Luna patrzyła na mnie tak niezrozumiałym spojrzeniem, że nie potrafiłem z niego nic wyczytać. Robiło mi się coraz cieplej i tym razem nie lubiłem tego uczucia, było okropne. Czułem się zdecydowanie za stary na takie ceregiele, pytania o związek były popularne w liceum... do którego właśnie Luna chodziła. Czasem zapominałem, ile naprawdę miała lat, zachowywała się tak dorośle. Z naszej dwójki to ona zwykle była tą bardziej odpowiedzialną.
- Luno? - wymamrotałem, kiedy przez dłuższy moment się nie odzywała.
- Ty... - zaczęła - nie żartujesz?
Przewróciłem oczami.
- Oczywiście, że nie.
- Cóż, w porządku - mruknęła. - T-to znaczy, um... tak, odpowiedź to tak.
- Tak? - powtórzyłem mimowolnie.
Mimo wszystko, ulżyło mi, że jednak się zgodziła. Zgarnąłem ją w ramiona, a ona objęła mnie po chwili w pasie, całując moją szczękę. Zamknąłem oczy, tak bardzo kochając ten gest. Ulżyło mi, ponieważ wszystko układało się i szło w dobrym kierunku. Luna znowu była moja i tym razem nie miałem zamiaru tego zniszczyć ani zaprzepaścić.
- Aniele? - wychrypiałem, gładząc skórę na jej plecach.
- Hm? - mruknęła, patrząc na mnie w górę.
- Czy teraz możemy w końcu zjeść? Bo, przysięgam, umieram z głodu.
Luna zaczęła się głośno śmiać i to było wszystko, czego potrzebowałem.
***
Nowy Rok przyszedł szybko i prawie nie zauważyłem tego, jak pospiesznie minął mi czas, od kiedy znowu miałem dwadzieścia lat. Impreza u Justina odbyła się szybko i bez większych niespodzianek. Potem nadeszły urodziny Luny, a ja kompletnie nie wiedziałem, co powinienem jej dać. Zapomniałem, co podarowałem dziewczynie na siedemnaste urodziny i wszystko, co zajmowało moje myśli, to właśnie ten prezent.
Jeszcze gorszy był fakt, że rodzice Luny wiedzieli o moim istnieniu. A właściwie jej matka i bardzo chciała mnie poznać. Właśnie dlatego zostałem oficjalnie zaproszony na urodziny mojej dziewczyny (to brzmiało tak świetnie). Denerwowałem się, ponieważ miałem poznać jej rodzinę. I co z tego, że znałem ich już parę lat, skoro oni tego nie pamiętali?
Miałem ze sobą cały arsenał - prezent dla Luny, kwiaty dla jej mamy i wino dla pana Addamsa. Myślę, że byłem także całkiem przyzwoicie ubrany: założyłem czarną koszulę, która zakrywała moje tatuaże na rękach, aczkolwiek te na dłoniach i szyi nadal dało się zobaczyć, a także czarne spodnie z bandaną wszytą w kieszeń i trampki. Oczywiście do tego wszystkiego miałem kurtkę, bo był cholerny styczeń i nawet w Los Angeles zrobiło się zimno.
Zapukałem w drzwi, modląc się, by szybko móc gdzieś położyć te wszystkie rzeczy. Czułem, że wariowałem ze zdenerwowania i mógłbym przysiąc, że na takiego też wyglądałem.
- Andy - powiedziała Luna, mając na twarzy łagodny uśmiech.
- Cześć - odpowiedziałem.
Wszedłem do środka, a już w progu mogłem usłyszeć rozmowy. Wszyscy już byli, cholera.
- Spóźniłem się? - zapytałem z uniesioną brwią.
- Co? Ach, nie, to po prostu oni lubią przychodzić wcześniej.
Uśmiechnąłem się do niej i dopiero wtedy przypomniałem sobie, co właściwie tam robiłem.
- No tak, cóż - wymamrotałem niezręcznie. - Nigdy nie byłem dobry w życzeniach urodzinowych, więc, huh, wszystkiego najlepszego, kochanie?
CZYTASZ
Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]
Teen FictionPrzepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Luna popełniła samobójstwo, pozostawiając swojego chłopaka z wieloma pytaniami. Andy nie mógł pogodzić się ze stratą i dostał szansę, by wszystko naprawić, w jakiś sposób cofa...