23. (Nie)przypadkowe słowa

620 63 9
                                    

Minęło trochę czasu i Luna powoli powracała do dawnej siebie. Nadal czuła smutek w związku ze śmiercią matki i wiedziałem to, ale dbałem też o jej codzienny uśmiech na twarzy i wyglądało na to, że pomagało. Spędzaliśmy dużo czasu w moim mieszkaniu i dzięki temu odzyskiwałem swoje szczęście.

Leżeliśmy na mojej kanapie, mając splecione nogi i ramiona, oglądając Simpsonów w telewizji. Oboje kochaliśmy ten kreskówkowy serial i wiedziałem, że tyle kompletnie mi wystarczało.

- Wiesz - powiedziałem nagle, odzywając się po dziesięciu minutach, - moi rodzice znowu chcą przyjechać.

- Tak? - zapytała, podnosząc głowę i patrząc na mnie z dołu.

Luna opierała policzek na mojej klatce piersiowej, a ja co jakiś czas obserwowałem ją z uśmiechem. Miesiąc temu, zrobiłem jej jeszcze jeden tatuaż i przekułem nos, więc mogliśmy robić sobie te dziwne zdjęcia par, dzięki naszym lustrzanym piercingom. Całkiem to lubiłem.

- Powiedzieli, że chcą cię prawidłowo poznać. Wiesz, ostatnio widzieli cię tylko chwilę i teraz mają zamiar to zmienić.

Uniosła się nagle, patrząc na mnie dużymi oczami. Zmarszczyłem brwi, kompletnie nie rozumiejąc tej reakcji, więc czułem się całkiem zmartwiony tym, co się właśnie działo w głowie Luny.

- Chcesz, żebym... poznała twoich rodziców? - wymamrotała.

Zaśmiałem się: dlaczego ją to zmartwiło? Już ich poznała, kiedy pojawili się tydzień wcześniej niż powinni i znaleźli Lunę w moim mieszkaniu chwilę po naszej sesji obściskiwania. W momencie, kiedy przypomniałem sobie o tamtym momencie, zrobiło mi się cieplej. Nic nie mogłem na to poradzić - byłem facetem i naprawdę tęskniłem za czułością Luny.

- Luna - westchnąłem - pokochają cię, okej? Moja matka już szaleje na twoim punkcie.

- Twoi rodzice są bardzo mili - przyznała. - Naprawdę chcę ich bardziej poznać, ale boję się, że mnie nie polubią.

Uniosłem się bardziej na kanapie, opierając głowę o oparcie. Spojrzałem poważnie na Lunę, jednak uśmiechnąłem się po chwili, wiedząc, że naprawdę była tym wszystkim zestresowana i nie rozumiałem tego. W sensie, moi rodzice kochali ją te pięć lat temu, więc nie miała czego się obawiać. Po chwili przypomniałem sobie, że ona nic nie wiedziała o tym, co zostało cofnięte i cała moja teoria legła w gruzach.

- Pokochają cię, aniele, nie ma innej opcji - zapewniłem ją.

Luna przeczesała moje czarne włosy, uśmiechając się z małymi nerwami. Potem podciągnęła się nieco bardziej i pocałowała mnie w kącik ust, gładząc policzek. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, czując się szczęśliwy i kompletnie spełniony. Chciałem spędzić z nią całe swoje życie, byłem tego pewny.

- Jesteś idealny - westchnęła, opierając podbródek o swoją dłoń na moich obojczykach.

- Wcale nie - zaprzeczyłem od razu.

- Mógłbyś chociaż raz przyjąć ode mnie komplement bez zbędnego gadania - zbeształa mnie żartobliwie i zaśmiałem się.

- W porządku, spróbuję.

Luna już nie patrzyła na Simpsonów, tylko nadal obserwowała mnie, a ja uśmiechałem się sam do siebie jak głupi. Kochałem ją tak mocno, że to prawie bolało i naprawdę chciałem jej to już wyznać, ale zapewne było na to za wcześnie. Nie chciałem jej w końcu wystraszyć, prawda?

- Jutro ci pasuje? Na dziewiętnastą? - zapytałem po chwili, przypominając sobie, że przecież tego nie uzgodniłem.

