Do domu wróciłam w kiepskim humorze. Nie potrafiłam zrozumieć jak to możliwe, że Bruno, który był tuż zaraz za podejrzanym osobnikiem, zgubił go przy pierwszym zakręcie, wpadając na Trevora, który przybiegł na pomoc. Kazałam wilkom dokładnie rozejrzeć się po terenie i sprawdzić każdy dom, ale nic nie znaleźli. Żadnego śladu, aby ktokolwiek tam był. Byłam na półpiętrze, gdy Xair wyszedł z kuchni.
- Podgrzałem ci obiad. Chodź.
Głos miał przyciszony. Sprawiał całkowite inne wrażenie niż rano. Wydawał się być teraz mocno zamyślony i smutny. Rozumiałam jego uczucia. W końcu to jego pierwszy dzień jako Alfa, a już na jego drodze pojawiły się komplikacje. W pomieszczeniu siedziała już gromada Xaira. Właśnie kończyli swój posiłek, jedynie Trevor błądził widelcem po talerzu. Był tak skupiony na przekładaniu ziemniaków z jednej strony na drugą, że nawet nie zauważył, kiedy jego towarzysze zostawili naszą trójkę samą. Moja trójka wilków z własnej woli została na osiedlu.
- Niepokoi mnie ta nagła agresja obcych, Alfo. Prędzej zdarzało się, że obce wilki przekraczały granicę, ale nie podejmowały takich kroków.
- Wiem Trevor. Mnie też to niepokoi.
Usiadłam przy stole, zajmując się swoim obiadem. Mój umysł skupił się na tym jak powinnam im powiedzieć, iż to więcej niż prawdopodobne, że zostali zaatakowani z mojego powodu. Wszystkie możliwe dialogi, które przeprowadziłam w głowie, miały ten sam wniosek. Nie obejdzie się bez opowiedzenia im historii skrywanej przez moją rodzinę przed innymi. Przez te blisko dziesięć lat pozwalaliśmy, aby nawet nasze własne stado żyło w kłamstwie na temat przyczyny śmierci połowy członków rodziny Alfy. Nie mieliśmy za dobrych kontaktów z resztą sfor, więc jakby się wydało, że wypadek samochodowy nie był spowodowany przez usuwisty teren, zrodziłoby to nienawiść w sercach naszych ludzi. Sytuacja stałaby się jeszcze bardziej napięta, co mogłoby nas wyniszczyć. Pochowaliśmy naszych bliskich w ogrodzie. Przerobiliśmy starą altanę, w której sporo czasu spędzałam z starszym rodzeństwem, na rodzinny grobowiec. Nigdy nie byłam w środku, przez mój stan zdrowia powypadkowy oraz przez dobrze schowany przez ojca klucz.
- Wszystko w porządku?
Ciepły dotyk dłoni Xaira wyrwał mnie z przeszłości. Spojrzałam na niego pełna obaw. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć, czy to był ten czas, aby wszystko wyznać. Trevora nie było już w kuchni, przez co sytuacja stała się bardziej skomplikowana. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Spokojnie. Zajdziemy ich i zapłacą za to co zrobili.
- To nie o to chodzi, znaczy tak. Znaczy nie. Nie tylko. Znaczy wierzę, że niedługo wszystko się wyjaśni.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Zajął miejsce obok mnie, nie odciągając ręki ode mnie. Cierpliwe czekał, aż będę gotowa kontynuować. Zatopiłam swój wzrok w jego błękitnych oczach, szukając w sobie odwagi. Jednak szybko uciekłam spojrzeniem na prawie pusty talerz. Nie wiedziałam od czego zacząć, każdy pomysł rozpoczęcia rozmowy wydawał mi się nieodpowiedni. Xair chwycił mój podbródek, kierując go w swoją stronę. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Było to miłe uczucie, oczyszczające mój umysł. Odsunął się odrobinę.
- Nevada jestem nie tylko twoim mężem, ale i partnerem. Możesz mi wszystko powiedzieć.
