Rozdział 7

1.9K 109 12
                                    

Nie miałam ochoty na żaden alkohol. Dlatego, gdy ktoś proponował mi drinka, odmawiałam. Kręciłam się tylko po domu, czasem przystając i zamieniając z niektórymi osobami parę słów. Cały czas starałam się mieć na oku Michała.

W pewnej chwili przystanęłam obok Remka, który stał w małej grupce właśnie z nim i paroma innymi osobami.

-Jest tu w pobliżu jakiś sklep? -Zapytał jeden z kolegów mojego brata.

-Jest, ale o tej godzinie na pewno zamknięty. A co chciałeś? -Odpowiedział Remek.

-Zapomniałem sobie kupić szlugów.

-Jedynie w mieście jest całodobowy...

-To strasznie daleko...

-Co za problem, już ci pojadę po te fajki. -Włączył się do rozmowy Michał.

Moja czujność natychmiast się wzmogła. Remek  próbował go zatrzymać, mówiąc, że wypił zbyt dużo, by prowadzić samochód. I to w zimie, w ciemną noc.

-Daj spokój, poradzę sobie, nic się nie stanie. -Upierał się Michał.

-Ja pojadę. -Odezwałam się, a wtedy spojrzeli na mnie. -Jako jedyna w ogóle nie piłam alkoholu.

-Nie musisz. Pożyczę od kogoś dwa. Wystarczy mi. -Odezwał się chłopak spragniony papierosów.

-Daj spokój, nie będziesz chodził po całym domu, od jednej osoby do drugiej i żebrał o dwa szlugi. Pojadę z tobą. -Michał spojrzał na mnie.

Wmurowało mnie w podłogę, nie wiedziałam, czy się zgodzić, ale zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, kolega Remka już wcisnął mi w dłoń banknot i ruszyliśmy razem z Michałem do wyjścia. Ubraliśmy kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Siarczysty mróz od razu zaczął szczypać mnie w policzki, lecz nawet tego tak bardzo nie odczuwałam. Ciągle myślałam o tym, że będę z moim ukochanym w ciasnym aucie sam na sam.

Wsiedliśmy do pojazdu; ja za kierownicą, a Michał tuż obok. Nigdy nie prowadziłam jego samochodu, lecz wiedziałam, że dam sobie radę. Byłam dobrym kierowcą, zdałam prawko za pierwszym razem i to z bardzo dobrym wynikiem, lecz teraz rzadko zdarzało mi się samej prowadzić. Zwykle robił to Remek lub nasz tata.

Michał podał mi kluczyki, które wcześniej zabrał z domu. Wzięłam je i odpaliłam samochód, dziwiąc się nadal, że chłopak pozwolił mi prowadzić swój wóz. To chyba sprawka alkoholu, pewnie kiedy jutro dowie się o tym, sam w to nie uwierzy.

Zrzuciłam ze stóp szpilki, by łatwiej było mi naciskać na pedały. Żałowałam, że nie zmieniłam butów, bo moje nogi natychmiast zaczęły marznąć.

Wyjechałam z garażu, a następnie udaliśmy się drogą do miasta. Ulica była bardzo śliska i byłam nieco przestraszona, że wpadniemy w poślizg.

-Włączyć ogrzewanie? -Zapytał w pewnym momencie Michał.

-Jeśli możesz. -Odpowiedziałam nieśmiało, ciesząc się z ulgi dla moich stóp, których palce zdążyły już skostnieć.

Nagle rozdzwonił się telefon w mojej torebce. Wiedziałam, że to ryzykowne odbierać w trakcie jazdy, lecz nie mogłam zignorować połączenia. Z trudem wydostałam aparat, lecz wypadł mi, gdy próbowałam zapanować nad pojazdem. Równocześnie z Michałem schyliliśmy się, by go wydostać spod siedzenia, lecz ja błądziłam dłonią na oślep, ponieważ całą swoją uwagę skupiałam na drodze. Jestem pewna, że Michał też nic nie widział, lecz starał się wydostać dzwoniący telefon, który po chwili umilkł. Chłopak przesuwał dłońmi po podłodze, próbując wyczuć telefon pod palcami i nachylając się tak, że czułam na swoich udach jego gorący oddech. Wstrzymałam swój i próbowałam skupić się na drodze, choć było to dla mnie w tej sytuacji bardzo trudne. W myślach błagałam, żeby znalazł już mój telefon i się odsunął, ale jednocześnie pragnęłam, by zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.

-Mam. -Usłyszałam głos chłopaka i odetchnęłam z ulgą. 

Nagle wjechałam w jakąś dziurę na drodze. Szarpnęło samochodem tak, że Michał wylądował głową na moich kolanach. Nacisnęłam gwałtownie na hamulec, a samochód zaczął ślizgać się po jezdni. Z trudem nad nim zapanowałam. W końcu zatrzymał się na środku drogi.

-Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy ty aby przypadkiem nie czyhasz na moje życie. -Powiedział Michał, zajmując swoje miejsce.

-Co ty mówisz. Przecież ja cię... -Zamilkłam w porę, by nie powiedzieć czegoś, co właściwie powinnam, ale nie miałam wystarczająco odwagi. -...bardzo lubię.

-Też cię lubię. Ale w moim towarzystwie jesteś jakaś inna...taka cicha, nieśmiała...

-Czasem tak mam, że niektórzy ludzie tak na mnie działają... -Skłamałam. A właściwie powiedziałam połowę prawdy; staję się nieśmiała tylko przy osobie, w której się akurat kocham.

-Możemy jechać dalej?

-Jasne. -Wzięłam telefon, który mi podał i wyłączyłam go.Wrzuciłam do torebki i pojechaliśmy dalej. 

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Kupiłam papierosy dla Karola, chyba tak miał na imię ten chłopak, i pojechaliśmy w drogę powrotną. Starałam się nie myśleć o niczym, co mogłoby mnie rozproszyć, lecz myśli o tym, co się przed chwilą stało, nie dawały mi spokoju.

W końcu dojechaliśmy na miejsce, a mi ulżyło, że nie rozbiliśmy się na pierwszym lepszym drzewie. Przysięgłam sobie też, że nigdy w życiu nie wsiądę za kółko, gdy obok będzie siedział Michał.

-Gdzie byłaś? Wszędzie cię szukałam. -Powiedziała Pola, gdy oddałam "zakupy" Karolowi.

-W sklepie. -Odpowiedziałam i poszłam do kuchni. Przyjaciółka podreptała za mną, lecz nie wiedziałam, czy chciałam z nią rozmawiać. Przede wszystkim musiałam się napić. Zmieszałam wódkę z colą i usiadłam przy stole ze szklanką w ręce.

-Coś się stało. Widzę to po tobie. Mów. -Zażądała, zakładając ręce na piersi.

Upiłam duży łyk drinka, myśląc, jak ubrać w słowa to, co spotkało mnie w samochodzie.

-Ja...Michał...Właściwie nie wiem, co się stało.


Otwórz oczy | M.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz