11. Karuzela w wesołym miasteczku

776 91 11
                                    

Zaparkowałem samochód pod hotelem, w którym Joseph i Diana się zatrzymali, będąc spóźnionym wyjątkowo jedynie pięć minut. Gdyby nie poganianie przez Lunę, bylibyśmy tu dopiero za pół godziny. W jej domu zjedliśmy obiad, który zrobiła, czyli zielone pesto. Zauważyłem, że lubiła to danie, ale nigdy wcześniej tego nie przygotowała. Zastanawiało mnie, dlaczego.

Potem przebraliśmy się, by wyglądać nieco świeżej. Nasze wcześniejsze ubrania były wygniecione przez spanie na kanapie. Teraz Luna miała na sobie grubą bluzę z Wojowniczymi Żółwiami Ninja i legginsy, a ja założyłem t-shirt z białymi rękawami, czarne spodnie z dziurami na kolanach i skórzaną kurtkę.

Weszliśmy do hotelu, a ja skierowałem nas od razu do wind, ponieważ wczoraj dowiedziałem się od Josepha numer piętra i pokoju, w którym się zatrzymali. Trzymałem rękę Luny, co było niesamowicie satysfakcjonujące, szczególnie wtedy, kiedy splotła nasze palce razem.

Nim się obejrzałem, byliśmy w środku pokoju numer pięćset dwanaście.

- O, bracie - powiedział Joseph, kiedy nas zobaczył. - No nie spodziewałem się, że jednak postanowisz się nie spóźnić.

- To nie do końca moje postanowienie - odparłem, patrząc na Lunę. - Joseph, poznaj Lunę. Luno, to Joseph.

- No cześć, dziewczyno, jak miło cię poznać! - Patrzyłem, jak zgarniał ją w ramionami, a Luna nie do końca wiedziała, co zrobić. - Kochanie, chodź tu, przyszedł Andy z Luną!

- Mówisz o tej dziewczynie, którą miał przyprowadzić? - odkrzyknęła Diana, a ja przewróciłem oczami.

Diana pojawiła się w progu, mając na sobie ładną czerwoną sukienkę przed kolana, dzięki której dało się zobaczyć większość jej tatuaży i do tego szpilki. Swoje brązowe włosy do ramion spięła w kok na tyle głowy, a zielone oczy podkreśliła eyelinerem.

- Cześć, Luna! - powiedziała Diana, machając do niej. - Tak miło cię poznać, jestem Diana.

Luna przywitała się z nią z uśmiechem, a potem ja także przywitałem się z Dianą.

- A teraz, gdzie mój ulubiony dzieciak? - zapytałem z uśmiechem, rozglądając się.

- Kaya, skarbie! - krzyknęła Diana. - Chodź tu, Andy już po ciebie przyszedł!

Usłyszałem tupot, kiedy Kaya biegła. Zobaczyłem ją w progu hotelowego przedpokoju w jeansach i niebieskiej bluzie zakładanej przez głowę. Trzymała w ręce kawałek jabłka, które prawdopodobnie było jej przekąską. Kiedy mnie dostrzegła, pisnęła i ruszyła biegiem w moją stronę, więc kucnąłem i wyciągnąłem ramiona. Kaya wpadła w mój uścisk, a ja podniosłem ją, przytuloną do swojej koszulki.

- Tęskniłam! - oświadczyła, ściskając małymi ramionami moją szyję.

- Aw, słońce, ja też - powiedziałem.

To było takie urocze.

- Kaya - odezwał się Joseph - spójrz tu.

Kaya spełniła prośbę swojego taty i spojrzała na Lunę, która uśmiechała się do niej łagodnie.

- To jest Luna i pójdzie razem z wami.

Nie do końca byłem pewny reakcji Kayi, ale ulżyło mi, kiedy pisnęła po raz kolejny i wyciągnęła ręce w stronę Luny. Z wahaniem przechwyciła dzieciaka w swój uścisk.

- Dziewczyna! - powiedziała zadowolona Kaya.

Joseph i Diana zaczęli się śmiać i ja także się uśmiechnąłem, obserwując je dwie razem. Coraz mocniej odczuwałem wyrzuty sumienia - Luna była stworzona do bycia mamą, wiedziałem to od zawsze, dlaczego nie chciałem spełnić jej tego marzenia? Czasem mnie o to prosiła. Mówiła "zostańmy rodziną", ale ignorowałem to lub udawałem, że nie słyszałem. Byłem okropnym chujem.

Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz