Rękopis cz. III

51 9 5
                                    

Po jakimś czasie Benjamin ocknął się. Tym razem jego zmysły nie były otępiałe, a wręcz całkiem świeże i sprawne. Tym większy był jego szok, skoro tylko spostrzegł białą masę zalegającą nierównomiernie dookoła. Jedynie pod jego nosem ziemia wyglądała tak jak ją zapamiętał. Wyrastał z niej nieśmiało kwiat z całkiem pokaźnymi zalążkami przyszłych białych płatków.

Benjamin podniósł się zachwycony nowym zjawiskiem. Biała masa była całkiem puszysta i pokrywała cienką warstwą większość lasu. Zalegała także na nagich gałęziach drzew, a także tych obleczonych w igły. Młodzieniec schylił się i zagarnął część masy. Teraz spostrzegł, że jest mokra i rozpływa się pod wpływem jego dotyku. Zachwycał się tak widokami skąpanymi w intensywnych promieniach słońca, aż przypomniał sobie jak jest niezmiernie głodny. Z konieczności znalazł lekko nadpsute, choć zakonserwowane częściowo mrozem zwłoki jelenia. Zaczął spożywać jego surowe mięso. Wtedy też spostrzegł, że jego stopa jest już całkowicie zdrowa. Posilony zabrał się do przemyśleń.

-Muszę odnaleźć mego brata. Najpewniej udał się w stronę skał, o których wspominał. Pójdę tam i może spotkam go po drodze.

Uradowany swym pomysłem i świetną pogodą zaczął ciągnąć za sobą jelenia i pomału zmierzać w stronę interesujących go skał. Po drodze zatrzymywał się czasem by odpocząć, lub gdy głód dawał mu się we znaki. Jadł wtedy mięso z jelenia, ale oszczędnie. Wiedział bowiem, że czeka go długa droga. Wędrował pomału, ale skutecznie i systematycznie posuwał się naprzód. Przez ten czas śnieg zdążył stopnieć, a las po zimowej przerwie powoli powracał do życia. Pierwsi obudzili się ptacy i rozweselali młodzieńca swym świergotem. Słońce zaś jakoby nadrabiała teraz swoje poprzednie nieobecności i rozgrzewało okolice nieograniczonymi przez żadne chmury promieniami. Rychło zaczęły powstawać kwiaty, którym Benjamin przyglądał się z zaciekawieniem. Gdy dotarł w pobliże skał wiosna zawitała z całą swoją mocą. Drzewa zaczęły się zazieleniać. Pojawiały się też coraz częściej rozmaite zwierzęta.

Skały nie były zbyt okazałe. W większości nie wystawały ponad korony drzew. Pełno było za to w nich różnych jaskiń i podobnych schronień. Tam właśnie bracia po długiej rozłące spotkali się.

-Benjamin!- wykrzyknął Albert ściskając brata- Już myślałem, że cię nie zobaczę. Gdzieżeś bywał?

Na to Benjamin opowiedział swoją historię.

-Cudowna opowieść- zauważył Albert gdy już rozsiedli się w jaskini.

-Ma tylko kilka wątpliwości- odparł Benjamin podpierając głowę rękoma- Jak to możliwe, że pogoda tak się zmieniła podczas mego snu?

-Ach!- wykrzyknął Albert uderzając się ręką w czoło- Zapomniałem! To przecież twoja pierwsza zima w życiu- Benjamin spojrzał zdziwiony na brata- Jak na niedźwiedzia przystało przespałeś tę porę roku. Pewnie, że sen zastał cię niespodzianie. To cud, że przeżyłeś. Zima musiała być niezwykle łagodna. A owa biała masa, o której wspominałeś to zwykła woda, ale w specyficznej postaci. Nazywamy to śniegiem.

Tak dyskutowali sobie jeszcze bracia niedźwiedzie o zjawiskach przyrody. W międzyczasie podziwiali piękno wiosny w środku lasu, do którego nie zagłębił się jeszcze żaden człowiek.


Prawdziwy UmarłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz