10. Jabłko

6K 389 11
                                    

Niedziela minęła nam w sumie jak inne dni. Sprośne żarty Bruna denerwowały resztę domowników. Całe szczęście, że wziął na swoje barki część kary Sierry i nie było ich od rana do wieczora. Karą dla nich był obowiązek w uczestniczeniu na ćwiczeniach, o które osobiście dbałam. Co znaczyło dla nich przede wszystkim, iż nie mają siły nawet zjeść kolacji. Ba! Ledwo co mydło w łazience mogli podnieść.

W pierwsze dni nowego tygodnia  panował spokój w domu. Laura z Nathanielem wyjechali na wakacje i mieli wrócić za dwa dni. Collin z racji tej, że Sierry w domu za dnia, zaczął mnie zaczepiać o wspólną zabawę. Albert zwolniony z opieki nad Brunem, zazwyczaj pomagał Mishi w jej obowiązkach. Alex chyba do nas się trochę przekonał, serio... nawet nie wiem kiedy miał na to szansę. Wracając do tematu to zauważyłam, że częściej wychodzi z swojego królestwa i czasem dołączy do rozmowy.

Z resztą nie tylko moja dwójka wilkołaków była nieobecna za dnia w domu, bo zauważyłam, iż Xair pracuje ostatnio dłużej i ciężko mi go złapać na rozmowę. We wtorek w ogóle go nie widziałam. Nawet rzadko kiedy mogę posiedzieć w jego gabinecie. Sama nie znam odpowiedzi dlaczego tak jest, bo Trevor mnie odsyła, jak tylko zbliżę się do drzwi jego alfy.

- Nie mam co robić!- wyjąkałam.

Leżałam na sofie w salonie, kiedy Albert ścierał kurze. Dziś mija pierwszy tydzień mojego pobytu tutaj. Mały Collin został zaproszony do kolegi, a z Mishia, z którą dobrze mi się rozmawia, miała patrol terenu do obiadu. Albert proponował, że dołączy do niej, ale jakoś nie wyrażała do tego chęci.

Odwróciłam się, aby patrzeć teraz na biały sufit. Co bym teraz robiła w Boukeen? Po dłuższym namyśle, doszłam do wniosku, że słuchałabym problemu jakiegoś mieszkańca, albo wędrowała po wsi bez jakiegoś konkretnego celu.

- Może przejdziesz się zobaczyć jak radzi sobie tamta dwójka?- zaproponował beta, widząc umierającą mnie z nudów.
- Byłam przed chwilą... To już czwarty raz w tej godzinie.

Dziś ćwiczą za domem. Dałam im dość długą listę ćwiczeń, które powinny im zająć czas przynajmniej do godziny piętnastej. Później szybki obiad i kontynuacja treningu przy moim już całkowitym nadzorem. Może z nudów urządzę im mały sparing? W końcu mi też przyda się jakiś ruch.

- Albert idź zobacz do nich, bo coś podejrzanie cicho u nich.
- Przecież to tobie się nudzi.
- No tak, ale złapał mnie teraz Pan Leń i Pani Zawygodnasofa.

Albert prychnął coś pod nosem i wyszedł z salonu. Ciekawe co dziś zrobi na obiad. Może lazanie albo makaron z sosem i kawałkami kiełbasy. O! Albo makaron z tym jego popisowym zielonym sosem. Nadal nie mogę zapamiętać z czego on go robi. Aż mi ślinka cieknie na samą myśl.

Po chwili w drzwiach znowu pojawił się Albert.
- Dziś jeszcze nie widziałem Xaira- wrócił do swojej poprzedniej roboty.
- Przecież dziś znowu będzie siedział do późna w biurze...- zabrzmiałam jakby zawiedzona.
- Jak widziałem rano to tylko Trevor wszedł do auta i pojechał sam.

Natychmiast podniosłam się do siadu i spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "i teraz mi to mówisz?!". Wyszłam z salonu. Może dziś będę mogła pogadać trochę dłużej z Xairem. Od naszej ostatniej wycieczki, którą Bruno ciągle nazywa randką, nie rozmawiał ze mną bez jego oficjalnego tonu. Pokonałam szybko schody, rozmyślałam nad tym co ja mu powiem, jak tylko go zobaczę.

Dziś miałam dobry powód, aby z nim porozmawiać, bo chyba mam dobry pomysł, aby jakoś zbliżyć do siebie domowników. W Boukeen co tydzień urządzano polowania, zazwyczaj to mój ojciec udostępniał swoje stada, ale w tym lesie przecież musi być jakaś zwierzyna. Wiem jak to było na początku z przyjęciem Brunem do stada. Nikt nie chciał się do niego przekonać, no ale po paru polowaniach, było o wiele lepiej.

Mój wilczy narzeczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz