Stefek wybrał późną porę. Po drodze do katedry wstąpił do pobliskiej Biedronki by zaopatrzyć się w sok. Uznał za stosowne wziąć napój o smaku limonkowym z dodatkiem dzikiej róży. Kiedy sięgał po ten nektar bogów, kątem oka dojrzał znajomo wyglądający szkielet pozbawiony czaszki. Odwrócił się powoli i zerknął odważniej na tajemniczą postać.
-Mogę w czymś pomóc?- spytał widząc zakłopotanie przybysza.
Szkielet nie odpowiedział. Stefek wpatrywał się weń oczekując reakcji, ta jednak nie nastąpiła. Wtedy młodzieniec spostrzegł, że nie miał przy sobie portfela, a w konsekwencji nie był w stanie sfinalizować żadnej transakcji w tym sklepie. Tym bardziej zdenerwował się tym zdarzeniem, bo dostrzegł bardzo atrakcyjną promocję na gulasz. Zapomniał wtedy o bezgłowym szkielecie i ruszył prędko pod katedrę.
Pozbawiony soku znalazł się tam gdy słońce już zachodziło. Dookoła wciąż kręciło się jeszcze kilka przypadkowych szkieletów. Postanowił tedy spróbować swoich sił z tyłu katedry. Znalazł się tam w chwil kilka, był bowiem jako piłkarz niezwykle sprawny fizycznie.
Spojrzał jeszcze za siebie i nie dostrzegłszy nikogo zaczął się skradać. Pochylił się tak, że nosem niemal dotykał ziemi, zgiął kolana i podparł się rękoma. Trwał tak, aż uznał, że ta pozycja nie nadaje się do skradania. Zamiast tego przykucnął i wykonał próbny krok. Zachwiał się jednak i o mało nie upadł, co zakończyłoby się wykryciem i karą dla śmiałka. Zaklął w duchu i przykucnął na szeroko rozstawionych nogach. W ten sposób nie mógł poruszać się szybko, ale pospiech w tej sytuacji był jak najbardziej niewskazany. Wykonał więc kolejne bezszelestne kroki. Czwarty z nich mógł okazać się zgubny, ale Stefek w ostatniej chwili ominął stopą rozbite szkło. Otarł wyimaginowany pot z czoła i ruszył dalej. Skradając się tak dobre pół godziny znalazł się dopiero pod metalowym płotem okalającym katedrę. Wtedy to jego kości niebezpiecznie zazgrzytały.
-Cholera!- pomyślał zamierając w bezruchu.
Rozejrzał się, ale nie dostrzegł jakoby któryś ze strażników go usłyszał. Wyciągnął zza żeber ukryte wcześniej WD-40 i wprowadził zawartość spreju w swoje kości. Dalej skradał się już bez podobnych niespodzianek. Podobnie jak za pierwszym razem, zbudował hak ze swojego żebra, na którym podciągnął się na górę. Zeskoczył na drugą stroną z gracją i bezszelestnie, ale tym razem nie miał wiele szczęścia. Teren właśnie patrolowało dwóch Dobrych Stróżów, którzy początkowo nie zwrócili na Stefka uwagi. Ten przeczołgał się pod pobliskie drzewo i wtedy usłyszał zza siebie pełen oburzenia złowrogi głos:
-Skradasz się jak jakiś złodziej!
Tajemnicza postać w dwóch susach znalazła się przy śmiałku i obezwładniła go, pozbawiając kończyn. Wtedy zainteresowali się nim pozostali dwaj Dobrzy Stróże. Niemal natychmiast pojawił się czwarty. Okazało się, że za płotem maszerował dodatkowy patrol Dobrych Stróżów, którzy to spisali się na medal wykrywając intruza. Teraz czwórka szkieletów postawiła korpus Stefka tak, by mógł spojrzeć w oczodoły oprawcom. Choć z pozoru wiała z nich pustka, młodzieniec wyczuł bijącą z wszystkich czterech ekscytację. A jego oczodoły nie zdradzały żadnych emocji, choć jego czaszka po brzegi wypełniona była nieuporządkowanymi myślami.
-Pójdziesz teraz do Arcylisza- oznajmił jeden z oprawców.
-A jakże mi to, skoro nie mam nóg!- oburzył się korpus Stefka.
-Dziwnie mówisz- zauważył jeden z Dobrych Stróżów- Popraw żuchwę- polecił wskazując na wykrzywioną nieco część szczęki młodzieńca.
CZYTASZ
Prawdziwy Umarły
Science FictionGdzieś na warszawskiej Pradze znajduje się katedra. Leżą tam zwłoki Prawdziwego Umarłego. Człowiek ten jest obiektem kultu wszystkich żyjących na tym świecie. Do miasta zewsząd zjeżdżają pielgrzymi. Nie dane jest im jednak na własne oczy zobaczyć tr...