Rozdział 9

36 4 5
                                    

*Matt*

Miałem dziwnie spokojny sen. Naprawdę od dawna tak nie spałem. Uniosłem leniwie powieki i napotkałem szyje i brodę Kaspra. Chwilę analizowałem sytuację, żeby z pomrukiem zadowolenia przewrócić się na plecy i sprawdzić godzinę. 16.
- Kurwa... Kasper....przespaliśmy cały dzień... - Ziewnąłem przeciągle i poczułem znajome pulsowanie w przedramieniu.
- Ugh, choleraaa... - Warknąłem zmęczony. Wsadziłem rękę pod samą brodę i znowu wtuliłem się w bruneta. Tak bardzo już miałem dość chodzenia naćpanym po mieście, płacząc za Fosterem.
- Dam radę... - Mruknąłem niepewnie, mocno zaciskając oczy.

*Kasper*

Miałem gdzieś która jest godzina, Osobiście cieszyłem się z tego że mogłem się wyspać. Nikt nie ganiał, nie budził, nie krzyczał. Tylko obok był ćpun z którego właśnie schodziło. Gdy mnie obudził, zdziwiłem się i to.... mocno. Była 16 a on nie wziął kolejnej dawki. Wtulił się tylko we mnie, mamrocząc coś pod nosem. Jeśli on w tym momencie postanowił uskutecznić sobie odwyk... to jestem cudotwórcą. Ziewnąłem szeroko, zaraz się powoli podnosząc.
- Wypadałoby żebym się zbierał - mruknąłem, patrząc na starszego chłopaka. Wyglądał teraz jak wyrośnięte dziecko. Przymknąłem oczy, myśląc jak wyjść z tej sytuacji. Trzymać go z daleka od Thala a przy okazji zajmować się swoimi sprawami.

*Matt*

Czując jak się podnosi, odruchowo złapałem go za koszulkę lekko się trzęsąc.
- Z..zostań. - Mruknąłem, pociągając nosem. Niby kilka godzin, a mną już trzęsło. Cholerne dragi... Przyciągnąłem bruneta do siebie i wtuliłem się w niego, chowając rękę między uda. Nie mogłem sobie poradzić ze swędzeniem i tym specyficznym odczuciem.
- Albo nie... Musisz iść. Iść i to wyrzucić. - Podniosłem się szybko i pobiegłem niemal do kuchni. Wyciągnąłem czarny worek i z nim poszedłem do łazienki opróżniając szafkę, której nie pozwoliłem wczoraj brunetowi otworzyć. Wszystko co tam miałem, jednym ruchem ręki wpakowałem do środka. Zawiązałem na dwa supły i rzuciłem na stertę śmieci i wróciłem do łóżka.
- Koniecznie ten mały worek zabierz. Szybko. - Przykryłem się po sam czubek głowy. Dość z tym gównem. I koniec z Fosterem. Czas się za siebie zabrać.

*Kasper*

Już miałem wstać z łóżka, gdy Matt pociągnął mnie na nowo do siebie, prosząc bym został. Czy uda mi się go kiedyś zrozumieć? Zmarszczyłem brwi, starając się wymyślić jak rozwiązać tą sytuację. Zanim zdążyłem dojść do jakiegoś sensownego rozwiązania, ten się zerwał i pobiegł z workiem do łazienki. Podrapałem się po głowie idąc zaraz za nim. Nie miałem pojęcia co kombinuje. Póki nie zobaczyłem zawartości szafki którą tak skrupulatnie wczoraj przede mną chował. Spojrzałem na worek, później na kokon smutku i znów na worek. Byłem w ogromnym szoku że postanowił pozbyć się tego syfu. Nasunąłem na nogi buty i poszedłem wynieść śmieci... wszystkie. Dlatego dopiero po pół godzinie usiadłem koło niego na łóżku.
- Dlaczego... dlaczego nagle postanowiłeś to rzucić? - spytałem cicho, chcąc zrozumieć.

*Matt*

Leżałem tak skulony jakiś czas. A ile? Zabijcie mnie, nie wiem. Drapałem się po całej długości przedramienia i tarłem je na zmianę. Drgnąłem czując jak materac się ugina. Zastanowiłem się chwilę nad pytaniem Kaspra. Przełknąłem ślinę. W sumie, nie miałem już nic do stracenia.
- Bo...uświadomiłeś mi jakim śmieciem jestem. Kim się stałem i co robiłem. Nie wiem czy będę w stanie... ale spróbuje. Chce wrócić do normalnego życia. - Mruknąłem wtulając nos w poduszkę. Lało się ze mnie, ale i tak przycisnąłem koc mocniej do siebie. Nie chciałem wiedzieć jak wyglądam...
- Żałosne... - Zaśmiałem się krótko. Zaczynałem logicznie myśleć, bo dziwnym cudem, Luke nie był już głównym punktem mojej głowy...

We make true love, killing usWhere stories live. Discover now