Złapałem Lunę pod szkołą w poniedziałkowe popołudnie. Zwinąłem się godzinę wcześniej z pracy tylko po to, by wpaść po nią, chociaż musiałem naprawdę wysilić swój mózg, by przypomnieć sobie, o której kończyła w pierwszej liceum. Ostatecznie uznałem, że pojawienie się tam o czternastej trzydzieści będzie najbardziej bezpieczne, ponieważ albo skończy w tym momencie, albo o piętnastej. Ostatecznie czekałem jeszcze te pół godziny, ale to było w porządku, bo przynajmniej miałem czas dokończyć projekt mojego nowego tatuażu. Zorientowałem się, że wszystkie dziary zrobione w te pięć lat nie znajdowały się na moim ciele i musiałem je zrobić od nowa. Ale to też było w porządku, ponieważ kochałem uczucie igły z tuszem na skórze.
Stałem przy swoim samochodzie, opierając się plecami o drzwi i zapalałem papierosa, osłaniając ogień drugą dłonią przed wiatrem. Akurat ściskałem pomiędzy wargami fajkę, chowając zapalniczkę, kiedy dzieciaki zaczęły wylewać się całym tłumem ze szkoły. Ze zmarszczonymi brwiami wypatrywałem Luny, jednocześnie bawiąc się kolczykiem w wardze. Miałem także jeden w nosie, a pięć lat później wyjąłem ten z ust, bo chyba mi się znudził czy coś takiego. Luna naprawdę go kochała, a ja się go pozbyłem, chociaż po miesiącu chciałem go mieć z powrotem. Czasem byłem kompletnie bez żadnego sensu.
Zobaczyłem Lunę, która wychodziła ze szkoły, mając grymas na twarzy i zdenerwowanie widoczne z daleka. Tuż za nią szedł Tyler, którego doskonale pamiętałem. Ten dzieciak sprawił jej wiele problemów swoją nachalnością, a jeszcze więcej czasu zajęło Lunie powiedzenie mi o nim. Gdyby nie fakt, że o nim nie wiedziałem pięć lat temu, pomógłbym o wiele szybciej w pozbyciu się go. Był dwa lata młodszy ode mnie i grał w drużynie szkolnej, ale to nie przeszkodziło mi w spraniu jego tyłka. Potrafiłem to i owo.
Podszedłem do Luny, bo ten dzieciak zaczął ją ciągnąć za nadgarstek w swoją stronę. To zabawne jak szybko potrafiłem chodzić, kiedy chodziło o obronę mojej... przyszłej dziewczyny?
- Hej, koleś, myślę, że powinieneś ją puścić - powiedziałem, stając tuż za plecami Luny.
Widziałem, jak wzdrygnęła się, bo przestraszyłem ją, ale nie zwracałem na to teraz uwagi. Byłem zły na Tylera, ponieważ musiałem użerać się z tym chujem po raz drugi, a już jeden raz był zbyt wieloma razami.
- Spadaj, gościu - sarknął. - To nie twoja sprawa.
- Zostaw ją - rzuciłem znowu, nie chcąc go pobić na oczach całej szkoły. - Spójrz, czy to nie twój dyrektor? Byłoby gównianie, gdyby dowiedział się, w jaki sposób traktujesz dziewczyny.
Tyler rozejrzał się wokoło, tracąc swoje skupienie, dzięki czemu Luna mogła wyszarpnąć swoją rękę, którą przyciągnęła do klatki piersiowej, masując drugą dłonią ściskany wcześniej nadgarstek. Pociągnąłem ją ze sobą w stronę tłumu, więc mieliśmy szansę na zgubienie Taylera.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, kiedy znaleźliśmy się obok mojego samochodu.
- Um, tak, dzięki - wymamrotała.
- Mam mu skopać tyłek? - mruknąłem, wiedząc, że i tak to zrobię.
- Cóż, to byłoby satysfakcjonujące - powiedziała z małym uśmiechem, na co i ja się uśmiechnąłem. - Co ty tu robisz?
- Pomyślałem, że po ciebie przyjadę - skłamałem, choć to nie zabrzmiało ani trochę przekonująco. - No i może moglibyśmy gdzieś razem pójść?
Oparłem się bokiem o samochód, uśmiechając się w sposób, który zawsze ją do wszystkiego przekonywał. Patrzyła chwilę na moje usta, więc szturchnąłem językiem srebrny kolczyk, widząc jej rozmarzone spojrzenie. Uwielbiałem tę uwagę, którą na mnie skupiała.
- Brzmi dobrze - uznała. - Skąd wiedziałeś, w której szkole się uczę?
- To był szczęśliwy strzał, tak sądzę.
Tak naprawdę, bywałem tu po ciebie przez cztery lata, ale cofnąłem się w czasie, więc to wszystko dzieje się od nowa i tylko ja o tym wiem, dopowiedziałem w myślach. Cóż, taka wersja wydarzeń chyba by ją nieco przeraziła.
- Więc gdzie idziemy?
- Cóż, myślę, że przekonasz się na miejscu, prawda? - podpuściłem ją z uśmieszkiem.
Zaplotła ręce na piersi jak naburmuszone dziecko, ale potem jej dłonie zawisły przy ciele, a ona zaśmiała się wesoło, wyglądając, jakby chciała zarzucić ramiona na moją szyję, jednak ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Na moje nieszczęście. Naprawdę pragnąłem ją dotknąć lub chociażby przytulić.
- Tym razem także mi nie powiesz?
Czasem zawieszałem się tylko po to, by posłuchać jej angielskiego akcentu.
- Nie jesteś stąd, prawda? - zagadnąłem ją, chociaż doskonale znałem odpowiedź.
- Och, nie, nie jestem. Pochodzę z Sheffield.
- Kiedy się tu przeprowadziłaś?
Znajdowaliśmy się już w samochodzie, który odpaliłem chwilę temu. Kierowałem się w stronę centrum handlowego, pilnując dokładnie godzinę na radiu. Nie mogliśmy się spóźnić, a to czasem mi się zdarzało.
- Rok temu - odparła ze wzruszeniem ramion.
- To musiało być trudne - drążyłem. - No wiesz, zostawienie swoich znajomych i dawnego życia.
- Ta, to prawda. Naprawdę kochałam Anglię i tamtejszą pogodę. W Los Angeles jest zbyt...
- Ciepło? - podsunąłem.
- Wręcz piekielnie gorąco - zażartowała.
Przewróciłem oczami z uśmiechem, wjeżdżając na parking podziemny. Musiałem zaparkować pod galerią, ale to nie ona była moim celem, tylko budynek na przeciwko niej.
- To tutaj?
- Prawie.
Wysiedliśmy z samochodu i poprowadziłem ją do ruchomych schodów, które miały wywieźć nas z minus trzy na parter. Potem wyszliśmy z galerii, a wiatr dopadł nas na sekundę, by potem zniknąć. Miałem plecak z jedzeniem i piciem, a Luna swój zostawiła w aucie, bo nie było potrzeby, żeby go ze sobą brała.
Poprowadziłem ją do studenckiego kina, które tak naprawdę było dla wszystkich, a nie tylko dla studentów. Oni mieli jakieś tam zniżki, ale to kompletnie obojętne, ponieważ bilety wcale nie kosztowały dużo. Luna rozglądała się z zaciekawieniem po wnętrzu, podziwiając plakaty w formacie A1 i stojące tekturowe postacie Elvisa Presley'a, Micka Jaggera i Kurta Cobaina. Wiem, że tego ostatniego uchwyciła na zdjęciu i dodała na Snapchata - była takim dzieciakiem portali społecznościowych...
- Hej, myślisz, że jak zrobię sobie zdjęcie z Kurtem Cobainem, to ktoś będzie dziwnie na mnie patrzył? - zapytała żartobliwie, zrównując krok ze mną dopiero w połowie drogi do kasy.
- Myślę, że tak - odparłem prawie szeptem. - Ale, szczerze, kogo to obchodzi?
- Racja - powiedziała z poważną miną. - Zrobię sobie z nim zdjęcie. I użyję tego efektu psa. Tak, to jest plan.
Zaśmiałem się i obserwowałem Lunę, która prawdopodobnie użyła tego efektu i szczerzyła się do siebie, kiedy zrobiła parę zdjęć. Przysięgam, zaskakiwała mnie coraz bardziej.
- Też chcesz zdjęcia z Cobainem? - zaproponowała, poruszając brwiami.
- Potem - odpowiedziałem z uśmiechem. - Musimy iść na film, za chwilę się zaczyna.
- Och, kupiłeś już bilety? Ile mam ci oddać?
Spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami, kręcąc głową.
- Nie przesadzaj.
Odpuściła, machając na mnie ręką.
- No to na co idziemy?
- Montage Of Heck?
- Żartujesz? O rany, jeszcze to puszczają w kinie?
Wzruszyłem ramionami, a potem pociągnąłem ją do ciemnej sali kinowej.
Od autorki: Czy ktoś tu jest?
CZYTASZ
Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]
Genç KurguPrzepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Luna popełniła samobójstwo, pozostawiając swojego chłopaka z wieloma pytaniami. Andy nie mógł pogodzić się ze stratą i dostał szansę, by wszystko naprawić, w jakiś sposób cofa...