17. Przystanek autobusowy

679 84 33
                                    

Nim się obejrzałem, minął cały styczeń. Trochę zatraciłem się w pracy, ale ostatecznie nie narzekałem. Nadrobiłem też parę tatuaży na swojej skórze i obmyślałem plan następnej randki z Luną w miejscu, które było moim wspomnieniem. Musiałem zadbać o to, by poznała je wszystkie i dodatkowo w miarę odpowiednim czasie.

Miałem się spotkać z Luną za piętnaście minut. Normalnie, to pojechałbym po nią do szkoły, ale uparła się, by wrócić autobusem ze swoimi znajomymi. Niechętnie odpuściłem jej i właśnie dlatego byliśmy umówieni na godzinę później. Obecnie ta godzina mijała i musiałem wychodzić z mieszkania, ale postanowiłem do niej zadzwonić. Ot, żeby ją o tym poinformować, że już się zebrałem.

- Andy - wysapała, kiedy odebrała połączenie.

Zmarszczyłem brwi, ponieważ, co do kurwy?

- Co ty robisz? - wymamrotałem ze zmieszaniem na twarzy. - Właśnie do ciebie jadę.

Zamykałem drzwi mieszkania i po sekundzie schowałem klucze do tylnej kieszeni spodni, kierując się w stronę schodów. Po drugiej stronie słyszałem jakieś głosy i to prawdopodobnie jakieś dziewczyny w jej wieku.

- Nie - zaprotestowała, na co mocno zmarszczyłem brwi po raz drugi. - To znaczy, um... jeszcze nie ma mnie w domu.

- Co? Przecież powinnaś być w nim już pół godziny temu.

Byłem zmieszany i nic nie rozumiałem. Luna miała całkiem blisko, jeśli jechała autobusem, bo najdłużej droga trwała pół godziny. I z tego, co widziałem, minęło już więcej niż godzina, prawie półtorej. Czy umówiła się ze znajomymi i zapomniała o naszym spotkaniu? Nie, na pewno nie, Luna nie zapominała o takich rzeczach.

- Był wypadek na drodze i musimy wracać do domu na nogach. Została nam jeszcze godzina marszu.

- Co? - powiedziałem znowu. - Luna, do cholery, dlaczego nie dzwoniłaś? Powiedz mi, gdzie jesteście, będę tam za dziesięć minut.

Luna sapnęła i oczami wyobraźni widziałem, jak przecierała ze zdenerwowaniem swoje brwi lub czoło. Wpakowałem się do samochodu, trzaskając drzwiami nieco zbyt głośno, ale to przez wiejący wiatr, który mi w tym pomógł. Aż się skrzywiłem na ten huk.

- No... jesteśmy niedaleko tego przystanku za skrzyżowaniem - poinformowała mnie w końcu, a ja szybko skojarzyłem miejsce, o którym mówiła.

- W porządku, czekajcie tam na mnie.

Jadąc w stronę szkoły Luny, starałem się nie przekraczać dozwolonej prędkości. Nie wiedziałem, dlaczego, ale denerwowałem się. Być może dlatego, ponieważ na sam dźwięk słowa "wypadek" wyobraziłem sobie najgorsze. Uchyliłem okno i zapaliłem papierosa, kiedy stałem na czerwonym świetle.

Kiedy byłem w połowie palenia, widziałem przystanek autobusowy, o którym mówiła Luna. Ich szkoła znajdowała się w centrum, ale miała jedną drogę, którą jeździły wszystkie autobusy, więc zapewne na tym odcinku musiał być tamten wypadek. Zobaczyłem Lunę z trzema dziewczynami i jednym chłopakiem. Zręcznie zawróciłem na jezdni, zjeżdżając na pas dla busów.

Luna otworzyła drzwi pasażera, nachylając się. Uśmiechnęła się, choć było to zmęczone i prawie wymuszone. Była zmarnowana, widziałem to.

- Czy możemy zabrać moich znajomych? Wszyscy mieszkają po drodze - poprosiła.

A ja nie miałem serca, by jej odmówić.

- No jasne, niech wsiadają, ale mają tylko trzy miejsca z tyłu, więc muszą się jakoś zorganizować - odpowiedziałem, zabierając kurtkę z siedzenia na tyle samochodu.

Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz