- ŻE CO?!
Krzyknęłam. Jak oni śmieli nawet o takim czymś pomyśleć? Planowali jak ułożą moje życie, bez pytania mnie chociaż nawet o kolor serwetek na wesele?! Byłam tak wciekła, że mój wewnętrzny wilk miał ochotę kogoś rozszarpać.
Poczułam dłoń na moim ramieniu, był to Albert. Biorąc pięć głębokich oddechów, policzyłam do dziesięciu. Wtedy mój ojciec chyba chciał mnie pocieszyć.
- Ja na nic się jeszcze nie zgodziłem.
Jeszcze?! A no to mnie bardzo pocieszył. Uff, jaka ulga... Serio?! Spojrzałam na niego zła. Skoro się nie zgodził, to czemu mam teraz niby tutaj zamieszkać? I to tak nagle? Przecież ja w domu zostawiłam parę nierozwiązanych jeszcze spraw.
- Jednak- kontynuował- jeśli okaże się, że po tym miesiącu spędzonego razem, dojdziecie do porozumienia, nie widzę sprzeciwu temu małżeństwu.
- A dlaczego miałabym się zgodzić?- spytałam już spokojniej
- Bo ja ci tak każe- zamilkłam.- Przepraszam was, ale dopóki nie oddam ci mojej córki pod opiekę- spojrzał na chłopaka- muszę z nią porozmawiać na osobności.
Kashir wyszedł z swoją obstawą i także udał się porozmawiać z synem, który oprócz osłupienia, nic nie powiedział. Teraz to nawet chętnie bym przyjęła jego pomoc, aby jakoś przekonać ich do odwołania tego całego „genialnego" planu. Ojciec poprosił także swoich ochroniarzy, aby wyszli, został tylko James, prawa ręka taty. Wieczny kapuś. Lubił kablować alfie moje młodzieńcze wybryki. Wytknęłam mu język, w duchu, ale zawsze.
Staliśmy tak w ciszy, aż mój ojciec nie usiadł na fotelu. Widziałam, że toczy w sobie trudną walkę. Zapewne nie wiedział jak ma mi to wszystko wytłumaczyć. Jak ma mnie przeprosić za to, że skreślił wszystkie moje plany, zastępując je swoimi. W sumie mogło być gorzej, mogłam... a nie. Nie mogło.
- Słuchaj Nevada- jego głos był zmęczony, szykuje się ciężka rozmowa, gdyż rzadko używa mojego imienia, zazwyczaj mówi do mnie pieszczotliwie.- Wiesz dobrze, że to co robię jest zawsze dla dobra stada, nawet jeśli będę musiał oddać swoją córkę wrogowi. Zapewne jesteś na mnie zła i się nie dziwię, ale to nie koniec. Mam jeszcze do ciebie prośbę.
No tak, a czego ja się spodziewałam po tym jak dostanę wilczy bilet? Bukiet róż? O! A może kartkę z gratulacjami? Zapewne poprosi mnie, abym się zachowywała, aby doszło do tego całego małżeństwa. Mam ochotę zmienić się w wilka i odejść jak najdalej. Nie zrobię tego, bo ojciec zawsze mógł liczyć na moją pomoc i byłam na każde jego zawołanie. Teraz klnę się za to. Może popełniłam błąd, będąc posłuszną córeczką?
- Chcę, abyś podeszła do tej sprawy na spokojnie. Nie skreślaj ich, dopóki ich nie poznasz, a widziałem, jak ten cały Xair ci się przyglądał.
- No błagam...
Ojciec się uśmiechnął, a w oczach miał ulgę. Zapewne obawiał się, że już się do niego nie odezwę. W sumie to miałam taki plan, no ale mam już osiemnaście lat. Muszę wykazać się dojrzałością.
- Zanim wyjechałem z Boukeen, rozmyślałem nad tym wszystkim... bardzo mocno, ale tak będzie najlepiej. Kiedyś to zrozumiesz. W końcu nadal nie znalazłaś swojego mate- spiorunowałam go wzrokiem, na co odchrząknął.- Jednak pamiętaj, jeśli coś się stanie to możesz do nas wrócić. Jakoś sobie poradzimy.
No tak. Teraz będzie wzbudzał we mnie litość, bo wie, że widziałam wystarczająco dużo, aby zrozumieć jaki spokój sforze da ten układ. Westchnęłam.
- Twoje rzeczy przywiezie Sierra z Brunem.
No tak przecież oni też tutaj zostają. Mam szczęście w ich nieszczęściu, że nie będę sama.
Pół godziny później żegnam ojca i pana Moonighta. Przez resztę naszej "narady rodzinnej" ojciec przepraszał mnie i zarazem prosił, abym przemyślała dwa razy zanim coś zrobię, jakbym na ogół tego nie robiła.Z Xairem nie wymieniłam jak na razie ani słowa. Stał teraz obok mnie, patrząc na odjeżdżające samochody. Ledwo dosięgałam mu do ramienia, smuteg. Jego wyraz twarzy wydawał się taki nieobecny i trochę jakby rozdrażniony.
Pojazdy dawno zniknęły nam z oczu, a my nadal staliśmy, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się stało, a przynajmniej ja. Czułam obecność jego sfory za moimi plecami, uważne patrzyli na nas. Zaczęłam bujać się z pięt na palce. Powinnam coś powiedzieć? „Cześć kochanie?" Coś w tym stylu? W końcu postanowiłam przerwać tą niezręczną ciszę.
- No to nieźle nas wrobili.
- Nie da się ukryć- odpowiedział szorstko.
Och, nie ma ochoty na rozmowę? Trudno. Odwróciłam się w stronę Alberta i już chciałam poprosić go o herbatę, gdy poczułam dużą dłoń na plecach. Temperatura mojego ciała podniosła się, w miejscu, gdzie mnie dotykał. Spokojnie Neviś, mamy być dla nich miłe, poczucie obrzydzenia wyrzucamy, przynajmniej na razie.
- Chodź, przedstawię ci moje stado.
Mulat z dredami miał na imię Trevor, był on typem żartownisia, który lubi piękne panie. Blond chłopak, którego spotkałam na schodach to Collin, zwariowany chłopak o miłym uosobieniu, ale i tak dziwiło mnie, że dziesięciolatek jest tutaj bez rodziców. Dziewczyna o kasztanowych włosach, Mishia, była jego starszą siostrą. Parka emo to Laura i Nathaniel. Nieobecny i trochę zasypany chłopak to Alex. Także przedstawiłam naszą dwójkę i poinformowałam, że jeszcze jedna para do nas dołączy.
Siedzieliśmy w kuchni i zaczęliśmy się poznawać. Nie byli tacy irytujący, no może oprócz Xaira, który ciągle się na mnie patrzył, nie odzywając się. Zboczeniec jakiś. Próbowałam nie zwracać na to uwagi, skupiając się na wypowiedzi Trevora, oczywiście ciągle nasłuchując, czy czasem reszta nie raczyła się zjawić. Są. Już wstawałam z krzesła, kiedy Ali oznajmił, że to on pójdzie. Czyżby też chciał się wyrwać z tego pomieszczenia jak ja? Nagle na korytarzu zrobił się hałas. Wszyscy zainteresowani poszli w tamtym kierunku.
Sierra jak zwykle parodiowała w chuście, która zasłaniała jej pół twarzy. Widać wzięła pod uwagę, że "liczy się pierwsze wrażenie" i ubrała swoje najlepsze ciuchy bad girl. Westchnęłam w duchu. Dziewczyna podając torbę Albertowi, patrzyła nieufnie na pozostałych, jedynie do mnie posłała ciepłą iskrę.
- To jest Sierra. Moja ulubiona skrzydłowa.
Na tę słowa Sierra chyba się uśmiechnęła, choć nie widzę przez chustę jej wyrazu twarzy, to dobrze znam ją i to, że uwielbia słuchać komplementów. Podeszła do mnie i przybiłyśmy żółwika. Ludzie Moonighta ładnie się przywitali. Po chwili do środka wszedł obładowany torbami mój ostatni członek sfory. Poczułam dziwne spięcie na korytarzu, ale to chyba przez to, że zobaczyli jak dobrze zbudowany jest chłopak. I może to też wina tych blizn na jego ciele? Jeszcze nie widzieli jego twarzy gdyż wchodził bokiem. Za dużo toreb wziąłeś głupku. Kiedy w końcu odwrócił się do nas, miał ten swój charakterystyczny wytrzesz, który zwał uśmiechem.
- A to jest Br-
- BRUNO!!!- moja wypowiedź przerwał wściekły Nath, który z Alexim do niego podeszli.
Widziałam jak włosy stanęły im dęba. Złapali Bruna za bluzkę. Pierwszy dzień i już ma dojść do bójki?! Szybko wskoczyłam między chłopaków chcąc ich rozdzielić. Nie wiem co ich tak wkurzyło, ale nowo poznani chłopacy nie chcieli odpuścić. Dopiero jak Xair kazał im się uspokoić, odpuścili. Jednak nie spodziewałam się, że moja gamma zareaguje na to śmiechem. Odwróciłam się do niego i spojrzałam jak na wariata. Nawet nie musiałam pytać czy go nie powaliło na mózg, gdyż ten łapiąc się za brzuch ze śmiechu, podniósł jedną rękę w geście obrony.
- Widzisz Neviś to jest właśnie ta moja stara sfora.
... aha...
