Rękopis cz. II

52 11 8
                                    


Nazajutrz nieco się rozpogodziło, choć nadal było zimno i mokro. Bracia łagodzili teraz ból po ukąszeniach w pobliskim strumyku. Woda przeszywała kości swym drażniącym chłodem. Otuchy dodawało jedynie słońce swoimi ledwie ciepłymi promieniami.

-Głodnym- poskarżył się Benjamin i usiadł na kamieniu. Natychmiast ześlizgnął się i runął w wodę.

-Zjedz rybę- polecił Albert i dla przykładu sam zaczął wypatrywać pożywienia w czystej strudze wody.

Gdy tylko zobaczył cień srebrzystego stworzenia, z szybkością błyskawicy chwycił trzepoczącą, pokrytą łuskami masę i zatłukł ją pięścią. Benjamin przyklasnął i sam zaczął naśladować brata. Za każdym razem jednak kiedy usiłował chwycić rybę, ta uciekała, a on lądował z pluskiem w lodowatej wodzie. Raz udało mu się chwycić małą płoć, ale ta wyślizgnęła mu się i odpłynęła wraz z nurtem strumienia. Zrezygnowany Benjamin wyszedł na brzeg i spojrzał smętnie na imponującą stertę ryb złowionych przez brata.

-Nie trap się- rzekł Albert- To kwestia wprawy. Podzielimy się po połowie.

-Ale ja nic nie złowiłem- Benjamin spojrzał się zdziwiony na brata.

-Jesteś młody- odparł Albert rzucając młodzieńcowi obślizgłą rybę. Ten chwycił ją niezręcznie, ale nie wypuścił z rąk- Jeszcze nauczysz się łapać ryby. W tym czasie warto byś nie zasłabł z głodu.

-To prawda- przyznał młodszy brat.

Ryby zjedli ze smakiem, nie zostawiwszy nic na później i ruszyli w dalszą drogę. Albert z niepokojem obserwował cichnący las.

-Jesteśmy ostatni- zauważył- Trzeba zdążyć przed zimą. Nawet ptacy już się pochowali.

-Hmm...- zamyślił się brat Alberta.

-Nad czym dumasz?

-Sam nie wiem- Benjamin machnął ręką- Ruszajmy.

To mówiąc wstał i począł człapać w kierunku południowym.

-Idziesz w złą stronę- zauważył Albert nie podnosząc się z zimnego kamienia- Dokładnie tam- wskazał na północ- widzę odległe skały. Tam znajdziemy schronienie. O ile jakiś niedźwiedź się tam nie wyłożył.

-Moglibyśmy go poprosić by nas ugościł- zasugerował Benjamin.

-Obawiam się- uśmiechnął się Albert- że to mogłoby się dla nas źle skończyć. Zapamiętaj sobie, że nie należy zaczepiać niedźwiedzi w ich gawrach.

-Oj, no ja tylko żartowałem- zasmucił się Benjamin, a jego brat pokręcił głową z politowaniem.

Szli więc dalej ze spuszczonymi głowami w kierunku skał. Szczęśliwie strumyk płynął w korzystnym dla nich kierunku i mogli cały czas żywić się rybami. Rzeczka ta była niezwykle obfita w dobre pstrągi. A Benjamin z dnia na dzień wprawiał się i szlifował umiejętność łapania srebrzystych stworzeń. Co dzień udawało mu się złowić o jedną rybę więcej niż dnia poprzedniego. Działo się tak przez ponad tydzień do czasu gdy dziewiątego dnia nie złowił ani jednej ryby.

-Cóż za nieszczęście- biadolił- Już myślałem, że umiem to robić.

-A ja mam dość ciągłego pocieszania cię!- zdenerwował się Albert.

-Twoje słowa zawsze dodawały mi choć trochę otuchy- Benjamin zmartwił się jeszcze bardziej.

-Mam lepszy pomysł- rzekł nagle jego brat- Kiedy ostatnio biegałeś?

Prawdziwy UmarłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz