~Kasper
Siedziałem do późna nad notatkami. Przygotowałem je sobie wszystkie, tak by przed sesją mieć łatwiejszą naukę. A że ostatnio nie miałem kiedy tego zrobić, trochę się ich nazbierało. Na szczęście jutro miałem skończyć wczesniej zajęcie. Może w końcu uda mi się wyspać po zajęciach na przykład, albo chociaż w normalnym stanie się położyć. I nie... na pewno nie zostanę u Matta na noc.
Odsunąłem się w końcu od biurka, spojrzałem po pokoju i usiadłem na krawędzi łóżka. Jak zwykle wszędzie panował idealny porządek. Co prawda gdzieniegdzie nazbierał się kurz, jednak jutro mam zamiar poprawić to karygodne zaniedbanie. Teraz? Teraz chcę się już tylko położyć. Sięgnąłem po ładowarkę przy łóżku i podłączyłem telefon, sprawdzając jeszcze czy mam na pewno włączony budzik.
Dopiero po tym mogłem z czystym sumieniem położyć się spać. Mimo to przez następną godzinę, w głowie przewijały mi się wyjątkowo irytujące myśli. Czy Matt dobrze się czuje? Śpi? Może jednak leki mu nie pomogły? Jutro będę musiał coś wymyślić jeśli wymioty nie ustaną. Przed wyjściem zrobię coś lekkostrawnego i może na przerwie mu zaniosę? Albo zje jak przyjdę... Nie będę musiał wtedy iść na zakupy.. Tak... to był dobry plan... Tylko dlaczego jego osoba aż tak wwierciła mi się w codzienność? Tylko kilka dni a ja... Ech... W końcu udało mi się zasnąć, jednak i we śnie nawiedzała mnie postać chłopaka o czekoladowych oczach.
Rano obudził mnie irytujący dźwięk budzika. Podniosłem się niczym zombie z łóżka i ruszyłem ledwo żywy do kuchni. Wstawiłem wodę na kawę i zabrałem się za sałatkę owocową. Lekkie, smaczne i sycące. W sam raz na problemy Matta.
Wyszedłem przed 9.30 z domu i na spokojnie pojechałem na uczelnie. Andy już czekał na mnie na przystanku. Mogłem się tego spodziewać. Zaraz zaczął mnie wypytywać o to dlaczego wczoraj nie poszedłem na zajęcia.~Matt
Wyszedłem z domu około 14. Pamiętałem, że gdzieś w pobliżu była rzeczywiście jakaś uczelnia. Poszedłem niespiesznie w tamtą stronę. Było mi niedobrze, zimno, a moje mięśnie stwierdziły, że po tamtej dawce espresso, pójdą teraz odpocząć. Oparłem się o bramę uniwerku i czekałem na tego smarka. Czemu? Nie wiem. Czułem wewnętrzną potrzebę, żeby go zobaczyć. To w sumie dzięki niemu dawałem radę. Nie myślałem o Luku, tylko o tym złotookim dzieciaku. Zaśmiałem się gorzko i podniosłem zmęczone oczy. Mogłem w tym momencie osunąć się o filarze i zwyczajnie usnąć. Ujrzałem go w ostatniej chwili. Szedł w moją stronę i śmiał się z jakimś kolegą u boku. Między salwami śmiechu i parsknięć usłyszałem parę razy swoje imię. Uniosłem w zdziwieniu brwi. Co to kurwa miało znaczyć? Obgadywał mnie? No tak... no bo co innego można było mówić o ćpunie na odwyku...
- Cholerny, zakłamany gnojek... - Warknąłem wściekle i schowałem się we wgłębieniu ogrodzenia, gdy minął mnie z kolegą, który rzucił się na niego i cmoknął go w policzek. Obaj parsknęli śmiechem a mną aż zatelepało. Zacisnąłem dłonie w pięści i wróciłem do domu krótszą drogą. Miałem wrażenie, że biegłem do mieszkania, ale skutecznie zatrzymała mnie przeszkoda, na którą wpadłem.
- Jak leziesz! - Warknąłem podnosząc głowę. Gdy zobaczyłem twarz przerażonego Jake'a, moja pięść sama przywitała się z jego twarzą.
- Mówiłem ci kurwa, że nie chce cie tu widzieć!? - Uderzyłem go parę razy. Poszarpaliśmy się trochę, ale blondyn skapitulował i uciekł. Przetarłem kącik ust zakrwawioną dłonią. Miałem nadzieję, że złamałem mu nie tylko nos. Zdążyłem tylko wejść do mieszkania i zdjąć kurtkę, gdy zobaczyłem w drzwiach Kaspra. Odwróciłem się, żeby nie widział w jakim jestem stanie. Fizycznym i emocjonalnym.~Kasper
Cały dzień słyszałem z ust Andyego same pytania. Dlaczego nie poszedłem na zajęcia. Kim jest Matt? Dlaczego się nim zajmuje? I tak dalej... Myślałem że go zabiję. Jednak pod koniec wykładów wiedział już o wszystkim co się wydarzyło przez ostatnie parę dni.
- A więc to dlatego ostatnio chodziłeś z głową w chmurach? Nasz drogi Mathew zawrócił naszemu małemu Kasperkowi w głowie... - objął mnie za ramię, śmiejąc się cicho.
- Co? Wcale że nie.. Matt nie zawrócił mi w głowie.. po prostu... no... ech...
- Nie zawrócił? W takim razie każdemu dajesz się całować? Ach tak? To daj buuuziiiiii - przysunął się do mnie, dając mi całusa w policzek. Odsunąłem się zaraz od niego i wytarłem policzek.
- Przestań się wyłupiać.. - burknąłem, zaraz cicho wzdychając - Po prostu mu pomagam a to wyszło tak przez przypadek... A teraz spadam, muszę zajrzeć...
- Do Matta? - dokończył za mnie z wielkim uśmiechem.
Prychnąłem tylko cicho i poszedłem w stronę mieszkania Matta. Jednak w głowie dalej echem odbijały mi się słowa Andrew. Że niby ten głupiutki były ćpun zawrócił mi w głowie? Przecież to niedorzeczne. W moim sercu jest tylko mały, czarnowłosy kociak o zielnych oczach. A nie wysoki brunet o czekoladowych paczadłach które obserwowały każdy mój ruch. Cholera... przecież... Warknąłem cicho pod nosem. Nie mogę zakochać się w tym kretynie.
Wszedłem na klatkę, już po chwili stojąc w drzwiach jego mieszkania. Spojrzałem na Matta, a raczej na jego plecy. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do niego. Zaraz dostrzegłem krew na rękach i na twarzy.
- Matt... Co ci się stało? - spytałem zaraz idąc do łazienki po apteczkę - poczekaj chwilę, zaraz się zajmę tymi ranami. Usiądź, ja już idę.~Matt
Zerknąłem z pode łba na chłopaka niewzruszony. Prychnąłem wściekły, ale i tak poszedłem usiąść na kanapie. Ściągnąłem w międzyczasie kurtkę i bardzo powoli osunąłem się na siedzenie. Gdy tylko Kasper wrócił z apteczką i zaczął oglądać moją ranę na ręce, nie mogłem pohamować emocji.
- Przecież i tak gówno cię obchodzę, wiec po co ta farsa? - Warknąłem wyrywając dłoń z jego uścisku. Zaśmiałem się smutno.
- Fajnie było obgadywać mnie przed kolegą co? O tym jak to stary ćpun i pedał ma problemy w życiu? Mam nadzieje, że się bawiliście świetnie moim kosztem! Ja pierdolę, że też wcześniej tego nie zauważyłem! No tak, zaćpany, to pewnie nie myśli nie? - Czułem tępe pulsowanie w skroni i żyłach. Miałem wrażenie, że potrzebuje snu, jednocześnie będąc wyspanym.