Wszyscy zebrali się w salonie. Teraz panował podział między moją grupa, a tutejszą, nie to co w kuchni, kiedy radośnie rozmawialiśmy. Głucha cisza. Byliśmy obserwowani, a niektórzy to posyłali nawet wrogie sygnały. Mam tylko nadzieje, że nie będę musiała już dzwonić do ojca.
- Ustalmy jedno Nevada- zaczął Xair, który najuważniej przyglądał się mojej gammie- nie chcę mieć ŻADNYCH problemów z nim. Nie wiem co się stało, że trafił do ciebie, ale jeden jego wybryk i wylatuje z mojego domu.
Spojrzałam na siedzącego na fotelu, uśmiechniętego mężczyznę z bliznami na twarzy, ja stałam przy oknie za nim.
- Zrozumiałeś?- spytałam Bruna, a ten przytaknął.
- Robię to tylko dla tego całego pokoju- kontynuował X
Po czym wyszedł z pokoju, a ja poczułam jak zmęczenie z całego dnia na mnie spływa. Poprosiłam, aby ktoś wskazał nam pokoje. Jakoś mało osób teraz chciało nawiązać z nami kontakt i zaczęli wychodzić z pokoju. Została tylko Mishia, która ewidentnie przyglądała się bliznom Bruna. Jak zrozumiała, że wszyscy na nią patrzymy, zarumieniła się i zaprosiła nas do góry.
Przydzielono nam trzy pokoje, dlatego wybrałam sypialnie z Sierra, a chłopacy zagościli w osobnych pokojach. Rzuciłam się na łóżko. Za bardzo nie chciało mi się rozpakować tych dwóch toreb, przecież to tylko na miesiąc, szybko zleci... chyba. Patrzyłam w sufit, myśląc o tym co właśnie dziś zaszło, ale jakoś architektura pokoju wyrwała mnie z zamysłem. Nie była ona jakoś szczególna, ale lepsza od smętnej rzeczywistości.
Sierra ciągle się rozpakowywała. Nudno tu. Wstałam i bez słowa wyszłam z pokoju. Gdzieś w domu odgrywała się ostra dyskusja. Nie interesowała mnie ona, nawet jak usłyszałam imię Bruna. Zeszłam do kuchni i wstawiłam wodę. Czekając, aż się zaparzy, dołączył do mnie Albert. Oparłam się tyłem o blat i przyjrzałam się chłopakowi stojącego we framudze drzwi. Coś go gryzło.
- To ty powiedziałeś mojemu ojcu, że ma przyjechać- cisza.- Ali wiesz, że nie lubię jak coś przede mną ukrywacie, jeśli chodzi o nasze stado.
- To nie byłem ja- jego ton był podniosły, co mnie zszokowało, bo zazwyczaj jest cichym wilkiem, westchnął.- Nevi, proszę, wrócimy do naszego stada. Pierwszy dzień i już rzucili się na Bruna.
- Bruno się nie bronił, więc raczej wiedział-
- Dobrze wiesz, że nie oto chodzi. Nikt z nas nie czuje się tutaj dobrze. Oni także nie przepadają za naszym towarzystwem.
- Niech zgadnę. Sierra cię przysłała.
Jak na zawołanie reszta dołączyła do nas. Trzymali stronę Aliego, ciągle dopytując czy nie ma innego rozwiązania. Och, jakby było. Jednak już za późno, nie mogę się wycofać. Nie teraz, a oni ciągle gadając jak im źle, nie pomagali. Powoli podnosili głos, aby się wzajemnie przegłuszyć. Co oni myślą, że jestem głucha? Zaczęło się ich "obczajanie" ludzi mieszkających tutaj. Mam ich już dość, boli mnie głowa.
- Zamknijcie się- syknęłam przez zaciśnięte zęby.- Dostałam rozkazy. Koniec tematu.
Odechciało mi się herbaty. Wychodząc z kuchni wpadłam na Xaira, chyba słyszał naszą rozmowę. Patrzył na mnie, jakby chciał porozmawiać. No nie on też? Ludzie to był dzień pełen wrażeń, nie jesteście zmęczeni? Złapałam go za ramię i zmęczonym głosem odpowiedziałam.
- Jutro- widziałam, że chce coś powiedzieć, ale uprzedziłam go.- Jutro. Mamy przecież cały miesiąc.----------------------------------------
Witam misiaki :*
Dziękuję za każde wyświetlenie, gwiazkę, komentarz, bardzo mnie to motywuje <3 Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał :) Mam wielką motywację i biorę się za pisanie kolejnego, więc do zobaczenia :D :D :D
CZYTASZ
Mój wilczy narzeczony
WerewolfJestem Nevada i jestem córką Jonego Forwood, alfy watahy, zajmującej tereny dość sporej wsi, zwanej Boukeen. Od pokoleń moja rodzina toczy spór z rodziną Moonight. Choć jestem czwartym dzieckiem i nie powinny obchodzić mnie spraw alf, to moje gumowe...