Rozdział 24

18 2 3
                                    


*Kasper*
Cały dzień na uczelni po prawie całej męczącej nocy... to najgorsze co może się przytrafić kujonowi. Andrew ratował mnie kawą i energetykami bo wyglądałem jak zombie. Przystojne bo przystojne ale zombie. Każda umarlaczka moja. Tyle że ja chciałem powrócić do żywych.
Na całe szczęście mam tą rudą mendę pod ręka i postawił mnie na nogi przed najtrudniejszą częścią tego dnia. Egzaminem. Zabiję tego skończonego dupka za to że się przez niego wczoraj nie uczyłem. Niech sobie kretyn nie myśli że przez najbliższe kilkanaście dni pojawię się u niego w mieszkaniu. Sesje mam i muszę ją zdać z najlepszym wynikiem na uniwerku. Musiałem utrzymać stypendium. Inaczej.... Na samą myśl przeszły mnie ciarki.

Późnym wieczorem wydostałem się z budynku szkoły z wielkim bananem na mordzie. Byłem zmęczony ale zdałem. To było ważne. Do tego Andy kusił mnie wyjściem do klubu i uczczeniem tego, ale nie miałem siły. Pożegnałem się z nim i ruszyłem w stronę domu. Do tego po drodze dostałem sms'a od Luka i miałem ochotę wyjebać telefon przez okno tramwaju.
"Jestem jego najlepszym przyjacielem. Dlatego Thal jest świadom tego że mam teraz egzaminy. Gdyby było to coś naprawdę poważnego nawet byś nie zauważył. Dlatego przestań mi wyrzucać że nie mam dla niego czasu i sam znajdź jakieś genialne rozwiązanie blondyneczko"
Dobra... nie miałem zamiaru być dla niego taki chamski ale... Nie moja wina że dalej byłem cholernie wkurwiony na niego. Miał mojego Thala u siebie w domu, u siebie w łóżku, w swoich ramionach... I pisze do mnie coś takiego? Zabić takiego kretyna to mało.
Oparłem głowę o szybę, czując się naprawdę potwornie. Z jednej strony Nie pozbyłem się uczucia do Thala ale cholera jasna... Nie mogę powiedzieć że Matt jest mi obojętny. Gdyby tak było to miałby rozwalony nos i możliwe że złamaną rękę po próbie dobrania się do mojego tyłka... A ja... sam mu na wszystko pozwoliłem.



*Matt*
Spędziłem przed konsolą dobre dwie godziny przechodząc znowu "Uncharted 3". Zrobiłem save'a, wyłączyłem PS'a znowu podłączając Xboxa do telewizora. Oparłem się o komodę i wyciągnąłem telefon, uśmiechając się do tapety. W sumie zastanowiłem się jak się ma Jack. Oby nie chciał się na mnie odegrać..
Bez większego zaangażowania włączyłem telewizor, trafiając na wiadomości, o morderstwie w parku, niedaleko centrum. Druga ofiara? Zerknąłem na zdjęcie dziewczyny i skrzywiłem się lekko. Widać, że miała problemy z narkotykami. Wiem z doświadczenia..
Przełączyłem na następny kanał, szukając czegoś ciekawego. Muzyka. Może być.
Sprzątnąłem z grubsza w pokoju, później ogarnąłem w kuchni po śniadaniu i na końcu łazienka. Zerknąłem na odbicie w lustrze i złapałem za przydługie kosmyki włosów i oparłem się o umywalkę w namyśle.
- To co brzydalu, idziemy się ogarnąć? - Widząc, że moje drugie ja od kiwało z aprobatą, poszedłem po portfel, okulary, bluzę i ruszyłem na miasto.


*Kasper*
W końcu przyszedł mój przystanek. Niechętnie wysiadłem z autobusu idąc w stronę domu. Nienawidziłem tego miejsca. Gdyby nie fakt że nie miałem funduszy już dawno bym się wyprowadził. Jednak póki nie skończę studiów nie mam co marzyć o dobrej pracy by móc się utrzymać, a nie chciałem waletować u znajomych przez kolejne dwa lata.
Westchnąłem głośno gdy zatrzymałem się przed drzwiami. Wiedziałem że oboje są w domu. Było włączone światło i słyszałem ich kłótnię. Warknąłem pod nosem, otwierając drzwi. Ojciec zaraz zwrócił na mnie uwagę. Było widać że jest nieźle podpity. Podszedł do mnie wkurzony.
- No no... Królewna wróciła do zamku. Zadowolony z siebie jesteś? Miałeś pilnować matki a nie wałęsać się jak jakaś kurwa po mieście. - warknął łapiąc mnie za bluzkę. Zerknąłem przez jego ramię na pół przytomną matkę. Było widać że musiała coś dorwać.
- Byłem na uczelni - odpowiedziałem, starając się wyrwać. Jednak trzymał stanowczo za mocno. Cholera. Gdyby to był ktoś mojego pokroju nie miałbym większego problemu się obronić. Jednak ten facet był ogrem i nie miałem najmniejszych szans. Zaczął mną szarpać, przez co okulary spadły na podłogę. Nawet nie widziałem jak na nich staje. Jedynie ciche chrup... uzmysłowiło mi co się właśnie wydarzyło. Przełknąłem głośno ślinę i jakimś cudem odepchnąłem go od siebie. Pięknie... jestem ślepy.
Wiedziałem że dzisiaj się z nim nie dogadam, dlatego zaraz wyszedłem z domu. Nie miałem zbyt wielkiego pomysłu co ze sobą zrobić. Może Andy mnie dziś przekima. Jednak dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że soczewki zostawiłem wczoraj w pokoju. No to pięknie... Jest już późno, bateria mi pada a ja... a ja jestem ślepy. Zaje kurwa biście.

We make true love, killing usWhere stories live. Discover now