3.

31 5 0
                                    


Po uporaniu się z łóżkiem, Amelia poprosiła właścicielkę o jakieś wiadro, szmatę i płyn. Ta zbytnio się nie przejęła. Cały czas piłowała paznokcie. Na moment tylko przerwała by pokazać Jej składzik. Nie było tego imponująco dużo, ale dziewczyna znalazła wszystko czego potrzebowała. Szybko i starannie umyła pokój, wytrzepała jeszcze raz pościel i zdjęła firanki. Nie zamierzała ich prać. Bez przesady. Po prostu bez nich było więcej światła i lepszy widok.

Gdy skończyła okazało się, że minęło już kilka godzin. Zaczynała być głodna. Wyjęła z torby portfel i telefon i włożyła do kurtki. Pokój zamknęła bardzo dokładnie. Nie należała do osób, które ufają ludziom. Zwłaszcza obcym. W recepcji nikogo nie spotkała. Wyszła więc i zaczerpnęła oddech suchym powietrzem. Z okna widziała jakąś knajpę. Skierowała się w tamtą stronę.

Po kilku minutach znalazła to czego szukała. Restauracja, albo raczej speluna, przypominała typowe salony ze starych, kowbojskich filmów, które oglądała wraz z ojcem. Ale to były Jej dawne czasy. Ojca nie widziała od dobrych 2 lat. Matki z reszta też. Tyle, że z matka to inna sprawa. Matki po prostu nie mogła widywać. Ojciec Jej zakazał. Kiedy Amelia powiedziała mu, że chce podróżować i pisać o tym bloga, prowadzić wywiady i zobaczyć świat... ten zaczął wrzeszczeć. Chciał by córka poszła na prawo tak jak On.

Henryk Nowak był szanującym się adwokatem. Wygrywał 99% swoich spraw. Szkoda, że nie zawsze uczciwie. Był także głową rodziny, twardym ojcem i surowym mężem. Pomimo, że dochodził do 60-siątki był w jeszcze dobrej formie. Przynajmniej na tyle, żeby krzyczeć na żonę i wyżywać się na dziecku. Wymagał piątek i szóstek. Czerwonych pasków i stypendium. Minę jaką miał gdy usłyszał o planach córki Amelia śniła po nocach. W koszmarach...

Oderwała się od myśli i lekkim krokiem weszła do sali. Gdyby nie puszczone radio panowałaby grobowa cisza. Powoli podeszła do baru.

   - Jest tu kto? -Jej głos odbił się lekkim echem.

Zza drzwi dobiegł ją cichy szmer. Po chwili wyłonił się młody facet. Może koło 25 lat. Miał brązowe, rozczochrane włosy i miodowe oczy. Jej widok chyba lekko Go zszokował.

  - Witaj "u kowboja". W czym mogę służyć tak pięknej damie?

Amelia poczuła, że się trochę rumieni. Odwróciła więc szybko głowę i rozejrzała się po sali. Było całkiem pusto. Jedynie w kącie siedział samotny staruszek na pustym kuflem.

   - Widzę, że macie dziś niezły tłok, ale może uda się coś zjeść damie strudzonej po podróży.

Mówiąc to udawała kowbojski akcent jak na filmach. Chłopak uśmiechnął się słysząc to.

   - Dla Ciebie, pani, poleciłbym piersi z kurczaka a'la szeryf.

   - Brzmi smakowicie. A co to dokładniej?

 Chłopak zarumienił się.  -Piersi z kurczaka z frytkami w kształcie odznak szeryfa i surówka.

Dziewczyna parsknęła śmiechem i zakryła usta dłonią.

   - Przepraszam. -wstydziła się swojej reakcji, ale nie mogła przestać się śmiać.

   - Spokojnie. Miło, że chociaż rozśmieszyłem tak piękną damę. Czy zechcesz wyjawić mi swe imię białogłowa?

   - Jestem na 99% pewna, że białogłowy były w średniowieczu, ale mogę się mylić. Nazywam się Amelia. A ty, kowboju?

   - Jestem Paweł. Miło Cię poznać. Co Cię sprowadza do tej dziury zabitej dechami?

   - Lubię podróżować. Poznawać nowych ludzi. Piszę o tym na swoim blogu. 

   - Dawno nie mieliśmy w mieście artysty pokroju pisarz. A jak Ci się na razie podoba?

   - Hmmm. Pensjonat w którym mieszkam powinnam pozwać, ale przynajmniej ludzie są mili. A tak to dopiero przyjechałam i jeszcze nic nie widziałam.

   - Jeśli nie uciekniesz zaraz po posiłku, mogę zabrać Cię w wycieczkę po tym jakże cudownym miejscu.

   - Z wielka chęcią.

Oboje się uśmiechnęli. Ona usiadła pod oknem, a On poszedł do kuchni. Jednak cały czas się uśmiechali. Czekali na następna rozmowę.

Dom tańcem przeklęty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz