Rozdział 22

14 2 0
                                    

~Matt

Nie ma to jak zostać obudzonym, przez natrętne wibrację telefonu, które na szczęście po chwili ustały. Chciałem przekręcić się na brzuch, ale coś ciepłego powstrzymało mnie w pół drogi. Otworzyłem oczy nieprzytomny, by zobaczyć śpiącego Kaspra. Wspomnienia z poprzedniej nocy uderzyły we mnie całą falą doznań. Uśmiechnąłem się zadowolony i pocałowałem go lekko w czoło. Czyli jednak go miałem. I to od popołudnia, do późnej nocy. Pełen dumy zdjąłem z siebie kołdrę i podniosłem się z zamiarem pójścia do toalety. W łazience, nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Wyglądałem jak po spotkaniu z tygrysem, ale wciąż lepiej niż złotooki. Ugryzienia, malinki... po chwili odwróciłem się do lustra plecami. Aż parsknąłem śmiechem. Czerwone bruzdy już się lekko zagoiły, a krew zdążyła zakrzepnąć.
-Wow, jednak nie wyglądam lepiej niż on. A to cholera mała. - Kiedy wróciłem, złotooki musiał się przekręcać, bo leżał właśnie na plecach, z przykrytą tylko połową bioder. Wczorajsze malinki nabrały koloru, przez co teraz było doskonale widać siniaki biegnące od jego szyi, aż do linii bokserek. Nawet niektóre jego tatuaże były fioletowe, nie mówiąc o śladach po zębach i lżejszych ugryzieniach. Stałem tak dłuższą chwilę, by po namyśle wziąć telefon i zrobić mu kilka zdjęć. Wyglądał teraz tak seksownie, że tylko silna wola powstrzymywała mnie, żeby się na niego nie rzucić i znowu nie zjeść. Przykryłem go, co przyjął z lekkim, zadowolonym westchnieniem. Przejechałem lekko ręką po swojej szyi i karku, lekko je rozmasowując, znajdując kolejne zadrapania. Poszedłem zadowolony do kuchni z zamiarem zrobienia kawy. Nie wyłączając galerii, przyuważyłem, że dochodziła 8 rano. Najgorsze jest to, że nie wiedziałem, czy Kasper będzie w stanie iść na uczelnie i czy w ogóle ma dzisiaj zajęcia. Wzruszyłem ramionami, dalej napawając się wspaniałym widokiem cyfrowej wersji ciała Kaspra, nalewając wody do czajnika. Odłożyłem komórkę i zabrałem się za robienie śniadania.

~Kasper

Byłem obolały, posiniaczony, pogryziony i podrapany. Mimo że to wszystko co miało miejsce było dla mnie dalej nie pojęte... Było mi naprawdę dobrze.
Przeciągnąłem się z cichym pomrukiem, czując jak ktoś mnie okrywa kołdrą. Nie miałem zamiaru jeszcze wstawać. W tym momencie nawet wizja opuszczenia zajęć aż tak mnie nie przerażała. Mimo to po paru minutach w końcu postanowiłem się podnieść.
Niechętni otworzyłem oczy i rozejrzałem się zaspany po pokoju. Zmarszczyłem niezadowolony brwi. Dlaczego tego kretyna nie było obok? Podniosłem się z łóżka, przeciągnąłem z cichym jękiem, nasunąłem na tyłek bokserki i poszedłem za pysznym zapachem kawy do kuchni.
Widząc w jakim stanie jest Matt, uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Sam nie wyglądałem lepiej, jednak widok jego pooranych pleców wyjątkowo poprawił mi humor.
- Która godzina? - mruknąłem, lekko zachrypniętym głosem. Chciało mi się spać, byłem głodny a za kawę oddam życie.. No może z tym życiem to przesada, ale picie i pobudzenie w jednym to najlepsze połączenie z rana.

~Matt

Przeciągnąłem się z lekkim syknięciem, czując jak ciągną mnie gojące się rany na plecach. Przerzuciłem złożonego tosta na patelni, odstawiając dwa kubki świeżej kawy na stół w kuchni. Usłyszałem jak Kasper wyszedł z pokoju i klapie gołymi stopami po podłodze w stronę kuchni.
- Dobry. Chwilę po ósmej. Kawa na stole, obsłuż się z cukrem i mlekiem. - Mruknąłem kładąc tosta z serem na talerz. - Chcesz tosta, czy coś innego? Korzystaj, puki jestem głodny i mam ochotę coś zrobić do żarcia. - Powiedziałem ziewając. Cały czas myślałem o tym co się wczoraj stało. Odwróciłem się do niego przodem i oparłem o szafki z uśmiechem. - Ładnie wyglądasz. Coś cię tutaj ugryzło. - Pokazałem na sobie linię, którą biegną jego malinki, czekając na reakcję złotookiego. Uwielbiałem się z nim droczyć w ten sposób.

We make true love, killing usWhere stories live. Discover now