Uśmiechnęłam się blado, miał rację, ale nie wiedziałam co zrobię jeśli nie zrozumie postępowania mojego ojca jak i moich decyzji. Poprosiłam go, abyśmy porozmawiali na osobności, w naszym pokoju.
Plecami wtulałam się w jego klatkę piersiową. Jego ramiona mocno trzymały mnie w uścisku, czołem opierał się o moje ramię. Siedzieliśmy na łóżku, a telefon Xaira zaczął wydzwaniać. Oprócz pożaru, miał sporo innych obowiązków. Chciałabym móc mu pomóc, ale mimo że miałam tytuł Luny Moonight, nadal byłam tą obcą, z zewnątrz i nie wszyscy mieli do mnie zaufanie.
- Jesteś pewien, że nie powinieneś go odebrać?
- Jeśli będzie to coś ważnego zadzwonią do Trevora.
Intymna atmosfera co minutę rosła, a moje ramię coraz bardziej paliło od jego dotyku. Wilcza potrzeba jego Oznaczenia, wpływała także na ludzką część, byłam gotowa nawet o nie poprosić.
- Powiesz mi w końcu co cię trapi?
Odwróciłam głowę ku niemu. Wzięłam głęboki wdech. Wytłumaczyłam partnerowi, że początkowo moja rodzina była liczniejsza, dużo liczniejsza.
- Miałaś jedenaściorga rodzeństwa!?
Przytaknęłam, wyliczając na palcach dłoni ich imiona. Tłumacząc, iż moją najstarszą siostrę spotkaliśmy wczoraj, wraz z drugim i czwartym bratem, oraz że mam jeszcze młodszą siostrę, Lole, która nie opuszcza terenów Boukeenu. Moja historia zaczęła się dokładnie trzy miesiące po tym jak moja najstarsza siostra wyszła za mąż i postanowiliśmy złożyć jej rodzinną wizytę, kilkudniową. Ojciec został z chorą Lolą i braćmi w domu, zapewniając nas, że później dojedzie. Moja rodzina zajęła dwa samochody. W pierwszym siedziałam ja z najstarszym bratem, matką oraz z trójką noworodków, drugie zajęła reszta zdrowych braci. W towarzystwie kilku aut wypełnionych ochroniarzami, udaliśmy się w czterogodzinną podróż. Nic nie wskazywało na to, że będą jakieś problemy z dojazdem, ale w połowie drogi otoczyła nas gęsta mgła. Nie zatrzymywaliśmy się, chcąc jak najszybciej dotrzeć do celu. Kiedy dotarliśmy do lasu, uświadomiliśmy sobie, że nie ma nigdzie innych aut. Później pamiętałam tylko przerażający huk, ciemność i pieprz drażniący moje nozdrza. Zanim odzyskałam wzrok, wyczuwałam wszędzie krew. Leżałam kilka metrów obok samochodu, który koziołkował na dachu. Lewa strona była mocno zgnieciona. Musiałam wylecieć przez otwór po oderwanych drzwiach. Strasznie bolała mnie głowa, na początku nie mogłam się ruszyć. Wrzaski wydawały się takie odległe, nierealne. Pamiętam jak brat podbiegł do przygniecionej matki, która była zalana łzami. Nie potrafiłam zrozumieć co się dzieje. Dotknęłam swojej głowy, czując jakiś spływający płyn. Moje palce były we krwi. Próbowałam się podnieść, ale ból i strach nadal unieruchamiał moje ciało. Wtedy usłyszałam przerażający śmiech, po chwili w mgle mogłam dostrzec sporo par zielonych oczu. Wilki jeden po drugim wyłaniał się, otaczając nas. Z trudem wstałam na równe nogi, łapiąc się za obolałe ramie. Ostrzegłam napastników warczeniem, że jestem gotowa na walkę. Nawiązałam z jednym kontakt wzrokowy i byłam gotowa go zaatakować, w obronie rodziny.
