Luna była w rozsypce. Jej kruchość została naruszona i wiedziałem o tym. Patrzyłem na smutek w ciemnoniebieskich oczach i nie wiedziałem, co z tym zrobić. Na jakiś pokręcony sposób odczuwałem także wyrzuty sumienia, chociaż - na dobrą sprawę - śmierć pani Addams nie była moją winą. W nocy męczył mnie koszmar, którego nie uznawałem jedynie za sen. Czułem, że to wszystko było prawdziwe. Nie działo się w nim wiele, po prostu słyszałem słowa. Informowały mnie o tym, że główna zasada wszechświata to życie za życie.
Był weekend, a ja siedziałem razem z Luną. Z jakiegoś powodu, Cameron pozwolił mi zostać z nią na parę dni. Uznał, że ją uspokajałem i pomagałem wybrnąć z tego smutku. I, cóż, naprawdę chciałem wierzyć w to tak bardzo jak on.
Oczywiście nadal posiadałem pracę, więc postanowiłem wziąć wolne w sobotę, ponieważ jedna w tym miesiącu przypadała mi. Zamieniłem się z Justinem i miałem go zastąpić za dwa tygodnie. To wydawało się być dobrym układem, ponieważ nie odczuwałem żadnej niechęci do pracowania za niego, jeśli on właśnie robił to samo. Obiecał też, że poinformuje o tym szefa, więc nie musiałem się tym martwić.
- Luna, kochanie - zagadnąłem dziewczynę, siadając obok niej.
Leżała na łóżku, mając w dłoniach książkę. Czytała Wiedźmina i mimowolnie uśmiechnąłem się na wspomnienie naszego drugiego spotkania w księgarni, gdzie pracowała. Zmarszczyłem brwi, nagle zastanawiając się, co z tym miejscem? Skoro ojciec Luny miał trafić do więzienia, to, cóż, biznes na pewno nie pozostanie w jego rękach. Czy przejmował go Eron? A może Stacy? I właściwie gdzie była siostra Luny?
- Może wyjdziemy na dwór, aniele? Weźmiemy ze sobą psy Erona, pójdziemy do parku...
Przez to, że spędzałem tu weekend, musiałem coś zrobić z moim własnym kotem. Cameron był całkiem spoko kolesiem i uznał, że jedno zwierzę w tą czy w tamtą nie zrobi mu różnicy. Dzięki temu Crow już od początku został wystawiony na towarzystwo trzech psów, jednak - na całe szczęście - nie było pomiędzy nimi zgrzytów. Na razie kociak nie poznał jeszcze Luny, ponieważ nie potrafił sam wejść po schodach, a ja go tu nie przynosiłem, bo pomyślałem, że wyciągnę dziewczynę na dwór i w kuchni pokażę jej mojego nowego towarzysza.
- Proszę, Luna - jęknąłem. - Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
- W porządku - powiedziała zachrypniętym głosem.
To nie tak, że Luna była zamknięta na każde słowo przez ten czas. Cierpiała, bardzo mocno i niestety we własnym wnętrzu. Nie chciała podzielić się ze mną tym bólem i po prostu uważała to za jedynie swój problem. Okropnie się myliła i próbowałem do niej dotrzeć, ale na marne. Właśnie dlatego miałem zamiar spróbować w inny sposób.
- Zróbmy to - uznała, zaznaczając stronę w książce.
Z szerokim uśmiechem obserwowałem, kiedy wstawała z łóżka i zmieniała swoje ubrania i rozglądała za jakąś bluzą.
- Weź moją - zaproponowałem, a ona spojrzała na mnie niezrozumiale. - Chodzi mi o bluzę. Weź moją.
- Och, taaak - westchnęła z jakąś nutą zadowolenia, którą nadal ukrywał smutek.
Splotłem nasze palce razem i wyszliśmy z chłodnego pokoju, schodząc na dół. Zobaczyłem Erona na kanapie, który leżał i oglądał kanał sportowy, gdzie odbywały się walki na ringu. Prawdopodobnie dołączyłbym do niego, ale ważniejszy był dla mnie spacer z Luną. Na dywanie dostrzegłem po chwili małego Jacka, który bawił się z moim kociakiem i śmiał się wesoło, podsuwając mu co chwilę jakieś niebieskie piórko. Jackie spędzał u ojca cały miesiąc, ponieważ jego matka wyjechała na jakiś kurs z pracy, czy coś w tym stylu i nie mogła go wziąć ze sobą.
CZYTASZ
Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]
Teen FictionPrzepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Luna popełniła samobójstwo, pozostawiając swojego chłopaka z wieloma pytaniami. Andy nie mógł pogodzić się ze stratą i dostał szansę, by wszystko naprawić, w jakiś sposób cofa...