Rozdział 18

30 4 1
                                    

*Thal*

Obudziłem się wcześnie rano, ciesząc się z tego że Luke dalej śpi. Wysunąłem się z jego objęć, przygotowałem śniadanie i siebie do pracy. Jeśli dobrze pamiętałem, w środy miał na późniejszą godzinę. Dlatego gdy byłem gotowy do wyjścia, poszedłem na chwilę do sypialni. Pocałowałem go w czoło, zostawiłem karteczkę na szafce i poszedłem do szkoły. W końcu nie mogę się spóźnić prawda?

*Luke*

Nie mogłem usnąć dłuższy czas, ale wsłuchując się w równy oddech Thala, odpłynąłem naprawdę szybko. Rano przeciągnąłem się zadowolony, że mam do pracy na 9. Przejechałem ręką obok siebie i nie znalazłem tam bruneta. Otworzyłem zaspane oczy i rozejrzałem się po pokoju, a po chwili zacząłem nasłuchiwać.
- Thal? Jesteś? - Powiedziałem głośniej, ale nie doczekałem się odzewu. Z westchnieniem podniosłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Poczułem smutne ukłucie w sercu. Już wyszedł? Nawet mnie nie obudził i nie pożegnał... Nie wiedziałem od czego zacząć poranek. Robiąc kawę, wysłałem do zielonookiego krótką wiadomość.
"Miłego dnia i powodzenia w pracy."

*Thal*

Na spokojnie zdążyłem do szkoły. Po pierwszej lekcji dostałem wiadomość od Luka. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, zaraz cicho wzdychając.
"Dziękuję. Czytałeś karteczkę?"
Spytałem lekko speszony. Nie wiem czemu o wiele łatwiej było mi pisać liściki niż smsy. Po za tym na ten liści dostanę odpowiedź pewnie w domu, a sms dotarłby już po chwili. Mimo to dalej trochę głupio się czuję z faktem że napisałem coś takiego.
"Dzień dobry kochanie. Nie chciałem cię budzić, wieczorem wyglądałeś na zmęczonego. Do tego uroczo wyglądasz gdy śpisz.
PS. Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię mam"
Miałem jednak wrażenie że przesadzam. W końcu... nie mogę mu mówić takich rzeczy. Luke poprosił mnie o chodzenie ale mam wrażenie że zrobił to tylko z litości. W końcu jak ktoś tak cudowny mógłby chcieć być z tak problematycznym dzieciakiem? No i... nie powiedział mi jeszcze an razu że mnie kocha. Może... może jest na mnie zły? A co jeśli naprawdę chciałby się mnie pozbyć? Przerażały mnie moje własne myśli. Wolałem chyba nie wiedzieć co naprawdę siedzi w jego głowie. Do tego jeszcze jego upieranie się o pracę. Dlaczego on musiał być tak uparty? Cholernie uparty.

*Luke*

Nie zdążyłem zalać wrzątkiem kawy, gdy zielonooki odpisał mi na wiadomość. Zdziwiony rozejrzałem się po kuchni znajdując wspomnianą karteczkę. Rozłożyłem liścik i przeleciałem szybko wzrokiem po tekście, z miejsca dostając rumieńca.
- Co za mały potwór... - Przysłoniłem usta dłonią, chcąc ukryć pełen radości uśmiech. Zastanowiłem się, czy by mu teraz nie odpisać. Po chwili namysłu stwierdziłem, że poczekam aż wróci. Zerknąłem na zegarek i zauważyłem, że mam pół godziny do wyjścia. Schowałem liścik od Thala do kieszeni marynarki i poszedłem się szykować do pracy.
Zadowolony i zmęczony wyszedłem z pracy po czwartej. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do szkoły Thala. Na drugich światłach, przypomniałem sobie, że przecież, on po szkole idzie do pracy. Z głębokim westchnieniem zawinąłem w stronę domu. Będąc w mieszkaniu nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Standardem, najpierw się przebrałem. Poszperałem w lodówce i wynalazłem coś na obiad. Gotowałem też z myślą o brunecie, który pewnie wróci głodny i zmęczony. Nie mogłem pogodzić się z faktem, że pracuje i nie dawało mi to spokoju.
Zjadłem na spokojnie przygotowany posiłek i z niecierpliwością zerkałem na zegarek. Zdążyłem się wykąpać, sprawdzić pocztę, posiedzieć w internecie i obejrzeć nowy odcinek "Gry o Tron."
- Gdzie ty jesteś kochanie moje do cholery jasnej...- Siedziałem na kanapie jak na szpilkach. Obiad zawinąłem w folię i postawiłem na blacie w kuchni, a sam już zmęczony poszedłem do łóżka.

*Thal*

Już nie dostałem odpowiedzi od Luka. Może to i dobrze. Dzięki temu nie będę musiał się tłumaczyć z rumieńców. Znając go pewnie powiedziałby mi coś co doprowadziłoby mnie do zawału. Dalej pamiętałem jak serce mi waliło gdy pierwszy raz zobaczyłem go bez koszulki.
Lekcje minęły mi zadziwiająco szybko. Po szkole poszedłem do salonu gry, gdzie siedziałem do 22. Pomagałem z kupnem gier bo i takie coś tam było. Gdy był problem z automatem to i z nim dawałem sobie radę. Jednak to wcale nie była taka łatwa praca jak mogło się wydawać. Mimo wszystko cieszyłem się że ją miałem. Dzięki temu nie będę musiał być zależny finansowo od Luka. Kochałem go jednak... To dalej mi się nie podobało.
Niestety gdy wychodziłem z pracy, zauważyłem że mój ostatni autobus właśnie odjeżdżał. Nie chcąc budzić Luka, który zapewne padł zmęczony, postanowiłem się przejść. Miałem całkiem duży kawałek do przejścia, jednak mi to nie przeszkadzało.
W domu było po 23. Wszedłem cichutko do mieszkania, odłożyłem torbę, zdjąłem buty i poszedłem do kuchni. Widząc na stole zawiniątko w fol, zajrzałem tam zaciekawiony. Widząc obiad, uśmiechnąłem się lekko. Sięgnąłem po widelec i zabrałem się zadowolony za jedzenie. Dopiero gdy zjadłem i posprzątałem po sobie, poszedłem do sypialni.

*Luke*

Zdążyłem się przykryć i wziąć książkę do ręki, gdy usłyszałem szczęk zamka w drzwiach. Odetchnąłem z ulgą. Nic mu nie jest, jest cały, zdrowy i nikt go nie zabił. Doczytałem rozdział i odłożyłem tomik na szafkę nocną, gasząc od razu lampkę. Słysząc jak Thal wchodzi do pokoju, uśmiechnąłem się pod nosem. Poczekałem aż się przebierze i położy, po czym zwyczajnie się nad nim uwiesiłem i pocałowałem.
- Po pierwsze, co tak długo, po drugie dzień dobry kochanie a po trzecie, co to znaczy, że wyglądam uroczo gdy śpię? - Znałem ten liścik na pamięć. Czytałem go w pracy co chwila, nie mogąc przestać się uśmiechać do kartki. Cieszyłem się, że w końcu wrócił.

*Thal*

Przebrałem się szybko i położyłem obok Luka, święcie przekonany że śpi. Gdy zawisł nade mną, uśmiechnąłem się tylko lekko i odwzajemniłem pocałunek.
- Uciekł mi autobus... Dzień dobry... - zaśmiałem się, zaraz całując go lekko w nos - Po prostu jesteś u..uroczy gdy śpisz... Nie umiem tego jakoś inaczej wyjaśnić - mruknąłem, nie umiejąc przestać się uśmiechać. Po raz pierwszy miałem prawdziwy dom i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo się cieszę wracając do niego.

*Luke*

- Było trzeba do mnie zadzwonić, przecież bym przyjechał po ciebie. - Burknąłem kładąc się i przytulając chłopaka do siebie. Te drobne gesty, którymi mnie obdarowywał, jak ten całus, napawały mnie irracjonalnym szczęściem, że byłem kochany i mogę kochać. Przynajmniej chciałem w to wierzyć.
- Ty tu się nie mądrzyj z tym byciem uroczym. - Zaśmiałem się cicho i wcisnąłem nos w zagłębienie przy jego obojczyku. Martwiłem się. Powoli, coraz bardziej martwiła mnie nasza różnica wieku, otoczenia i przekonań. Nie przeszkadzało mi to tak długo, jak Thal był szczęśliwy.
- Jesteś pewnie zmęczony... chodźmy spać, bo inaczej przyjdą mi bardzo złe pomysły do głowy. - Powiedziałem lekko przejeżdżając nosem po długości obojczyka zielonookiego i pocałowałem go u nasady szyi.
- Dobranoc książę. - Mruknąłem zostając w tej samej pozycji. Byłem tak padnięty, że nie miałem absolutnie żadnych problemów z zaśnięciem.

*Thal*

- Nie chciałem cię kłopotać. Sam też jesteś zmęczony i myślałem że już śpisz - mruknąłem cichutko, pozwalając mu się przytulić. Byłem tak cholernie szczęśliwy. Choć dalej myśl że to tylko z litości naprawdę powodowała że chciałem się zaszyć gdzieś w kącie i zwyczajnie rozpłakać.
- Nie jestem aż tak zmęczony, ale ty już padasz - zaśmiałem się cicho, przymykając oczy. Mówiłem że nie jestem zmęczony, a wystarczyła chwila bym spał jak zabity. W głowie dalej brzęczało mi jedno. "Jestem jego księciem"

We make true love, killing usWhere stories live. Discover now