César odprawił całą eskortę Dobrych Stróżów i przycupnął sobie przed celą. Czarna farba, którą się wysmarował wyblakła już nieco, a na kolanie widać było jego burgundową opaskę. Hiszpan, w pełni zadowolony, szczerzył zęby, patrząc się na swoich nowych więźniów, stojących przy kratach.
Te kraty stanowiły jedyne wyjście z tego więzienia. Dalej w głąb im bardziej znikało światło, tym bardziej cela się rozszerzała. Dwie lampy naftowe, zawieszone przed kratami, nie oświetlały wystarczająco więzienia.
Stefek spojrzał gniewnie na cesarza, po czym odwrócił się w stronę ciemności. Na granicy światła ujrzał grupkę szkieletów rzucających do siebie swoimi czaszkami. Niekiedy błyskały z nich bardzo zmęczone lasery, na tyle nikłe, że Stefek dojrzał je dopiero po godzinie wpatrywania się. Nim jednak je spostrzegł, zapytał, nie odwracając wzroku, Azpilicuety:
–Cóż to za nieszczęśnicy?
Azpilicueta wyszczerzył jeszcze bardziej zęby.
–To wasi– Hiszpan podrapał się po głowie– poprzednicy. Czyli ci co myszkowali tam gdzie nie należało.
–Miałeś nam opowiedzieć jakieś ciekawostki– zauważył Prawdziwy Umarły, który wraz z Kariną zafascynowany był lampami naftowymi, łagodnie kołyszącymi się na delikatnym wietrze.
–To prawda– arcylisz zacisnął pięści w geście triumfu– Chcecie się dowiedzieć jak działają wasze ciała?
–Nie!– wykrzyknęli nagle Stefek z Kariną, a do ich głosu dołączyły się setki szkieletów zgromadzonych w ciemności i na pograniczu światła.
Azpilicueta wstał energicznie i odwrócił się na pięcie, mrucząc:
–Zawsze to samo...
Adam zaś kręcił głową z niedowierzaniem, patrząc na odchodzącego arcylisza.
–On mógł nam dać cenne informacje!– zakrzyknął.
–I tak utknęliśmy tu na wieczność– Karina wzruszyła ramionami.
–Mogę porzucać z wami?– zakrzyknął Stefek w kierunku szkieletów bawiących się na skraju ciemności.
–A może nie utknęliśmy?– pytał nerwowo Adam, który zaczął pomału chodzić w kółko– Może jego informacje okazałyby się przydatne? Zastanawialiście się skąd jest wiatr w tej dziurze? Może tam w ciemności kryje się wyjście z więzienia?
Jeden ze szkieletów rzucił czaszkę Stefkowi, która zaczęła mówić:
–Wysłaliśmy kiedyś jednego by to sprawdził. Nigdy nie wrócił.
–Kurna! Wiesz jak się nazywał?– spytał Adam, zatrzymując się.
–Azpilicueta– odparła czaszka, a Prawdziwy Umarły złapał się za głowę.
–Ten Azpilicueta?– wykrzyknął?
–Nie– Stefek podniósł czaszkę do góry i pokręcił nią na znak przeczenia– Tamten miał białe kości.
–Hola!– młodzieniec spojrzał czaszce w oczodoły– On się tylko umalował na czarno! Leć to sprawdzić.
Młody zabrzanin uśmiechnął się, po czym z ogromną siłą cisnął czaszką w ciemność. Dało się stamtąd słyszeć odgłosy zderzających się czaszek.
–O!– zakrzyknął ktoś z dalszych części celi– Ciebie też wysłali na zwiady?
–Co za pajac!– syknął Prawdziwy Umarły, po czym uderzył się dłonią w czoło.
Natychmiast z jego oczodołów błysnęło światło. Wiązka zatrzymała się na ścianie ukazując dobrej jakości film. Na prowizorycznym ekranie pojawiły się tajemnicze, dwunogie stworzenia przechadzające się w okolicach pewnej katedry.