- N, nie! – brat zagrodził mi drogę. – Ja ich zajmę, ty leć po ojca.
Nienawidziłam się za to, że wtedy nie zaprzeczyłam. Byłam tak ślepo zapatrzona w siłę mojego brata. Przekonana, że wrogie wilki nie stanową dla niego żadnego wyzwania, ruszyłam przez las. Cztery łapy niosły mnie między drzewami, próbując nie potknąć się o jakąś gałąź czy śliskie, opadłe liście. Na ogonie miałam dwa natrętne wilki. Byłam bardzo pewnym siebie dzieckiem i w innych okolicznościach, spróbowała bym swoich sił, ale w głowie nadal słyszałam rozkaz brata. Dzięki treningom z rodzeństwem, wiedziałam, że jestem wystarczająco szybka i sprytna, aby im uciec. Jednego zapędziłam na bagna, gdzie utknął, za to drugi nie odpuszczał. Na skraju lasu, udało mu się mnie wyprzedzić. Byłam tą myślą tak zajęta, że nie zauważyłam króliczej nory. Moja obolała łapa wpadła w dziurę i ugrzęzła w niej na dobre. Wilk stanął nade mną, myślałam, że już po mnie. Czułam, że zawiodłam brata i matkę, którzy czekają na wsparcie. Przerwałam opowieść.
- I co dalej?
- Obudziłam się w szpitalu. Od razu zerwałam się z łóżka i pognałam w stronę, gdzie widziałam po raz ostatni brata.
- Nikt cię nie próbował powtrzymać?
- Oj próbowali. Można powiedzieć, że twoja żona to ninja. Pojawiam się i znikam – stuknęłam moje czoło z jego czołem. – Na miejscu był mój ojciec. Był przerażony moim widokiem, a ja jego. Zawsze wydawał mi się taki… wielki, dumny. Wtedy… wyglądał jak wrak człowieka. Skurczył się do rozmiarów karła. Od razu zrozumiałam o co chodzi. Zaczęłam płakać z bólu… psychicznego jak i fizycznego. Po tym jak powiedzieli, że dopadli także moje rodzeństwo w drugim aucie… zemdlałam, znowu. Bieg nie był dobrym pomysłem w moim stanie. Większość szwów mi poszło. Obudziłam się kilka dni później. Po pogrzebie.
Siedzieliśmy przez chwilę w całkowitej ciszy. Uścisk Xaira zwiększył się, miał napięte mięśnie. Głowę wtulił we mnie, chcąc dodać mi otuchy. Jednak to nie był koniec mojej historii. Wracałam na miejsce wypadku wiele razy, szukając odpowiedzi. Nie sprowadziłam wtedy pomocy, więc zamierzałam znaleźć mordercę.
- A co na to twój ojciec, przyjaciele?
- Ojciec zamknął mnie w pokoju, przysyłając jakiś specjalistów od Bóg wie czego. Albert zna tylko prawdę, reszcie nic nie powiedziałam, a oni to zaakceptowali.
- Dlaczego teraz chcesz, aby się dowiedzieli? Abym ja się dowiedział?
- Nie pozwolę, aby zabrano mi znowu rodzinę.______________
Długo mnie nie było :P Dziekuje za wszystkie komentarze i gwiazdki. Zatęskniłam za Nevada i spółką. Z racji tego, że mnie nie było i jeśli macie jakieś pytania do Mój wilczy narzeczony, bo jest coś nie jasne chętnie na nie odpowiem :) Już mówię , że pracuje nad kolejnym rozdziałem :D :D
CZYTASZ
Mój wilczy narzeczony
WerewolfJestem Nevada i jestem córką Jonego Forwood, alfy watahy, zajmującej tereny dość sporej wsi, zwanej Boukeen. Od pokoleń moja rodzina toczy spór z rodziną Moonight. Choć jestem czwartym dzieckiem i nie powinny obchodzić mnie spraw alf, to moje gumowe...