Oczywiście niczego nie dowiedziałam się od chłopaków, rozeszli się jak gdyby nigdy nic, zostawiając po sobie straszny bałagan. Nawet nie wiem kiedy Alex zdążył mi uciec.
Wpadłam do gabinetu Xaira po raz drugi w tym dniu. Uderzyłam w stół dłońmi, aby zwrócić jego uwagę. Podziałało, od razu odłożył długopis i papiery, zaplątując swoje palce, tworząc piramidę.
- Chyba coś cię zdenerwowało.
- No nie mów.
Tak sobie przyszłam tutaj, aby sprawdzić czy masz solidny stół, dopowiedziałam sobie w myślach. Opanowałam się, aby nie powiedzieć niepotrzebnych rzeczy. Odwróciłam wzrok, aby po chwili odepchnąć się od biurka.- Bruno z Trevorem przed chwilą... mieli małe... zetknięcie.
- Nic nowego - jednak jak zobaczył mój wściekły wzrok dodał.- Sądzę, że to nie dobrze i powinniśmy coś z tym zrobić.Wszystko przyjmował z obojętnością. Ciekawe jakby zareagował na zniszczonym korytarz. Jednak na razie wolę go nie uświadamiać o uszkodzonych przez pazury firanach oraz innych stratach materialnych. Skrzyżowałam ręce.
- Bardzo. Trzeba coś zrobić- usiadłam na krawędzi biurka.- To dopiero tydzień i jeśli nie zrobimy czegoś - podrapałam się po głowie.- Możemy nie doczekać się końca tego miesiąca. Z nimi gorzej niż z dziećmi. Kłócą się, robią bałagan, a jak pytasz o przyczynę milkną i uciekają.
- Zniszczyli coś?Przełknęłam głośno ślinę, myśląc że zaraz ich wezwie i udzieli im pouczenia, jak zwykł mój ojciec, ale on wrócił tylko do przeglądania swoich papierów.
- Jako przyszła Luna musisz znaleźć sposób, żeby do nich dotrzeć.
- Nie mów hop, przed nami jeszcze trzy tygodnie. Więc mógłbyś ze mną porozmawiać, bez tej swojej biznesowej twarzy? Czasem myślę, że masz brata bliźniaka, który poszedł ze mną na plażę.Spojrzał na mnie z przymrużeniem oka. Niestety taka prawda, co poradzę? Wolałam jednak zmienić temat, obawiając się, że mogę mu się czymś narazić.
- Mam pomysł, ale posłuchaj mnie.
- Ja zawsze słucham.Polemizowałabym, przypominając nasze wspólne śniadanie, kiedy to nawet nie raczyłeś na mnie spojrzeć, ale nie powiedziałam mu tego. Oderwałam się na chwilę od biurka, aby oprzeć się o nie znowu, tym razem tuż obok Xaira. Miło było patrzeć, że tym razem to on musiał unieść głowę do góry, aby móc spojrzeć rozmówcy w oczy.
- W Boukeen co tydzień organizowaliśmy polowania- wyprostował się, co oznacza, że go to zainteresowało.- Każdy dobrze usytuowany farmer co roku musiał oddać z pięć sztuk bydła- widząc jego spojrzenie zrozumiałam, że nie tędy droga.- Nie ważne. Niedaleko domu głównego była duża zagroda, do której były przyprowadzane zwierzaki. Upolowane zwierzę jedliśmy tego samego dnia na kolację.
- Interesujące. Jednak my nie hodujemy-
- Ale otacza was wielki las - przerwałam mu.- Musi być tu jakaś zwierzyna, a dłuższe poszukiwania mogłyby nas bardziej do siebie zbliżyć.Spojrzał na mnie wymownie. Jednak wahał się z odpowiedzią, a ja muszę to wykorzystać.
- No weź, Xair- szturchnęłam go, na co dziwnie się wzdrygnął.- Ułatwmy to sobie. Wystarczy, że po prostu się zgodzisz, a ja wszystko zorganizuje.
- A co ja będę z tego miał?
- Co masz na myśli?Nie ukrywałam swojego zdziwienia. Myślałam, że dogadująca się grupa jest wystarczającym argumentem.
Xair wstał z fotela i podchodząc do mnie, oparł swoje ręce o biurko, obok moich bioder. Zniżył się, przechylając głowę w stronę lewego ramienia, przez co nasze oczy były na tym samym poziomie. Próbowałam się nie ruszać, ale niebezpiecznie mała odległość między nami, nie pozwała mi trzeźwo myśleć. Akurat w tym momencie musiałam skupić się na jego ustach idealnych do całowania, mocnych rysach twarzy i cudnie błękitnych oczach, w których widziałam swoje odbicie.
CZYTASZ
Mój wilczy narzeczony
WerewolfJestem Nevada i jestem córką Jonego Forwood, alfy watahy, zajmującej tereny dość sporej wsi, zwanej Boukeen. Od pokoleń moja rodzina toczy spór z rodziną Moonight. Choć jestem czwartym dzieckiem i nie powinny obchodzić mnie spraw alf, to moje gumowe...