- Że też wam się chciało to tyle ciągnąć. A ja ci głupi zaufałem. Ba! Zaczynałem myśleć że coś do Ciebie czuje! Starałem się dla ciebie! - Zaśmiałem się żałośnie. Miałem ochotę krzyczeć. - Ale skoro nie tylko ja cię mogę całować, a z kolegą masz dosyć bliski kontakt, to pewnie to też ci się spodoba! - Wściekły rzuciłem nim o kanapę i zacząłem zwyczajnie go rozbierać. Nie wiedziałem, czy bardziej bolało mnie ciało, czy dusza. Fakt, że ten smarkacz się mną bawił, doprowadzał mnie do rozpaczy i żalu, że pozwoliłem się komuś zbliżyć, zaufać i dać się przekonać, że mogę się zmienić. Patrząc na pełne przerażenia spojrzenie tych złotych oczu, serce mi zamarło. Wstałem szybko i oparłem się drżącymi dłońmi o parapet. Mimo wszystko nie potrafiłem go skrzywdzić.
- Wyjdź... Wypieprzaj stąd, zanim zmienię zdanie! Nie chce nigdy więcej widzieć twojego zakłamanego ryja! - Warknąłem wściekle. Nogi się pode mną uginały, krew szumiała w żyłach, głowa napieprzała mnie niemożliwie i zbierało mi się znowu na wymioty. Nie patrząc na chłopaka, szybkim krokiem przeszedłem do pokoju, szukając miski zbawienia.
Żałowałem, że wpuściłem tego gnojka do swojego życia i myślałem, że mogę się przy nim zmienić.
Widać jest mi pisana śmierć przez miłość.~Kasper
Złapałem za apteczkę, zaraz będąc przy nim. Zabrałem się za jego ranę, delikatnie ją przemywając gdy jemu nagle odjebało. Spojrzałem na niego zaskoczony, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.
- O czym ty kretynie gadasz? Jaka far... - urwałem, gdy wspomniał o koledze. Czy ten idiota podsłuchał rozmowę z Andrew? Ale... przeinaczył wszystko co powiedzieliśmy. Odsunąłem się od niego kawałek, mimo wszystko świadom tego że może nie panować nad swoimi odruchami. Jedno zdanie zabolało mnie najbardziej. Starał się dla mnie? Zaczął coś do mnie czuć?
Nie zdążyłem mu jednak odpowiedzieć gdy wylądowałem przygnieciony na kanapie. Spojrzałem na niego przerażony, nie mając siły go od siebie odepchnąć. Zaczynałem wpadać w panikę, co nie oznaczało niczego dobrego. Nagle się odsunął a ja jeszcze przez chwilę nie wiedziałem co się stało. Podniosłem się z kanapy, ledwo utrzymując się na nogach. Ruszyłem do drzwi, choć z chęcią obił bym mu ten durny ryj.
- Nigdy cię kretynie nie okłamałem - mruknąłem tylko cicho, zaraz trzaskając z całej siły drzwiami. Aż dziw że nie wyleciały z zawiasów.
Wybiegłem z bloku. Nie patrzyłem gdzie biegnę. Dopiero nieprzyjemne kłucie w klatce zmusiło mnie do tego bym się zatrzymał. Byłem w jakimś parku na totalnym zadupiu. Opadłem na trawę, opierając się o drzewo.
- Pieprzony... skretyniały... - burczałem pod nosem, wyjmując drżącymi dłońmi papierosy z kieszeni. Ledwo oddychałem, ale musiałem się skupić na czyś konkretnym. Palenie było idealnym wyjściem. Z trudem podpaliłem papierosa, kończąc litanię ze łzami w oczach - ...zadufany w sobie... - pociągnąłem cicho nosem -...idiota.
Że też w mojej głowie choć raz pojawiła się myśl... że w końcu ktoś mnie zrozumiał i mam komu w pełni zaufać. Byłem głupi starając się. Więcej tego błędu nie popełnię... Po za tym... prędzej czy później każda bajka musi się skończyć. Moja szybciej niż inne... Ale o tym nie mógł wiedzieć nikt.
YOU ARE READING
We make true love, killing us
RomansLuke i Thal przyjaźnią się ledwo od 2 lat. Znają się co prawda o ponad rok dłużej... ale wracanie do tego nie jest dobrym pomysłem. Luke był jego kuratorem. Thal był jego pierwszym podopiecznym do którego momentami tracił cierpliwość. Mimo to zbliży...