16.5 Moje fantazje

4.8K 412 20
                                    

Dzisiejszy dzień znowu dał mi w kość. Jak tylko wszedłem do biurowca, zostałem zatrzymany przez pracowników, którzy mieli problem z projektem. Następnie sekretarka tłumacząc jakieś problemy z klientem, zmusiła mnie do wykonania paru telefonów, które były męczące i skomplikowane. Ludzie z trzeciego piętra domagali się narady ze mną, a sekretarka przekazała mi informacje o nagłym zebraniu z przedstawicielami oddziałów. Dopiero po nim mogłem wypić kawę, która marzyła mi się odkąd wstałem, a że w domu nasza maszynka się zepsuła, byłem strasznie nie rozbudzony. Niestety w gabinecie nie było dane mi ani na chwilę odpocząć. Już czekały tam na mnie papiery, które uśmiechnięta sekretarka donosiła z każdą wizytą u mnie.

Siedziałem w swoim gabinecie, kiedy zegar wybił godzinę czternastą. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl o domownikach siadających do stołu, a najbardziej zainteresowała mnie ta jedna postać. Niska, chuda, ale niesamowicie zgrabna i oczywiście piękna dziewczyna z rodziny Forwood. Chciałbym móc rzucić biuro oraz wszystkie te papiery w cholerę, aby wydłużyć czas jaki mogę z nią spędzić. Zostało tak mało czasu do przyjazdu Alfy Broukeen, a ja nie zamierzam jej oddać nawet jeśli będą chcieli zabrać ją siłą. Szybko opanowałem emocje, próbując skupić się na pracy, ale cichy głos w mojej głowie ciągle przypominał mi o ostatnich wspólnych chwilach z czarnowłosą.
- Co cię tak cieszy?

Spojrzałem na znudzonego Trevora, który niechętnie towarzyszył mi w pracy, ale niestety odkąd mój szef ochrony został ranny podczas ostatniego bankietu, zostałem zmuszony to zabierania mulata ze sobą. Niezbyt mi się to podobało, w szczególności, że nie chciałem wciągać w moje sprawy zawodowe moją rodzinę, nie miałem jednak innego wyjścia. Na początku był ze mną Alex i nie wydawało mi się, aby się to miało zmienić, niestety chłopak ciągle zasypiał, co mnie za specjalnie nie cieszyło. I tak dla spokoju ducha, Trevor zajął jego miejsce, w sumie sam nawet nie pamiętam kiedy to było lub jak to uzgodnili.

Rozluźniłem ramiona i opadając na oparcie, odwróciłem się w stronę dużego okna. Zegar na wieży, niedaleko biurowca, wskazywał na godzinę 14:25, uświadamiając mi, że niedługo mam spotkanie biznesowe przy lunchu i to z nie byle jakim klientem, więc muszę opanować swoje myśli.
- Chyba nie wykorzystywałeś jej do swoich chorych fantazji... znowu.

Zaśmiałem się. Ostatnio Nevada stała się naszym głównym tematem do rozmów. Nie przeszkadzało mi to, dopóki mówił o niej jak o Lunie.

- Seryjnie, ja nie wiem co ty widzisz w tej wybuchowej lasce - mulat oparł łokcie na swoich kolanach.- Stary, przecież ona przy każdej kłótni jaka wybuchnie w domu, reaguje tak samo agresywnie. Karci nas krzycząc i grożąc palcem, jest jak tykająca bomba. Na ogół wyluzowana, ale jak przetniesz zły kabel to BUM! I już cię kurna nie ma.
- Też uważam, że to urocze.
- Ja nie o tym! Luna powinna być dojrzałą, opanowaną, pełną dobrych rad... kurde no... być matką. Powinna uspokajać swoje dzieci i uświadamiać im, że takie postępowanie jest złe.
- A właśnie tego nie robi? - odwróciłem się do przyjaciela. - Czy przy wspólnym posiłku występują jeszcze jakieś kłótnie? Albo czy ostatnio musieliśmy coś naprawiać w domu, bo zostało, przez któreś z was, zniszczone?
- W sumie, po rozpie… - chrząkniecie -  telewizora i jakże ciężkim wykładzie, to chyba nie, ale kto normalny na nas wrzeszczy, każąc przy tym klęczeć na podłodze z trzydziestokilogramowym ciężarkami na nogach?!
- Każdy ma swoje sposoby wychowawcze. To przynajmniej na was działa.

Trevor przeklął pod nosem, wiedząc że nie ważne co ja będę po stronie Nevady, więc dłuższa dyskusja na ten temat mogła by go pogrążyć.

Wróciłem do swoich zajęć. Kolejne sprawozdania każdej kadry w firmie, rozpiska wydatków tego miesiąca i inne istotne papiery. Przejrzałem jeszcze firmowy mail, czy jakaś zaprzyjaźniona firma nie wysłała jakieś wiadomości, ale z ulgą stwierdziłem, że nic nowego się nie pojawiło. Dałem znać sekretarce, aby przekazała mojemu wspólnikowi, że wychodzę na spotkanie.

Kiedy siedziałem już w służbowym aucie, Trevor kontynuował temat Nevady.
- Jeszcze zostaje kwestia tego, że ani razu nie zmieniła się w wilka! To chore!
- Ona po prostu trzyma się danej mi obietnicy.
- Co? Jakiej obietnicy?

Miało to związek z naszym pierwszym spotkaniem, które lubię od czasu do czasu wspominać, ale teraz muszę być skupiony w stu procentach na spotkaniu.
- Skup się na drodze - zrugałem kolegę.

Po spotkaniu dopadło mnie starsze zmęczenie. Miałem ochotę wrócić już do domu i położyć się, ale przede mną były jeszcze przynajmniej cztery godziny dalszej papierologii. Kiedy nagle wyczułem niedaleko obecność dziewczyn z mojej sfory. Postanowiłem wykorzystać ostatnie chwile przerwy na lunch i wszedłem do damskiego sklepu. Pomiędzy regałami dostrzegłem jasną kitę Mishi.
- Witajcie dziewczęta.

Przywitałem się z lekkim uśmiechem z Mishią i Shierrę, zszokowane moją obecnością, zaczęły wypytywać mnie co ja tu robię. Trochę czasu minęło nim sam miałem okazję zadać im jakiekolwiek pytanie.

- A wy co tutaj robicie?
- A stwierdziłyśmy z dziewczynami, że pora na małą wspólną wycieczkę po sklepach - odparła trochę znudzona dziewczyna z Boukeen.

Zrobiło mi się momentalnie ciepło. Czyżby Nevada także tu była? snułem domysły. Rozejrzałem się nerwowo po sklepie, czy czasem jakimś cudem jej nie pominąłem, co spotkało się z cichym śmiechem Mishi.
- Jeśli szukasz Nevi, jest z Laurą w NewPretty.

Posłałem dziewczynom uśmiech w podziękowaniu i ruszyłem w stronę korytarza galerii. Udając się szybkim krokiem do wskazanego sklepu, wysłałem wiadomość do Trevora, aby na mnie nie czekał. Ten, bez jakikolwiek zbędnych pytań, odpowiedział mi, że wraca do domu.
Kiedy miałem skręcić w uliczkę prowadzącą do mojego celu podróży, zauważyłem czerwonooką. Jak zwykle mój wzrok zablokował się na niej, a ciało ruszyło ku niej. Jej zszokowana mina i sama jej obecność, napełniały moje zmęczone ciało energią.

Mój wilczy narzeczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz