3. (Druga) pierwsza randka

1.1K 108 11
                                    

Byłem właściwie zaskoczony, że Luna zadzwoniła do mnie tak szybko. To było jakoś o dwudziestej, kiedy siedziałem w studiu tatuażu, akurat odbierając pieniądze za wykonany tatuaż. Paliłem papierosa, rozliczając się z klientem, kiedy mój telefon zadzwonił. Zmarszczyłem brwi, patrząc na wyświetlacz i jednocześnie żegnając się z brodatym motocyklistą. Numer nie był zapisany w urządzeniu, ale znałem go na pamięć od paru lat i wiedziałem, że to Luna.

Uśmiechałem się sam do siebie jak głupi, nie wierząc w... w co? We własne szczęście, zgaduję. Kiwnąłem ręką na mojego kumpla z pracy, Justina, by popilnował studia, a ja zniknąłem na zapleczu, gdzie spokojnie mogłem odebrać połączenie.

- Um, c-cześć - wymamrotała na samym początku. - Tu...

- Luna - przerwałem jej tylko po to, by nie myślała, że rozdaję swój numer wszystkim laskom.

- Tak - potwierdziła jakby z zaskoczeniem. - Dałeś mi swój... numer telefonu i po prostu zastanawiałam się, dlaczego?

- Pomyślałem, że moglibyśmy się umówić.

- Umówić? - wyjąkała.

Wpadłem na pewien pomysł. Miałem wiele tatuaży, ale dziewiętnaście z nich było naprawdę wyjątkowe, ponieważ każdy definiował inną chwilę, którą przeżyłem z Luną. Postanowiłem pokazać jej wszystkie momenty, by zdobyć serce dziewczyny po raz... cóż, drugi.

- Tak, no wiesz, zabiorę cię w świetne miejsce.

- To coś jak randka? - zdołała wykrztusić, a na mojej twarzy tkwił wielki uśmiech.

- Zdecydowanie tak, Luno.

Prawie wyobrażałem sobie jej uśmiech,

- Będę po ciebie jutro, w porządku? O siedemnastej.

***

Byłem gotowy. Oficjalnie byłem gotowy na drugą-pierwszą randkę z Luną. Dokładnie oceniłem swój wygląd w lustrze. Czarne włosy sięgające do widocznych kości policzkowych odgarnąłem na prawą stronę, odkrywając lewy bok, który został ogolony, podobnie drugi, aczkolwiek wyglądało to na tyle znośnie, bym nie został zdefiniowany jako koleś z kitką. Jasnoniebieskie oczy błyszczały zadowoleniem, a pełne usta z kolczykiem rozciągały w uśmiechu satysfakcji. Przejechałem palcami po ostro zarysowanych brwiach i nawet nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem. Byłem świeżo ogolony i miałem na sobie czarną koszulkę, spodnie z dziurami, a do tego skórzaną kurtkę i Vansy. Prezentowałem się całkiem nieźle.

Luna wczoraj podała mi swój adres (chociaż doskonale go znałem) i już teraz jechałem swoim Mustangiem pod jej dom. Na siedzeniu pasażera leżały kwiaty - pięć róż - a w bagażniku tkwił kosz piknikowy i masa koców. I owszem, cholera, to jest to, gdzie zabrałem ją na pierwszą randkę i zrobię to tym razem.

Wysiadłem z samochodu, trzymając kwiaty. Podszedłem do drzwi i nacisnąłem dzwonek, czekając niecierpliwie. Zobaczyłem Lunę i, cholera jasna, wyglądała niezwykle. Miała na sobie sukienkę i musiałem podkreślić, że nie nosiła ich często. Góra ściśle przylegała do jej piersi i zadrżałem, nie dostrzegając nigdzie ramiączek od stanika. Dół był nieco bardziej rozkloszowany. Jak zawsze rozbawił mnie fakt, że założyła trampki na nogi.

Byłem wysokim facetem, miałem ponad metr dziewięćdziesiąt i mówiłem jej, że jeśli chciała, to mogła nosić buty na obcasie, ale zaprzeczała i tłumaczyła, że z jej metrem siedemdziesiąt pięć nie czułaby się swobodnie, mając dziesięć centymetrów więcej. Ale to była po prostu kolejna rzecz, którą w niej kochałem.

- Wyglądasz naprawdę ładnie - powiedziałem na wstępie, zupełnie oczarowany jej wyglądem.

- Och, dziękuję - odparła z rumieńcem.

Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz