V

30 6 6
                                    


Nagłe zamieszanie w dalszej części więzienia wyrwało Karinę z letargu. Podniosła wzrok znad przyjemnie tańczącego płomyka i spojrzała na zgromadzenie. Zaśmiała się w duchu, widząc, jak Stefek wdaje się w konflikt ze szkieletami.

–Zepsułeś całą zabawę!– dało się słyszeć w mrocznych przestrzeniach więzienia.

Słowa te rozbrzmiewały donośnym echem pośród skazańców jeszcze, gdy Stefek wyrzucany był poza krąg zabawy. Młodzieniec zniknął już w, ogarniętych ciemnością, zakątkach więzieniach, a echo wciąż brzmiało. Karina zaniepokoiła się tym zjawiskiem. Trwało stanowczo zbyt długo.

...zabawę... całą...– brzmiało w jej głowie.

Zmartwiona dziewczyna puknęła się w czaszkę. Natychmiast wszystkie głosy ucichły. Słychać było jedynie muzykę szkieletów, które na nowo rozpoczęły swoją zabawę.

Czyżby mózg mi się zaciął z tej ciemności?– pomyślała Karina.

Knot pomału się wypalał. Światło stawało się coraz bardziej nikłe. Krąg jasności zmniejszał się nieustępliwie. Już wcześniej nie było widać ścian więzienia. Teraz wyciągnięta ręka znikała w mroku.

Szkielecica westchnęła ciężko, rozkrzyżowała nogi i stanęła wyprostowana. Wzięła do ręki dogasającą lampę i ruszyła w głąb celi.

Przecież on sobie krzywdę zrobi beze mnie– tłumaczyła sobie swoje zachowanie.

Z tą myślą ruszyła niepewnie przed siebie, uważnie stawiając kroki. Jej oczodoły rozszerzyły się do granic możliwości, a uszy wychwytywały każdy, najmniejszy dźwięk. Szerokim łukiem ominęła tańczącą grupę szkieletów. Ci zabawowicze wyrzucali właśnie swoje czaszki do góry.

–Najmocniej przepraszam!– usłyszała obok siebie.

Gdy odwróciła się w tę stronę, oberwała rozpędzoną czaszką idealnie w czubek swojego nosa. Dziewczyna zachwiała się i upadła po tym uderzeniu.

–Odrzucisz mnie z powrotem?– poprosiła nieśmiało czaszka.

–Jasne...– mruknęła Karina, po czym, pełna wściekłości, cisnęła czaszką o podłogę i zgniotła ją swoją piętą.

–Zakończyłaś jego żywot– usłyszała nagle ponury głos gdzieś za sobą.

Podskoczyła przestraszona, a lampa wypadła z jej dłoni i rozbiła się, pozbawiając ją resztek światła. Odwróciła się w stronę, z której dobiegał głos.

–Kim jesteś? Nie widzę cię...– rzekła, mimowolnie cofając się.

–Tadeusz– przedstawił się więzień, wciskając swoją dłoń w palce Kariny. Ta drgnęła, czując nagły dotyk, choć wciąż nie widziała, kto do niej mówi.

–Karina– przedstawiła się nieśmiało szkielecica.

–Ale chudzinka z ciebie, chyba cię nie karmili, co?– powiedział więzień nagle zgoła innym głosem– Trzymaj schabowego.

Tadeusz, o nic nie pytając, zdjął górną połowę czaszki Kariny i wrzucił do niej kotleta. Następnie z uśmiechem, którego dziewczyna nie mogła zobaczyć, zamknął kopułę jej szkieletu.

Karina stała całkowicie zdezorientowana, nie wiedząc, co może zrobić w tej sytuacji. Nieznajomy trochę ją przerażał, ale sprawiał wrażenie całkiem miłego i dobrodusznego. Raczej nie miał złych zamiarów. Do tego całkiem nieźle poruszał się w ciemnościach.

Prawdziwy UmarłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz