Stefek podniósł swoje zaspane oczodoły. Ze zdziwieniem zobaczył, że nadal jest przy trumnie Prawdziwego Umarłego.
-Pozwolili mi drzemać w takim miejscu-myślał- A spałem dość długo. Ciekawie.
Przez ten czas katedra opustoszała. Zniknęła nawet czaszka Kariny. Stefek wykonał kilka przysiadów i rozruszał swoje kości, po czym ruszył szybkim truchtem do zakrystii. W pośpiechu nie skorzystał z możliwości podziwiania uroków katedry. A wnętrze jej było rzeczywiście niezwykłe. Przez witraże do środka sączyło się zimne niebieskie światło wprowadzające nastrój zadumy i tajemniczości. W ciszy przerwanej przez Stefka niósł się odgłos jego nerwowych kroków. Młodzieniec uspokoił się dopiero gdy znalazł się przy drzwiach do zakrystii. Wziął głęboki wdech i delektując się niepewnością tej chwili nacisnął klamkę. Rozległo się charakterystyczne kliknięcie, a drzwi otworzyły się bez najmniejszego skrzypnięcia. Pomieszczenie było puste. Znajdowały się w nich liczne szafki i pułki, na których stały kielichy i inne naczynia mszalne. Pozostawały tutaj ze względu na tradycję. Nie korzystano z nich. Jedna szafka usytuowana w najciemniejszym zakątku zakrystii była zamknięta, a jej drzwiczki w odróżnieniu od innych nie były przeszklone. Stefek daremnie próbował je otworzyć. Spojrzał wtedy na drugi koniec pomieszczenia i następne drzwi. Opanowany już całkowicie pchnął je pewnie i stanął przed wyborem. Oto ukazała mu się para drzwi. Jedne były niewątpliwie tylnym wyjściem z katedry, a drugie kusiły magiczną tajemnicą. Nie zastanawiał się długo i otworzył drugie wrota. Widniały za nimi kręte kamienne schody prowadzące w dół. Nie były długie i Stefek pokonał je w chwil kilka. Na dole czekał nań Dobry Stróż.
-Kim jesteś?- spytał młodzieńca.
-Jestem tu nowy- odparł spokojnie Stefek.
-Ach nowy rekrut!- ucieszył się szkielet- Słyszałem, że się zjawisz. Chodź za mną. Pokażę ci twoje miejsce spoczynku.
Stefek udał się za Dobrym Stróżem, który podczas krótkiej drogi okazał się niezwykle rozmowny.
-Słyszałem, że masz nie po kolei w głowie- rzekł. Stefek potwierdził.
-To prawda- odparł.
-Nie trap się. W naszej formacji każdy ma fantazję w oczodołach. Dlatego tu się znaleźliśmy. Pozostawieni sami sobie moglibyśmy narobić Arcyliszom bigosu.
-Wyjaśnij- Stefek spojrzał z zaciekawieniem w oczodoły szkieletu. Ujrzał tam fantazję i tylko trochę nieuporządkowane myśli.
-Będziesz miał czas na przemyślenia- szkielet odsunął się od Stefka i wskazał na drzwi znajdujące się w ścianie za jednym z filarów niskiego sufitu- Oto twój pokój- rzekł.
Stefek pchnął drzwi i rozradował się wielce. W pokoju czekała na niego wanna z bulgoczącym aromatycznym gulaszem. Młodzieniec bez zastanowienia zerwał białą opaskę ze swego lewego kolana i wskoczył we wrzącą ciecz. Dobry Stróż spojrzał na to z niesmakiem.
-Na przyszłość zakrywaj bardziej przyzwoitym kolorem tę wstydliwą część ciała- pouczył Stefka.
Ten jednak nie słuchał już szkieletu. Rozmarzył się i jego myśli odpłynęły w nieznaną dal. Tak rozkoszował się pięknem kąpieli w gulaszu. Nie zauważył kiedy Dobry Stróż opuścił go. Delektował się chwilą, o której marzył za każdym razem gdy nie kąpał się w gulaszu.
Gdy pierwsza faza ekstazy minęła i jego myśli powróciły do czaszki, zaczął doceniać umiarkowaną przyjemność. Mógł uporządkować nieco swoje myśli.
-Powinienem naprawić Karinę- uznał- I poznać prawdziwe zamiary Azpilicuety. To podejrzany typ.
* * *
Podziemia były niezwykle rozległe. Mieszkał tutaj niemal cały garnizon Dobrych Stróży z Warszawy. Przez to Stefek znalazł Azpilicuetę dopiero w drugim roku szkolenia. Ten nadal dumnie paradował w swym mrocznym stroju.
-Co ty kombinujesz?- Stefek zwrócił się ku Hiszpanowi. Wtedy zza filaru wyłoniła się Karina. Stefek zasłonił szczękę dłonią.
-Dobrze, że jesteś- Azpilicueta zachował spokój- Daj mi mój nadgarstek- zażądał i wyrwał go Stefkowi z reszty szkieletu. Od razu zabrał też nadgarstek Kariny i rzucił go młodzieńcowi.
-Co to?- zdziwił się Stefek.
-To twój nadgarstek. Ten, który w swej naiwności oddałeś Karinie- to mówiąc wczepił szkielecicy swój nadgarstek z wciąż ułamanym palcem- Od tej chwili jesteś moją żoną. Na górze jest rozpiska z godzinami odwiedzin bliskich. Poza nimi raczej będę zajęty. Nie radzę liczyć na jakieś specjalne traktowanie.
-Próbujesz wpłynąć na nieuporządkowanie moich myśli Hiszpanie!- rzekł Stefek wyprostowawszy się- Ale ja mam na ciebie haka! Co tak naprawdę znajduje się w trumnie?
-Prawdziwy...- zaczął arcylisz, ale Stefek pomknął już schodami na górę.
Azpilicueta spojrzał na Karinę po czym szybkim krokiem udał się za zbuntowanym Dobrym Stróżem. W chwil kilka wszyscy znaleźli się w głównej nawie katedry. Stefek schylił się i wymacał przycisk, który był znalazł już wcześniej. Spojrzał na młodą parę.
-Gulasz odświeżył mój umysł- wyjaśnił Stefek- Umiem wyciągać z niego najprzydatniejsze treści. Z rozumu, rzecz jasna.
Azpilicueta zazgrzytał zębami, a Karina odsunęła się minimalnie od niego. Stefek nacisnął przycisk i dał się słyszeć skrzypiący mechanizm. Pokrywa trumny zaczęła się powoli odsuwać, uruchamiając jednocześnie melodię z pozytywki. Stefek zaczął się kiwać do taktu muzyki, a arcylisz stał oniemiały z przerażenia. Oto młody szkielet odkrył sekret strzeżony od wieku. Trumna była pusta. Nie było w niej nawet śladu po jakichkolwiek zwłokach.
-A teraz wyjaśnij- rzekł Stefek stając na krawędzi trumny- Czym jest Prawdziwy Umarły? Czym jesteśmy my? Czemu jesteśmy nieśmiertelni? Jeśli Prawdziwy Umarły w istocie istniał, to jak pokonał nieśmiertelność?
-Zadajesz pytania młody- rzekł Azpilicueta puszczając rękę Kariny i zbliżając się do trumny- Na jedno mogę odpowiedzieć nim cię zgładzę, drogi przyjacielu. Nie jesteś nieśmiertelny.
-Ups- wyszeptał Stefek wyłamał swój palec. Spojrzał nań w inny sposób niż dotychczas. Przez środek kości przebiegał kabel- Ach! Jesteśmy robotami! Nie istnieje nieśmiertelność, ale można nas naprawić! Zmywam się stąd.
W tym momencie nastąpiła gonitwa. Stefek wykorzystywał swoją szybkość nabytą na treningach piłkarskich, ale Azpilicueta był równie sprawny. Karina stała z boku i przyglądała się wszystkiemu ze spokojem. Chłopcy ganiali się dookoła nawy i żaden z nich nie zyskiwał przewagi nad drugim. Po kolejnym okrążeniu Karina krzyknęła do Stefka:
-Hej! Nie musisz biegać w kółko. Możesz wyjść z katedry.Gdy to mówiła Stefek był przy wrotach. Posłał ukochanej wymowne spojrzenie i zniknął za drzwiami. Azpilicueta wpadł w nie z rozpędu i stracił cenne sekundy.
-Niewierna żono!- krzyknął do Kariny. Ta wzruszyła ramionami i zerknęła na rozpiskę zawieszoną przy wejściu do zakrystii.
Godziny przyjęć bliskich arcylisza Azpilicuety:
Pn-Nd 0:00-24:00
CZYTASZ
Prawdziwy Umarły
Science FictionGdzieś na warszawskiej Pradze znajduje się katedra. Leżą tam zwłoki Prawdziwego Umarłego. Człowiek ten jest obiektem kultu wszystkich żyjących na tym świecie. Do miasta zewsząd zjeżdżają pielgrzymi. Nie dane jest im jednak na własne oczy zobaczyć tr...