Nagłe zamieszanie w dalszej części więzienia wyrwało Karinę z letargu. Podniosła wzrok znad przyjemnie tańczącego płomyka i spojrzała na zgromadzenie. Zaśmiała się w duchu, widząc, jak Stefek wdaje się w konflikt ze szkieletami.
–Zepsułeś całą zabawę!– dało się słyszeć w mrocznych przestrzeniach więzienia.
Słowa te rozbrzmiewały donośnym echem pośród skazańców jeszcze, gdy Stefek wyrzucany był poza krąg zabawy. Młodzieniec zniknął już w, ogarniętych ciemnością, zakątkach więzieniach, a echo wciąż brzmiało. Karina zaniepokoiła się tym zjawiskiem. Trwało stanowczo zbyt długo.
–...zabawę... całą...– brzmiało w jej głowie.
Zmartwiona dziewczyna puknęła się w czaszkę. Natychmiast wszystkie głosy ucichły. Słychać było jedynie muzykę szkieletów, które na nowo rozpoczęły swoją zabawę.
–Czyżby mózg mi się zaciął z tej ciemności?– pomyślała Karina.
Knot pomału się wypalał. Światło stawało się coraz bardziej nikłe. Krąg jasności zmniejszał się nieustępliwie. Już wcześniej nie było widać ścian więzienia. Teraz wyciągnięta ręka znikała w mroku.
Szkielecica westchnęła ciężko, rozkrzyżowała nogi i stanęła wyprostowana. Wzięła do ręki dogasającą lampę i ruszyła w głąb celi.
–Przecież on sobie krzywdę zrobi beze mnie– tłumaczyła sobie swoje zachowanie.
Z tą myślą ruszyła niepewnie przed siebie, uważnie stawiając kroki. Jej oczodoły rozszerzyły się do granic możliwości, a uszy wychwytywały każdy, najmniejszy dźwięk. Szerokim łukiem ominęła tańczącą grupę szkieletów. Ci zabawowicze wyrzucali właśnie swoje czaszki do góry.
–Najmocniej przepraszam!– usłyszała obok siebie.
Gdy odwróciła się w tę stronę, oberwała rozpędzoną czaszką idealnie w czubek swojego nosa. Dziewczyna zachwiała się i upadła po tym uderzeniu.
–Odrzucisz mnie z powrotem?– poprosiła nieśmiało czaszka.
–Jasne...– mruknęła Karina, po czym, pełna wściekłości, cisnęła czaszką o podłogę i zgniotła ją swoją piętą.
–Zakończyłaś jego żywot– usłyszała nagle ponury głos gdzieś za sobą.
Podskoczyła przestraszona, a lampa wypadła z jej dłoni i rozbiła się, pozbawiając ją resztek światła. Odwróciła się w stronę, z której dobiegał głos.
–Kim jesteś? Nie widzę cię...– rzekła, mimowolnie cofając się.
–Tadeusz– przedstawił się więzień, wciskając swoją dłoń w palce Kariny. Ta drgnęła, czując nagły dotyk, choć wciąż nie widziała, kto do niej mówi.
–Karina– przedstawiła się nieśmiało szkielecica.
–Ale chudzinka z ciebie, chyba cię nie karmili, co?– powiedział więzień nagle zgoła innym głosem– Trzymaj schabowego.
Tadeusz, o nic nie pytając, zdjął górną połowę czaszki Kariny i wrzucił do niej kotleta. Następnie z uśmiechem, którego dziewczyna nie mogła zobaczyć, zamknął kopułę jej szkieletu.
Karina stała całkowicie zdezorientowana, nie wiedząc, co może zrobić w tej sytuacji. Nieznajomy trochę ją przerażał, ale sprawiał wrażenie całkiem miłego i dobrodusznego. Raczej nie miał złych zamiarów. Do tego całkiem nieźle poruszał się w ciemnościach.
CZYTASZ
Prawdziwy Umarły
Science FictionGdzieś na warszawskiej Pradze znajduje się katedra. Leżą tam zwłoki Prawdziwego Umarłego. Człowiek ten jest obiektem kultu wszystkich żyjących na tym świecie. Do miasta zewsząd zjeżdżają pielgrzymi. Nie dane jest im jednak na własne oczy zobaczyć tr...