Nim się obejrzałem, nastał grudzień. Moje dwudzieste urodziny i święta nadchodziły coraz szybciej. Czułem się oklapły i bez życia tego dnia, a nawet nie wiedziałem, dlaczego. Luna wydawała się być nieco niezręczna przez nasz pocałunek, więc postanowiłem jej dać nieco czasu na przyswojenie tego, ale powoli traciłem cierpliwość.
Prawdopodobnie zachowywałem się właśnie jak namolny koleś, ale chciałem to wszystko między nami wyprostować. Luna nie mogła mnie unikać w nieskończoność, to było przytłaczające. Właśnie dlatego jechałem do jej domu i nie obchodziło mnie, że mogłem natrafić na pana Addamsa, który mnie - delikatnie mówiąc - nie lubił.
Nie miałem przygotowanej żadnej mowy ani argumentów. Moim głównym minusem był fakt, że nie potrafiłem niczego zaplanować i przez większość mojego życia po prostu improwizowałem. Westchnąłem i zaparkowałem pod domem Luny, będąc tak zdenerwowany jak przed naszą każdą z pierwszych randek.
Nie musiałem długo czekać, by ktoś otworzył przede mną drzwi. Zobaczyłem w progu mamę Luny - Michelle Addams. Była niską kobietą z kręconymi włosami za uszy, zielonymi oczami i okularami na nosie. Jej wargi były wąskie, a nos wklęsły.
- Dzień dobry - powiedziałem, marszcząc brwi. - Czy jest Luna?
- Tak, tak, na górze - przytaknęła.
Kobieta wpuściła mnie do środka, a ja zdjąłem buty i kurtkę, pozostając w czarnej koszulce z długim rękawem, koszuli hokejowej, która wyglądała na jakieś trzy rozmiary więcej (chociaż to była nieprawda) i spodniach z dziurą na lewym kolanie.
- Luna nie mówiła, że będzie miała gościa - zagadnęła mnie pani Addams.
- Cóż, nie uprzedziłem jej.
- W każdym razie - odezwała się z uśmiechem - mam nadzieję, że wiesz, jak do niej trafić?
Pokiwałem głową, a potem ruszyłem schodami na górę, mimowolnie patrząc na zdjęcia, które tam wisiały. Bawiły mnie, ponieważ Luna razem ze swoją siostrą postanowiły zrobić żart mamie i niektóre z nich zamieniły na wydrukowane fotografie Steve'a Buscemi. Najgorsze było to, że pani Addams nawet się nie zorientowała, dlatego ten stan rzeczy pozostawał tak już jakiś czas.
Drzwi do pokoju Luny były otwarte, więc zajrzałem, a potem wszedłem do środka i zamknąłem je za sobą. Dziewczyna siedziała przy swoim biurku, plecami do mnie i rysowała. Kiedy usłyszała moje kroki, zamarła i odwróciła się, patrząc przez ramię.
- Andy?
- Cześć - przywitałem się, siadając na jej łóżku.
Luna stanęła tuż przede mną ze zmarszczonymi brwiami. Posłałem jej mały uśmiech, przygryzając wargę w miejscu, gdzie miałem kolczyk, co prawie natychmiast przyciągnęło spojrzenie dziewczyny.
- Um, c-co ty tu robisz? - wymamrotała.
- Nie odzywałaś się - oznajmiłem. - I... cóż, chciałem to naprawić.
Z czarnej wieży zaczęła się wydobywać muzyka i doskonale wiedziałem, co leciało. Piosenka od Bring Me The Horizon, dokładnie Doomed z ich nowego albumu.
- Ja... - zająknęła się. - Chciałam zadzwonić, ale, um...
- Wstydziłaś się? - strzeliłem.
- Raczej zastanawiałam się, czy wziąłeś to choć trochę na poważnie - poprawiła mnie.
Dopiero, kiedy Luna podniosła zjeżdżający pasek z jej ramienia, zauważyłem, w co była ubrana. Miała na sobie czarne ogrodniczki z nogawkami do połowy uda, a ich prawa strona nosiła rysunek szkieletu. Nie miała pod tym żadnej bluzki, a jedynie sportowy stanik w tym samym kolorze. Dodatkowo założyła pieprzone zakolanówki. Od kiedy miała takie ubranie? I dlaczego nigdy jej w tym nie widziałem? Cholera, wyglądała kurewsko gorąco.
CZYTASZ
Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]
Teen FictionPrzepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Luna popełniła samobójstwo, pozostawiając swojego chłopaka z wieloma pytaniami. Andy nie mógł pogodzić się ze stratą i dostał szansę, by wszystko naprawić, w jakiś sposób cofa...