2. Początek miłości

1.2K 114 19
                                    

Czułem się nieco dziwnie rano, kiedy po raz drugi obudziłem się w swoim starym mieszkaniu. Powrót do dwudziestki - najwidoczniej - był czymś więcej niż snem. To dobrze. To naprawdę oznaczało, że dostałem drugą szansę, że mogłem uratować nasz związek, co więcej, mogłem nie dopuścić do całego rozpadu pomiędzy nami.

Wstałem z niesamowitą dawką energii, mając szeroki uśmiech na twarzy. Wiedziałem, że nasze następne spotkanie powinno wypaść dopiero za dwa dni w sobotę, ale nie mogłem czekać tak długo. Pomyślałem, że mógłbym nieco przyspieszyć ten jeden fakt, bo naprawdę nie mogłem się doczekać, by znowu zobaczyć Lunę. To zabawne, ale przez pół nocy fantazjowałem o własnej dziewczynie, z którą byłem przez pięć lat. Marzyłem o tym, że ją przytulam i całuję, że mam ją obok siebie w łóżku, tuż przy boku.

Naprawdę żałowałem, że nasze życie potoczyło się w tak okrutny sposób. Gdyby nie to, teraz naprawdę miałbym ją obok siebie i nie musiałbym walczyć o jej miłość po raz drugi.

Mogłem śmiało stwierdzić, że wybrałem najlepsze ubrania, jakie tylko mogłem. Znalazłem bluzę bez kaptura, wsuwaną przez głowę z nadrukiem szkieletu na desce surferskiej, czarne spodnie z dziurami na kolanach, trampki za kostkę i naciągnąłem czapkę w stylu beanie z liczbą dwadzieścia. Nie miałem pojęcia, gdzie kupiłem akurat taki dodatek, ale to się nie liczyło, ponieważ cholernie to lubiłem.

Kiedy zamykałem drzwi na klucz, mój telefon zaczął dzwonić i wibrować jednocześnie, co mnie cholernie wkurzało za każdym razem. Wyciągnąłem urządzenie z przylegających spodni i spojrzałem na napis. Dzwoniła moja mama. Wypuściłem powietrze, pamiętając, że niezbyt dobrze dogadywałem się z rodzicami w tym czasie.

- Halo? - wymamrotałem, żałując, że kieszenie w spodniach nie były bardziej pojemne.

- Andy - przywitała mnie w ten swój oficjalny sposób. - Razem z ojcem zastanawiamy się, kiedy nas odwiedzisz.

Westchnąłem, ponieważ teraz zdecydowanie nie miałem na to czasu. Na sto procent nie odwiedzę ich, dopóki Luna po raz drugi nie będzie moja. Dopiero wtedy ruszę do rodzinnego miasta, z nią u boku, oczywiście. Innego wyjścia z sytuacji nie widzę.

- Nie wiem - odparłem, wzruszając ramionami, chociaż tego nie widziała.

- Cóż, nie pogniewam się, jeśli jednak będziesz wiedział.

- Mamo - westchnąłem, przecierając oczy.

Nie miałem czasu na takie bzdury, musiałem odzyskać swoją miłość.

- Na pewno za niedługo was odwiedzę - skłamałem.

To znaczy, cóż, to zależy od punktu widzenia, ile to jest dla kogoś "za niedługo". Dla mnie, na przykład, to był moment, w którym będę mógł na chwilę odetchnąć w ratowaniu swojego życia miłosnego; ogólnie życia Luny i prawdopodobnie też mojego, bo prawie na pewno zabiłbym się na następny dzień po jej samobójstwie. Tak bardzo ją kochałem.

- No dobrze, trzymam cię za słowo - odpowiedziała nieco nieufnie.

Cholera, przejrzała mnie. Jak zawsze, w końcu była moją mamą.

- Może w końcu przywieziesz ze sobą jakąś miłą dziewczynę? - zagadnęła mnie.

- Tak, myślę, że tak. - Nie mogłem się nie uśmiechnąć.

- To fantastycznie, doprawdy.

Przez chwilę zapanowała ta niezręczna cisza pomiędzy nami, a ja znowu poczułem się jak ten zbuntowany dzieciak, którym właściwie znowu byłem. To było tak pokręcone, że sam ledwo za tym nadążałem.

Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz