Nazajutrz nieco się rozpogodziło, choć nadal było zimno i mokro. Bracia łagodzili teraz ból po ukąszeniach w pobliskim strumyku. Woda przeszywała kości swym drażniącym chłodem. Otuchy dodawało jedynie słońce swoimi ledwie ciepłymi promieniami.
-Głodnym- poskarżył się Benjamin i usiadł na kamieniu. Natychmiast ześlizgnął się i runął w wodę.
-Zjedz rybę- polecił Albert i dla przykładu sam zaczął wypatrywać pożywienia w czystej strudze wody.
Gdy tylko zobaczył cień srebrzystego stworzenia, z szybkością błyskawicy chwycił trzepoczącą, pokrytą łuskami masę i zatłukł ją pięścią. Benjamin przyklasnął i sam zaczął naśladować brata. Za każdym razem jednak kiedy usiłował chwycić rybę, ta uciekała, a on lądował z pluskiem w lodowatej wodzie. Raz udało mu się chwycić małą płoć, ale ta wyślizgnęła mu się i odpłynęła wraz z nurtem strumienia. Zrezygnowany Benjamin wyszedł na brzeg i spojrzał smętnie na imponującą stertę ryb złowionych przez brata.
-Nie trap się- rzekł Albert- To kwestia wprawy. Podzielimy się po połowie.
-Ale ja nic nie złowiłem- Benjamin spojrzał się zdziwiony na brata.
-Jesteś młody- odparł Albert rzucając młodzieńcowi obślizgłą rybę. Ten chwycił ją niezręcznie, ale nie wypuścił z rąk- Jeszcze nauczysz się łapać ryby. W tym czasie warto byś nie zasłabł z głodu.
-To prawda- przyznał młodszy brat.
Ryby zjedli ze smakiem, nie zostawiwszy nic na później i ruszyli w dalszą drogę. Albert z niepokojem obserwował cichnący las.
-Jesteśmy ostatni- zauważył- Trzeba zdążyć przed zimą. Nawet ptacy już się pochowali.
-Hmm...- zamyślił się brat Alberta.
-Nad czym dumasz?
-Sam nie wiem- Benjamin machnął ręką- Ruszajmy.
To mówiąc wstał i począł człapać w kierunku południowym.
-Idziesz w złą stronę- zauważył Albert nie podnosząc się z zimnego kamienia- Dokładnie tam- wskazał na północ- widzę odległe skały. Tam znajdziemy schronienie. O ile jakiś niedźwiedź się tam nie wyłożył.
-Moglibyśmy go poprosić by nas ugościł- zasugerował Benjamin.
-Obawiam się- uśmiechnął się Albert- że to mogłoby się dla nas źle skończyć. Zapamiętaj sobie, że nie należy zaczepiać niedźwiedzi w ich gawrach.
-Oj, no ja tylko żartowałem- zasmucił się Benjamin, a jego brat pokręcił głową z politowaniem.
Szli więc dalej ze spuszczonymi głowami w kierunku skał. Szczęśliwie strumyk płynął w korzystnym dla nich kierunku i mogli cały czas żywić się rybami. Rzeczka ta była niezwykle obfita w dobre pstrągi. A Benjamin z dnia na dzień wprawiał się i szlifował umiejętność łapania srebrzystych stworzeń. Co dzień udawało mu się złowić o jedną rybę więcej niż dnia poprzedniego. Działo się tak przez ponad tydzień do czasu gdy dziewiątego dnia nie złowił ani jednej ryby.
-Cóż za nieszczęście- biadolił- Już myślałem, że umiem to robić.
-A ja mam dość ciągłego pocieszania cię!- zdenerwował się Albert.
-Twoje słowa zawsze dodawały mi choć trochę otuchy- Benjamin zmartwił się jeszcze bardziej.
-Mam lepszy pomysł- rzekł nagle jego brat- Kiedy ostatnio biegałeś?
CZYTASZ
Prawdziwy Umarły
Science FictionGdzieś na warszawskiej Pradze znajduje się katedra. Leżą tam zwłoki Prawdziwego Umarłego. Człowiek ten jest obiektem kultu wszystkich żyjących na tym świecie. Do miasta zewsząd zjeżdżają pielgrzymi. Nie dane jest im jednak na własne oczy zobaczyć tr...