23. Miesiąc poszukiwań

3K 181 8
                                    



            - Dziś też siedzisz do późna?
Opierałam się o framugę drzwi, obserwując jak mój partner bez problemu zawiązuje krawat. Od kilku tygodni wychodził z domu wraz z pierwszymi promieniami słonia, a wracał gdy księżyc był wysoko na niebie. Byłam bardzo niezadowolona z tego obrotu spraw. Po wyznaniu mu prawdy o mojej rodzinie, kazał mi przysiąc, że nie opuszczę tego domu, dopóki nie złapią osobę odpowiedzialną za pożar. Oczywiście na początku nie zgodziłam się, zamierzałam osobiście go dorwać i dowiedzieć się kto jest szefem sfory wilków o drażniącym zapachu pieprzu. Xair rozumiał to, ale i tak chciał, abym obiecała, że dopóki nie będzie wiedział czegoś więcej, nie wyjdę na zewnątrz. 

Przycisnęłam mocniej ręce do klatki piersiowej. Wykorzystywanie mojej historii w ten sposób, doprowadzał mnie do białej gorączki jak tylko o tym pomyślałam, przez dekadę radziłam sobie świetnie, więc nie było potrzeby mnie zamykać. Jednak nie miałam serca robić mu wyrzutów w nocy, kiedy wracał. Ledwo co doczłapał do łóżka i od razu zasypiał.

- Spróbuję wrócić na kolację, ale niczego nie obiecuję.
Jego chłodny ton, jakby zamroził moje płuca, przez co nie mogłam nic więcej powiedzieć. Bez słowa sprzeciwu pozwoliłam, aby mnie ominął i wyszedł z sypialni. Wraz z hałasem zamykanych drzwi od gabinetu, ruszyłam powoli jego śladem. Korytarz jak nigdy, wydawał mi się nieskończenie długi, a pochmurna pogoda na dworze, negatywnie wpływała na moje samopoczucie. Zatrzymałam się przy barierkach schodów, obserwując, jak zakłada skórzane mokasyny i czarny płaszcz. Albert otworzył przed nim wyjście. Odkąd Xair został Alfą i wychodził z domu, zawsze towarzyszyła grupka ochroniarzy, przez co wyglądał jak ci gangsterzy w filmach.

Zanim mój mąż wyszedł, odwrócił się do mnie, posyłając blady uśmiech, po czym zniknął z moich oczu wraz z betą. Stałam w miejscu przez chwilę, rozmyślając nad kolejnym nudnym dniu w czterech ścianach. Odgarnęłam włosy do tyłu, związałam je i zeszłam do kuchni. Stojąc przed lodówką, spojrzałam na wiszący kalendarz. Już dawno zaczął się nowy rok szkolny. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę tęsknić za szkołą, wyśmiałabym go, ale dziś wolałabym siedzieć na lekcji matematyki niż przez cały dzień krzątać się bez jakiegoś celu po całym domu.

Pół godziny później siedziałam w salonie przed telewizorem z gorącymi tostami, gdy z korytarza usłyszałam powolne szuranie nóg Trevora, to on wczoraj towarzyszył Xairowi, prawie do samego rana. Leniwie otworzył wejście do pokoju, w którym się znajdowałam.
- Dzień dobry – ziewnął.
- To już prawie dziesiąta, a ty nadal w piżamie?
Mruknął pod nosem jakąś odpowiedź i zajął miejsce obok, kradnąc mi tost. W telewizji akurat zaczęły się poranne wiadomości. Dzięki wpływom jakie posiada rodzina Moonight całe zamieszanie nie trafiło do lokalnej telewizji i gazet, mogliśmy prowadzić nasze śledztwo w spokoju, bez irytujących dziennikarzy. Niestety po całym miesiącu poszukiwań, nie znaleźliśmy jeszcze żadnej poszlaki, która mogłaby nas doprowadzić do odpowiedzialnego za podpalenie. Xair zapewniał mnie, że to kwestia czasu, ale im dłużej czekałam, tym bardziej bałam się ich kolejnego ataku.

Zwiększyliśmy liczbę ludzi patrolujących granicę i centrum miasta. Odbiło się to na kontaktach z innymi rasami zamieszkujących Vodius, w szczególności z wampirami. William, którego zdążyłam poznać w parku rozrywki, ostatnio często nas odwiedza, marudząc, że smród „kundla" o poranku to nie to o czym myślał kupując tutaj kilka domów, choć zawsze kończył słowami „w sumie lepsze wilkołaki niż łowcy".

Przez duże okna salonu, zauważyłam rozmawiających ze sobą strażników. Xair sprowadził kilka nowych wilków z miasta, w celu zwiększenia bezpieczeństwa, gdyż obawiał się, że tajemniczy mężczyzna może wrócić do naszego domu. Niestety sprawiło to mnie w większy dołek niż same bezrobocie. Myśl, że wszystko to co robię, a bardziej nie robię, widzą ludzie Xaira, budziło we mnie obawę, iż wezmą mnie za leniwą i nieodpowiednią wilczycę na Lunę.
~ Xair...
~ Coś się stało? – odpowiedział natychmiastowo. – Mam wrócić?
~ Nic się nie stało i... w tym problem. Na pewno nie mogę w niczym wam pomóc? Siedzenie tutaj, w naszym domu, kiedy wy prujecie sobie żyły, doprowadza mnie do szaleństwa.
~ Nevada nawet nie myśl, aby wyjść sama z domu.
~ A jeśli zabrałabym ze sobą Trevora - cisza... - i jeszcze dwa wilki?
Długo nie odpowiadał. Miałam nadzieję, że spowodowane jest znalezieniem czegoś o podpalaczu. Wyobrażałam sobie, jak zaraz mi powie, że go złapali i nie widzi problemu, abym wyszła na miasto. Marzenia.
~ Nevada... Wygrałaś. Będę w domu koło osiemnastej i zabiorę cię na kolację, a do tego czasu siedź grzecznie w domu. Będę teraz bardzo zajęty, więc nie sądzę, abyśmy mogli dłużej porozmawiać.

Mój wilczy narzeczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz