Nim się obejrzałem, minął cały styczeń. Trochę zatraciłem się w pracy, ale ostatecznie nie narzekałem. Nadrobiłem też parę tatuaży na swojej skórze i obmyślałem plan następnej randki z Luną w miejscu, które było moim wspomnieniem. Musiałem zadbać o to, by poznała je wszystkie i dodatkowo w miarę odpowiednim czasie.
Miałem się spotkać z Luną za piętnaście minut. Normalnie, to pojechałbym po nią do szkoły, ale uparła się, by wrócić autobusem ze swoimi znajomymi. Niechętnie odpuściłem jej i właśnie dlatego byliśmy umówieni na godzinę później. Obecnie ta godzina mijała i musiałem wychodzić z mieszkania, ale postanowiłem do niej zadzwonić. Ot, żeby ją o tym poinformować, że już się zebrałem.
- Andy - wysapała, kiedy odebrała połączenie.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ, co do kurwy?
- Co ty robisz? - wymamrotałem ze zmieszaniem na twarzy. - Właśnie do ciebie jadę.
Zamykałem drzwi mieszkania i po sekundzie schowałem klucze do tylnej kieszeni spodni, kierując się w stronę schodów. Po drugiej stronie słyszałem jakieś głosy i to prawdopodobnie jakieś dziewczyny w jej wieku.
- Nie - zaprotestowała, na co mocno zmarszczyłem brwi po raz drugi. - To znaczy, um... jeszcze nie ma mnie w domu.
- Co? Przecież powinnaś być w nim już pół godziny temu.
Byłem zmieszany i nic nie rozumiałem. Luna miała całkiem blisko, jeśli jechała autobusem, bo najdłużej droga trwała pół godziny. I z tego, co widziałem, minęło już więcej niż godzina, prawie półtorej. Czy umówiła się ze znajomymi i zapomniała o naszym spotkaniu? Nie, na pewno nie, Luna nie zapominała o takich rzeczach.
- Był wypadek na drodze i musimy wracać do domu na nogach. Została nam jeszcze godzina marszu.
- Co? - powiedziałem znowu. - Luna, do cholery, dlaczego nie dzwoniłaś? Powiedz mi, gdzie jesteście, będę tam za dziesięć minut.
Luna sapnęła i oczami wyobraźni widziałem, jak przecierała ze zdenerwowaniem swoje brwi lub czoło. Wpakowałem się do samochodu, trzaskając drzwiami nieco zbyt głośno, ale to przez wiejący wiatr, który mi w tym pomógł. Aż się skrzywiłem na ten huk.
- No... jesteśmy niedaleko tego przystanku za skrzyżowaniem - poinformowała mnie w końcu, a ja szybko skojarzyłem miejsce, o którym mówiła.
- W porządku, czekajcie tam na mnie.
Jadąc w stronę szkoły Luny, starałem się nie przekraczać dozwolonej prędkości. Nie wiedziałem, dlaczego, ale denerwowałem się. Być może dlatego, ponieważ na sam dźwięk słowa "wypadek" wyobraziłem sobie najgorsze. Uchyliłem okno i zapaliłem papierosa, kiedy stałem na czerwonym świetle.
Kiedy byłem w połowie palenia, widziałem przystanek autobusowy, o którym mówiła Luna. Ich szkoła znajdowała się w centrum, ale miała jedną drogę, którą jeździły wszystkie autobusy, więc zapewne na tym odcinku musiał być tamten wypadek. Zobaczyłem Lunę z trzema dziewczynami i jednym chłopakiem. Zręcznie zawróciłem na jezdni, zjeżdżając na pas dla busów.
Luna otworzyła drzwi pasażera, nachylając się. Uśmiechnęła się, choć było to zmęczone i prawie wymuszone. Była zmarnowana, widziałem to.
- Czy możemy zabrać moich znajomych? Wszyscy mieszkają po drodze - poprosiła.
A ja nie miałem serca, by jej odmówić.
- No jasne, niech wsiadają, ale mają tylko trzy miejsca z tyłu, więc muszą się jakoś zorganizować - odpowiedziałem, zabierając kurtkę z siedzenia na tyle samochodu.
CZYTASZ
Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]
Novela JuvenilPrzepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Luna popełniła samobójstwo, pozostawiając swojego chłopaka z wieloma pytaniami. Andy nie mógł pogodzić się ze stratą i dostał szansę, by wszystko naprawić, w jakiś sposób cofa...