Zapukałem w duże brązowe drzwi, poprawiając ramię plecaka, które raz się zawinęło. Uniosłem wzrok i spojrzałem na numer domu, upewniając się, że przyszedłem pod dobry adres. Trafiłbym tu z zamkniętymi oczami, ale to było moim głupim nawykiem, miałem tak nawet z własnym mieszkaniem.
W progu pojawiła się Luna, mając na sobie czerwony t-shirt ze znakiem Flasha i dresowe spodnie ze zwężanymi nogawkami. W kieszeni miała telefon, co nietrudno było zobaczyć. Uśmiechnąłem się do niej, a ona zrobiła mi miejsce, żebym wszedł do środka.
- Byłeś u fryzjera - zauważyła, kiedy ściągałem buty.
- Ta, pomyślałem, że to czas najwyższy. Moje włosy traciły już kolor.
U fryzjera podciąłem nieco włosy, ale niewiele, dosłownie końcówki, więc sięgały mi za ucho. Oczywiście poprawił także wygolone boki, ale bez przesady i dodatkowo miałem na przodzie blond pasemko. Właściwie nie wiedziałem, dlaczego robiłem tak od czasu do czasu, całkiem możliwe, że chciałem czasem sobie przypomnieć swój prawdziwy kolor włosów.
- Twoje włosy wyglądają naprawdę dobrze z tym pasemkiem.
- Tak uważasz? - zapytałem z uśmieszkiem.
Nieco się speszyła, ale próbowała utrzymać swoje spojrzenie na mojej twarzy. Wytrzymała jakieś pięć sekund. Zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie usiadłem przy stole, kładąc plecak obok nóg. Zobaczyłem dwie siatki i uniosłem z zaciekawieniem brew.
- Kupiłam parę rzeczy - wymamrotała. - Wiesz, jedzenie i picie.
- Ja też coś przyniosłem, ale twoje zapasy zdecydowanie wygrały - zażartowałem, a ona zarumieniła się.
Wyciągnęła dwie szklanki i wzięła siatki, a ja swój plecak i ruszyliśmy do salonu. Na kanapie w kształcie litery L zobaczyłem masę koców i poduszek, co nieco mnie rozbawiło. Usiedliśmy, a Luna zaczęła przeglądać ten stos.
- Wyjątkowo pozwolę ci wybrać koc. Mam Wojownicze Żółwie Ninja, Sonica, Kapitana Amerykę, Iron Mana i Flasha. Niestety, Batman i Arrow nadal nie zostali kupieni, ale już niedługo.
Zaśmiałem się szczerze, odchylając głowę nieco do tyłu. Czasami ta dziewczyna była niemożliwa.
- W takim razie chyba zdecyduję się na Iron Mana - zadecydowałem.
- Świetnie - odparła, podając mi czerwono-żółty koc. - Ja, w takim razie - wtrąciła, naśladując mnie - wezmę Sonica.
- Fantastycznie - parsknąłem śmiechem.
Luna zawinęła się w niebieski koc, a biegnący Sonic dumnie prezentował się na jej brzuchu i udach. Pokręciłem na to głową z rozbawieniem i sam przykryłem się materiałem z Iron Manem, który latał i wyciągał przed siebie jedną rękę, by strzelić tym swoim dziwnym światłem. Luna wygrzebała z siatki dwie paczki chipsów i podała jedną mi. Z zaskoczeniem dostrzegłem, że to były moje ulubione, solone. Ona je średnio lubiła i zwykle jadła paprykowe, czasami cebulowe, ale solonych nie dotykała.
- To moje ulubione - powiedziałem ze zmarszczonymi brwiami. - Skąd wiedziałaś? - zapytałem, bo to nie dawało mi spokoju.
- Cóż, nie wiedziałam. Po prostu kupiłam cztery rodzaje i wyciągnęłam te, bo mają ładne niebieskie opakowanie. Gdybyś powiedział, że ich nie lubisz, dałabym ci wtedy zielone.
- Ciekawy sposób na wybór - odparłem, nie powstrzymując uśmiechu.
- Co mogę powiedzieć, jestem niezdecydowanym człowiekiem, więc w ten sposób ułatwiam sobie podjęcie decyzji.
CZYTASZ
Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]
Dla nastolatkówPrzepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Luna popełniła samobójstwo, pozostawiając swojego chłopaka z wieloma pytaniami. Andy nie mógł pogodzić się ze stratą i dostał szansę, by wszystko naprawić, w jakiś sposób cofa...