczęła prowadzić do jego dawnej kwatery. Gdy z rozmachem otworzyła drzwi Stefek złapał się za głowę. Zamiast upragnionego gulaszu w wannie leżał szkielet. Karina pokazał na niego palcem i zapytała:

-Kto to taki?

-Nie powiem- Stefek uśmiechnął się nikczemnie i skrzyżował ręce.

-Azpilicueta wie już o wszystkim- Karina spojrzała złowieszczo na swego dawnego ukochanego. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Spojrzenie Stefka pełne było szyderstwa i satysfakcji. Z oczodołów Kariny zaś wypełzała złość i determinacja.

-Aż się smutno robi- westchnął po chwili młodzieniec- na myśl, że kiedyś byliśmy sobie tak bliscy. Czym cię on skusił?

-Jest potężnym człowiekiem. Któż inny mógłby mi zapewnić lepszy byt?
-On jest cesarzem- stwierdził Stefek- To wiem. Ale czyż byt duchowy nie jest ważniejszy od materialnego?

-Nie mam fantazji w oczodołach- Karina spuściła głowę- Emocje są mi obce. A mój mąż nazywa się César Azpilicueta. Któż inny miałby być cesarzem?

-On ma rząd dusz...- Stefek spojrzał w górę i zastygł w zamyśleniu.

-Kim on jest?- spytała ponownie Karina wskazując na szkielet leżący w wannie- I czemu się nie budzi?

-Jest martwy- Stefek wyszczerzył zęby.

-Fascynujące...- dziewczyna nie mogła uwierzyć w słowa Stefka- A więc zakopałeś się z martwym szkieletem pod murami katedry. Co chciałeś osiągnąć.

-Ukryć go przed Żydami- Stefek usiadł na skraju wanny- Nasz cesarz nie był w stanie upilnować twojego szkieletu, który przecież był żywy. Aż strach pomyśleć co by zrobi z martwym!

Prawdziwy UmarłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz