IX

47 10 18
                                    


Stefek podniósł swoje zaspane oczodoły. Ze zdziwieniem zobaczył, że nadal jest przy trumnie Prawdziwego Umarłego.

-Pozwolili mi drzemać w takim miejscu-myślał- A spałem dość długo. Ciekawie.

Przez ten czas katedra opustoszała. Zniknęła nawet czaszka Kariny. Stefek wykonał kilka przysiadów i rozruszał swoje kości, po czym ruszył szybkim truchtem do zakrystii. W pośpiechu nie skorzystał z możliwości podziwiania uroków katedry. A wnętrze jej było rzeczywiście niezwykłe. Przez witraże do środka sączyło się zimne niebieskie światło wprowadzające nastrój zadumy i tajemniczości. W ciszy przerwanej przez Stefka niósł się odgłos jego nerwowych kroków. Młodzieniec uspokoił się dopiero gdy znalazł się przy drzwiach do zakrystii. Wziął głęboki wdech i delektując się niepewnością tej chwili nacisnął klamkę. Rozległo się charakterystyczne kliknięcie, a drzwi otworzyły się bez najmniejszego skrzypnięcia. Pomieszczenie było puste. Znajdowały się w nich liczne szafki i pułki, na których stały kielichy i inne naczynia mszalne. Pozostawały tutaj ze względu na tradycję. Nie korzystano z nich. Jedna szafka usytuowana w najciemniejszym zakątku zakrystii była zamknięta, a jej drzwiczki w odróżnieniu od innych nie były przeszklone. Stefek daremnie próbował je otworzyć. Spojrzał wtedy na drugi koniec pomieszczenia i następne drzwi. Opanowany już całkowicie pchnął je pewnie i stanął przed wyborem. Oto ukazała mu się para drzwi. Jedne były niewątpliwie tylnym wyjściem z katedry, a drugie kusiły magiczną tajemnicą. Nie zastanawiał się długo i otworzył drugie wrota. Widniały za nimi kręte kamienne schody prowadzące w dół. Nie były długie i Stefek pokonał je w chwil kilka. Na dole czekał nań Dobry Stróż.

-Kim jesteś?- spytał młodzieńca.

-Jestem tu nowy- odparł spokojnie Stefek.

-Ach nowy rekrut!- ucieszył się szkielet- Słyszałem, że się zjawisz. Chodź za mną. Pokażę ci twoje miejsce spoczynku.

Stefek udał się za Dobrym Stróżem, który podczas krótkiej drogi okazał się niezwykle rozmowny.

-Słyszałem, że masz nie po kolei w głowie- rzekł. Stefek potwierdził.

-To prawda- odparł.

-Nie trap się. W naszej formacji każdy ma fantazję w oczodołach. Dlatego tu się znaleźliśmy. Pozostawieni sami sobie moglibyśmy narobić Arcyliszom bigosu.

-Wyjaśnij- Stefek spojrzał z zaciekawieniem w oczodoły szkieletu. Ujrzał tam fantazję i tylko trochę nieuporządkowane myśli.

-Będziesz miał czas na przemyślenia- szkielet odsunął się od Stefka i wskazał na drzwi znajdujące się w ścianie za jednym z filarów niskiego sufitu- Oto twój pokój- rzekł.

Stefek pchnął drzwi i rozradował się wielce. W pokoju czekała na niego wanna z bulgoczącym aromatycznym gulaszem. Młodzieniec bez zastanowienia zerwał białą opaskę ze swego lewego kolana i wskoczył we wrzącą ciecz. Dobry Stróż spojrzał na to z niesmakiem.

-Na przyszłość zakrywaj bardziej przyzwoitym kolorem tę wstydliwą część ciała- pouczył Stefka.

Ten jednak nie słuchał już szkieletu. Rozmarzył się i jego myśli odpłynęły w nieznaną dal. Tak rozkoszował się pięknem kąpieli w gulaszu. Nie zauważył kiedy Dobry Stróż opuścił go. Delektował się chwilą, o której marzył za każdym razem gdy nie kąpał się w gulaszu.

Gdy pierwsza faza ekstazy minęła i jego myśli powróciły do czaszki, zaczął doceniać umiarkowaną przyjemność. Mógł uporządkować nieco swoje myśli.

-Powinienem naprawić Karinę- uznał- I poznać prawdziwe zamiary Azpilicuety. To podejrzany typ.

* * *

Podziemia były niezwykle rozległe. Mieszkał tutaj niemal cały garnizon Dobrych Stróży z Warszawy. Przez to Stefek znalazł Azpilicuetę dopiero w drugim roku szkolenia. Ten nadal dumnie paradował w swym mrocznym stroju.

-Co ty kombinujesz?- Stefek zwrócił się ku Hiszpanowi. Wtedy zza filaru wyłoniła się Karina. Stefek zasłonił szczękę dłonią.

-Dobrze, że jesteś- Azpilicueta zachował spokój- Daj mi mój nadgarstek- zażądał i wyrwał go Stefkowi z reszty szkieletu. Od razu zabrał też nadgarstek Kariny i rzucił go młodzieńcowi.

-Co to?- zdziwił się Stefek.

-To twój nadgarstek. Ten, który w swej naiwności oddałeś Karinie- to mówiąc wczepił szkielecicy swój nadgarstek z wciąż ułamanym palcem- Od tej chwili jesteś moją żoną. Na górze jest rozpiska z godzinami odwiedzin bliskich. Poza nimi raczej będę zajęty. Nie radzę liczyć na jakieś specjalne traktowanie.

-Próbujesz wpłynąć na nieuporządkowanie moich myśli Hiszpanie!- rzekł Stefek wyprostowawszy się- Ale ja mam na ciebie haka! Co tak naprawdę znajduje się w trumnie?

-Prawdziwy...- zaczął arcylisz, ale Stefek pomknął już schodami na górę.

Azpilicueta spojrzał na Karinę po czym szybkim krokiem udał się za zbuntowanym Dobrym Stróżem. W chwil kilka wszyscy znaleźli się w głównej nawie katedry. Stefek schylił się i wymacał przycisk, który był znalazł już wcześniej. Spojrzał na młodą parę.

-Gulasz odświeżył mój umysł- wyjaśnił Stefek- Umiem wyciągać z niego najprzydatniejsze treści. Z rozumu, rzecz jasna.

Azpilicueta zazgrzytał zębami, a Karina odsunęła się minimalnie od niego. Stefek nacisnął przycisk i dał się słyszeć skrzypiący mechanizm. Pokrywa trumny zaczęła się powoli odsuwać, uruchamiając jednocześnie melodię z pozytywki. Stefek zaczął się kiwać do taktu muzyki, a arcylisz stał oniemiały z przerażenia. Oto młody szkielet odkrył sekret strzeżony od wieku. Trumna była pusta. Nie było w niej nawet śladu po jakichkolwiek zwłokach.

-A teraz wyjaśnij- rzekł Stefek stając na krawędzi trumny- Czym jest Prawdziwy Umarły? Czym jesteśmy my? Czemu jesteśmy nieśmiertelni? Jeśli Prawdziwy Umarły w istocie istniał, to jak pokonał nieśmiertelność?

-Zadajesz pytania młody- rzekł Azpilicueta puszczając rękę Kariny i zbliżając się do trumny- Na jedno mogę odpowiedzieć nim cię zgładzę, drogi przyjacielu. Nie jesteś nieśmiertelny.

-Ups- wyszeptał Stefek wyłamał swój palec. Spojrzał nań w inny sposób niż dotychczas. Przez środek kości przebiegał kabel- Ach! Jesteśmy robotami! Nie istnieje nieśmiertelność, ale można nas naprawić! Zmywam się stąd.

W tym momencie nastąpiła gonitwa. Stefek wykorzystywał swoją szybkość nabytą na treningach piłkarskich, ale Azpilicueta był równie sprawny. Karina stała z boku i przyglądała się wszystkiemu ze spokojem. Chłopcy ganiali się dookoła nawy i żaden z nich nie zyskiwał przewagi nad drugim. Po kolejnym okrążeniu Karina krzyknęła do Stefka:
-Hej! Nie musisz biegać w kółko. Możesz wyjść z katedry.

Gdy to mówiła Stefek był przy wrotach. Posłał ukochanej wymowne spojrzenie i zniknął za drzwiami. Azpilicueta wpadł w nie z rozpędu i stracił cenne sekundy.

-Niewierna żono!- krzyknął do Kariny. Ta wzruszyła ramionami i zerknęła na rozpiskę zawieszoną przy wejściu do zakrystii.

Godziny przyjęć bliskich arcylisza Azpilicuety:

Pn-Nd 0:00-24:00

Prawdziwy UmarłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz