Rozdział 7

30 3 8
                                    

*Kasper*

Wyszedłem z klatki Luka i ruszyłem śladem tego dupka. Gdyby chodziło tylko o stalkowanie blondyna, nawet bym nie kiwnął palcem. Jednak teraz mieszkał z nim Thal a ja nie miałem zamiaru ryzykować że maluchowi coś się stanie. Jakby nie patrzeć miał już ciężko w życiu i wolałbym by teraz nic się nie wydarzyło. Teraz ma być szczęśliwy. Jak na małego kociaka z ulicy przystało. Dlatego postanowiłem zająć się tym całym Mattem. Zajęło mi to kilka godzin, ale w końcu znalazłem go śćpanego w jakiejś spelunie. Był w takim stanie że nawet nie dało się z nim dogadać. Jakoś udało mi się go dobudzić i zaprowadzić do parku. Dlaczego zajmuję się ćpunem? No tak... muszę poczekać aż z niego zejdzie zanim z nim pogadam. Pilnując go będę miał pewność że nie wziął kolejnej dawki.

*Matt*
Odpłynąłem gdzieś w połowie drugiego drinka w tanim barze. Obudziłem się w parku. Magia narkotyków. Najpierw tu, potem tam. Zaśmiałem się pod nosem i przetarłem oczy. Odskoczyłem przerażony widząc tego milusiego z wcześniej.
- Co ja do kurwy nędzy robię w parku i to w twoim towarzystwie? -Warknąłem wściekły. Nie wiadomo ile razy dotykał Luke'a, a ja już nie mogłem. Przypomniało mi się jak byliśmy nastoletnimi smarkami. Ufne spojrzenie niebieskich oczu, jasne, odstające z niechlujnej kitki blond włosy. Od dawna prześladują mnie te wspomnienia.
- Tęsknie. - Szepnąłem do siebie i westchnąłem ciężko. Odwróciłem się do złotookiego. - Chcesz robić za ochronę słodziaka? Kolejny fanatyk zielonych gał....rzygać się chce. Nie chce nic od tego gnojka, poza moim facetem. - Wstałem i przeciągnąłem się leniwie.
- A jeśli go nie odzyskam, to i tak go będę miał. - Uśmiechnąłem się z wyższością. Dam mu coś, co pociągnie go na dno razem ze mną. Niepewność.


*Kasper*
Gdy ten kretyn zaczął się szamotać, odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość. Nienawidziłem ćpunów, byli zbyt nieprzewidywalni. A ten tutaj to już w ogóle jakaś masakra. Gdy zaczął coś pierdolić o rzeczy, przewróciłem jedynie oczami. Zbliżyłem się do niego łapiąc go za włosy. Odchyliłem jego głowę, tak by na mnie spojrzał.
- Mam gdzieś co siedzi w twojej przyćpanej głowie. Nie interesuje mnie co chcesz zrobić z Lukiem i kiedy. Ale teraz... Masz się trzymać od tego mieszkania z daleka. Wierz mi że ja tego dopilnuję. Póki z Lukiem mieszka Thal... Ten blond kretyn jest nietykalny. A jeśli dowiem się że coś mu zrobiłeś... Osobiście cię zatłukę. Dlatego lepiej ci będzie odpuścić... Luke cię nie chce i powinieneś to w końcu zrozumieć. - zacisnąłem mocniej palce na jego włosach - Powiem to jeszcze raz i mam nadzieję że tym razem zrozumiesz... LUKE... NIE... JEST... TWÓJ... I... JUŻ... NIGDY... NIE... BĘDZIE.

*Matt*
Nie spodziewałem się takiego wybuchu pewności siebie i takiej agresji z jego strony.
- Nadajesz się na gliniarza. - Zaśmiałem się. Przypominał mi Luke'a. Jednak słowa, które powiedział chwile później przyprawiły mnie o dreszcze. Ale jak to nie mój... jak to nigdy nie będzie... Nie, Luke jeszcze przypomni sobie jak to było. Złapałem za dłoń trzymającą moje włosy i ją wykręciłem.
- Słuchaj szczeniaczku, nie mam ani ochoty ani czasu na słuchanie twojego biadolenia. Wracam do domu. Tylko teraz....zgadnij do czyjego. - Zajrzałem mu głęboko w oczy i ze śmiechem wstałem z ławki i poszedłem w sobie tylko znanym kierunku. Ciekawe czy pójdzie za mną w obawie o uroczego.

*Kasper*
Przez chwilę wyglądał jakby się miał rozpłakać. Chwilę później poczułem nieprzyjemny ból, przez co byłem zmuszony go puścić. Cofnąłem się o krok, patrząc na niego z nienawiścią. Gdy wspomniał że idzie do domu, odetchnąłem z ulgą. Jednak kolejne słowa wywołały moją niepewność. Ruszyłem za nim, wkurwiony że muszę robić mu za niańkę.
- Będę cię pilnował póki nie pójdziesz do siebie. - burknąłem pod nosem, niezadowolony z tego faktu. Dlaczego niektórzy ludzie nie rozumieją że nie można mieć wszystkiego? Ja już się pogodziłem z faktem że Thal był po uszy zakochany w Luku. Cieszyłem się za to że na mnie polega i gdy potrzebuje pomocy, od razu do mnie pisze. Dzięki temu byłem blisko niego i mogłem oglądać jak jego życie się zmienia na lepsze.
- Że też ty tego nie potrafisz... - wypowiedziałem na głos swoje myśli, choć wiedziałem że on tego nie zrozumie. To był ten toksyczny rodzaj miłość. Wątpiłem czy tak naprawdę kiedykolwiek kochał Luka.. To raczej rodzaj uzależnienia. Tak jak narkotyki... Nic więcej.

We make true love, killing usWhere stories live. Discover now