Prawdziwy Umarły zakrył swoje oczodoły i obraz zniknął. Puknął się jeszcze raz w głowę, aż wiązka światła zupełnie zanikła.
–Cóż to były za szkaradztwa!– wykrzyknął Stefek, który kątem oka zobaczył film.
–Czemu mieli kolorowe czaszki?– pytała z kolei Karina.
–Wspomnienia...– szepnął ponuro Adam. Następnie spojrzał na szkielety rzucające czaszkami i uśmiechnął się chytrze– Czy ja też mogę podrzucać swoją czaszką bez żadnych konsekwencji?– spytał patrząc się w obłędne oczodoły Stefka.
–Widać, że nowy– zaśmiał się młodzieniec. Adam spochmurniał nieco, ale wtedy odezwała się Karina, która do tej pory z pasją wpatrywała się w lampę naftową.
–Nie tylko czaszką– rzekła z uśmiechem– Stefek nawet krzesło ze swoich żeber budował.
–Skąd to wiesz?– spytał zadziwiony zabrzanin.
–Mąż mi opowiadał– odparła dumnie, splatając ręce na swoich żebrach.
–Jeszcze zostaniesz wdową– mruknął Adam wychylający się przez kraty.
–Co to znaczy?– Karina przekrzywiła głowę– Co to za dziwne słowo?
–Przekonasz się– odparł Prawdziwy Umarły, gestem ręki przywołując do siebie dziewczynę– Ale najpierw musisz mi pomóc.
Karina podeszła doń, a szkielet wziął swoją czaszkę pod pachę i położył ją na zewnątrz więzienia. Potem to samo zrobił z dolnymi kończynami, żebrami, kręgosłupem, a na końcu jego ręce dumnie przeczołgały się między stalowymi prętami. Po całej operacji, kości Prawdziwego Umarłego leżały symetrycznie ułożone na korytarzu przed celą.
–Złóż mnie, proszę– powiedziała czaszka, a ruchy żuchwy przewaliły ją na bok.
Karina złapała się za głowę, ale posłusznie przełożyła ręce przez kraty. Najpierw nasadziła czaszkę na kręgosłup. Potem złączyła mostkiem wszystkie żebra i przeczepiła do całości.
–Ale fajne mam kable w tych kościach!– zauważył Adam.
W kwadrans potem na zewnątrz stał idealnie złożony szkielet.
–Masz talent do naprawiania szkieletów– zauważył Prawdziwy Umarły– Dziękuję– dodał, ściskając dłoń dziewczyny.
Karina uśmiechnęła się filuternie i odparła:
–Wszak jestem pielęgniarką.
Wtedy Adam odłączył od swojego szkieletu prawą dłoń i rzucił nią w wiszącą przy suficie lampę naftową. Palce zacisnęły się na urządzeniu i cała kończyna zaczęła wspinać się do, wbitego w beton, haka. Ręka podniosła lampę i spuściła do szkieletu. Adam zręcznie chwycił latarnię i podał przez kraty Karinie.
–Masz. Pobaw się– rzekł, a jego prawa dłoń już wspinała się po nim, by w końcu stanąć na swoim miejscu– A ja się zmywam– dodał i ruszył w stronę wyjścia.
Karina pomachała mu i krzyknęła do Stefka:
–Co o tym sądzisz?
–Jest booosko!– odparła czaszka młodzieńca, która już latała z rąk do rąk wśród pozostałych szkieletów.
–Co za pajac– szepnęła Karina i odstawiła lampę na ziemię.
CZYTASZ
Prawdziwy Umarły
Science FictionGdzieś na warszawskiej Pradze znajduje się katedra. Leżą tam zwłoki Prawdziwego Umarłego. Człowiek ten jest obiektem kultu wszystkich żyjących na tym świecie. Do miasta zewsząd zjeżdżają pielgrzymi. Nie dane jest im jednak na własne oczy zobaczyć tr...