- Jutro brzmi świetnie.

- W porządku. Pójdziemy do restauracji, moja matka uwielbia takie miejsca - powiedziałem. - Odbiorę cię jakoś o osiemnastej trzydzieści.

- Jak powinnam się ubrać?

Spojrzałem na nią z rozbawieniem na twarzy.

- Skąd ja to mam wiedzieć? Kompletnie się nie znam. Ale zdecydowanie możesz ubrać te swoje zakolanówki.

Zachichotała, kiwając głową.

- Okej, z tym nie powinno być większego problemu.

***

Równo o dziewiętnastej stałem wraz z Luną przed restauracją. Spojrzałem na nią w bok, splatając nasze dłonie. Denerwowała się i dostrzegałem to, więc chciałem jej nieco w tym pomóc. Nie miała powodu do bycia nerwową, ale ona oczywiście o tym nie wiedziała, bo ja byłem jedynym, który pamiętał to dziwne... cofnięcie się w czasie? Nadal nie wiedziałem, jak to nazywać.

- Wyglądasz pięknie, aniele - powiedziałem, nachylając się do jej ucha.

Luna zarumieniła się, ale miałem rację - wyglądała naprawdę dobrze. Założyła szary top nad pępek na ramiączkach, biały długi sweter, czarną spódniczkę z wysokim stanem, zakolanówki i creepersy. Była seksowna i nie potrafiłem oderwać swoich oczu od tej dziewczyny mojego życia.

- Uważam, że ty też się postarałeś - rzuciła z uśmieszkiem na twarzy.

Przewróciłem na nią oczami i pocałowałem czubek głowy Luny.

Weszliśmy do środka, a ja już od progu namierzyłem wzrokiem moich rodziców. Zmarszczyłem brwi, ponieważ zastanawiałem się, dlaczego przyszli wcześniej. To znaczy, nie było innego wytłumaczenia, bo (dzięki Lunie) pojawiliśmy się punktualnie i nie chciała nawet pozwolić nam spóźnić się chociażby o minutę. Ostatecznie wzruszyłem ramionami i chciałem ruszyć w stronę rodziców, ale zatrzymała mnie dłoń Luny na mojej. Spojrzałem na nią nieco w tył - ukrywała się za mną, będąc kłębkiem nerwów.

- Luna? Coś nie tak? - zapytałem, odwracając się do niej twarzą.

- Ja... n-nie, po prostu... - Wzięła głęboki wdech, na chwilę przymykając oczy. - Chyba się boję.

- Ale czego?

Opuściła wzrok, więc prawie od razu przesunąłem jej podbródek do góry, by nie spuszczała ze mnie tego spojrzenia. Wyglądała jak mały przestraszony kociak - ciemnoniebieskie oczy Luny były duże, prawdopodobnie z tego strachu, który odczuwała, a usta rozchylone, by mogła brać głębsze wdechy.

- To śmieszne - wymamrotała, jakby do siebie. - Ale... boję się, że mnie nie polubią.

Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem, chociaż wiedziałem, że to urazi Lunę. Po prostu nie mogłem się powstrzymać! Gdyby wiedziała to, co ja... Oczywiście, przecież nie wiedziała. I nie mogła wiedzieć, prawdopodobnie.

- Aniele - zacząłem, obejmując jej policzki, - pokochają cię, prawie tak mocno jak ja.

Luna zamarła, a jej oczy powiększyły się jeszcze bardziej. Nagle, kiedy dotarł do mnie sens słów, które powiedziałem, chciałem sam sobie strzelić. Dlaczego nie powstrzymałem tych śmiesznych odruchów? Czy nie mogłem wybrać innego sposobu, by ją uspokoić? Kurwa.

To było za wcześnie, wiedziałem to.

Całe moje życie zachwiało się. Ponownie.

Od autorki: Zaczynam się zastanawiać, czy przetłumaczyć to FF na angielski. Nie jestem w tym jakaś super, to znaczy w pisaniu po angielsku, ale między innymi dlatego chcę spróbować - by być w tym lepsza. Co myślicie, warte zachodu? Rozdział krótki, wiem, ale teraz potrzebuję takiego przejściowego, żeby móc dotrzeć do czegoś więcej.

Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz