Rozdział 23

1.4K 97 30
                                    

Obudziłam się z samego rana. Tuż po uchyleniu powiek, nie miałam pojęcia, co stało się tej nocy, lecz szybko sobie przypomniałam. Zerwałam się z łóżka i nie przejmując się tym, jak wyglądam, zbiegłam na dół. W salonie kręciło się parę osób, lecz większość już rozjechała się do swoich domów. Spostrzegłam, że na jednej z kanap siedzi mój brat. Miał zwieszoną głowę i potargane włosy. Chyba wyczuł, że przyszłam, bo powoli podniósł głowę i spojrzał na mnie.

-Gdzieś ty był? -Ukucnęłam przy nim. -Jak mogłeś pojechać pod wpływem...

-Michał miał wypadek.

W chwili, gdy te okropne słowa opuściły jego usta, moje życie uległo kompletnej destrukcji. 

-Nie... -Szepnęłam, próbując przyjąć do wiadomości tę informację. Czy to sen? Proszę, niech to będzie tylko okropny sen. Michał miał wypadek, Michał miał wypadek... Te słowa wciąż dźwięczały mi w głowie...

-Klara... -Dominika położyła dłoń na moim ramieniu, a ja wzdrygnęłam się i wstałam.

-Nie żartujcie sobie ze mnie! -Krzyknęłam.

-Niestety, to nie jest żart... -Odezwała się Dominika, a po jej policzkach spłynęły łzy.

Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Stałam tylko, oddychając z trudem. Z każdą kolejną minutą okrutna rzeczywistość coraz bardziej mnie raniła. W porę się opamiętałam i otrząsnęłam z tego odrętwienia. Co ja tutaj jeszcze robię?! Dlaczego nie jestem przy moim skarbie?!

-Co tak siedzicie?! -Krzyknęłam i pobiegłam do przedpokoju, by ubrać buty oraz kurtkę.

-Zaczekaj, ja poprowadzę. Nie możesz jechać w takim stanie. -Remek złapał mnie za rękę, gdy zbiegałam ze schodków werandy.

-Pieprz się! -Wyrwałam mu się. -To wszystko przez ciebie! Po chuj wczoraj gdziekolwiek jechałeś! Po chuj wtrącałeś się w życie Michała! Odwal się od nas raz na zawsze!

No i stało się. Wybuchłam. Z reguły staram się nie przeklinać, lecz w tamtym momencie w ogóle na to nie zważałam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w szpitalu i dowiedzieć się, co z Michałem.

Wsiadłam do samochodu Remka i odjechałam spod domku. W połowie drogi zaczęłam żałować tych okropnych słów, które wypowiedziałam w stronę mojego brata. Wszyscy byliśmy po trochu winni - ja, Michał, Remek i Dominika. Ale nie chodzi o to, żeby obwiniać siebie albo siebie nawzajem. Najważniejsze jest życie i zdrowie Michała.

Mimo tego, że byłam cała roztrzęsiona, udało mi się dojechać bezpiecznie do celu. Dłonie tak mi się trzęsły, że musiałam schować je do kieszeni, zaciśnięte w pięści. W recepcji dostałam potrzebne informacje. Windą udałam się na trzecie piętro budynku i szybko odnalazłam sale, w której leżał chłopak. Przywarłam do szyby przez którą można było popatrzeć do środka. W oczach zakręciły mi się łzy, gdy go zobaczyłam. Był taki kruchy w tym łóżku, jakby nie on...

Po chwili moją uwagę zwróciła kobieta, która wyszła z sali na korytarz. Popatrzyłam na nią, ale w ogóle jej nie widziałam. Dopiero po kilku sekundach skupiłam wzrok na jej twarzy. Z początku jej nie rozpoznałam, ponieważ wcześniej miałam okazję widzieć ją tylko raz. Miała zaczerwienione od płaczu oczy i widać było, że jest bardzo zmęczona. Tak samo jak ja, była przerażona tym wypadkiem.

  Z brutalną rzeczywistością dotarło do mnie nagle, że Michał jest nieprzytomny i w każdej chwili jego stan może się pogorszyć. Łzy zaczęły mnie dławić, wybuchłam gorzkim płaczem, a sekundę później znalazłam się w ramionach matki Michała. Nie znałyśmy się prawie w ogóle, lecz teraz łączył nas strach o życie Michała.

***


-Niedługo wrócisz do domu. -Szepnęłam do nieprzytomnego chłopaka, trzymając go za bezwładną dłoń.

Siedziałam przy nim od paru godzin. Pielęgniarka już próbowała mnie wyprosić, lecz nie dałam jej się. Chciałam być przy Michale, gdy się obudzi.

Westchnęłam i moją uwagę przykuł Remek, który zaglądał do sali z korytarza. Posłałam mu smutne spojrzenie, nie chciałam się z nim kłócić, lecz nie mogłam sie zdobyć na przeprosiny za te okropne słowa, które padły z moich ust.

 Znów spojrzałam na spokojną twarz Michała. Ucałowałam go delikatnie w czoło i powoli opuściłam pomieszczenie. Trochę się zdziwiłam widząc siedząca na krześle moją mamę. Od razu wstała i uściskała mnie mocno - na przywitanie i by jakoś mnie pocieszyć. Musiałam przyznać, że poczułam się nieco lepiej.

-Kochanie, tak mi przykro. -Powiedziała mama płaczliwym tonem, ujmując w swoje dłonie moją twarz.

Zobaczyłam, że w jej oczach zaszkliły się łzy. Próbowałam się uśmiechnąć, lecz nie mogłam się na to zdobyć. Kiwnęłam tylko lekko głową, dziękując jej tym, że jest tu teraz ze mną.

-Klara... -Obok mnie pojawił się Remek. Mama się wycofała, a ja spojrzałam na niego, po chwili jednak odwróciłam wzrok i spojrzałam przez szybę do wnętrza sali. 

-Gdybym wiedział, że... -Zamilkł nagle, jakby nie wiedział co powiedzieć. Byłam mu wdzięczna, że ucichł.

Kiwnęłam lekko głową i ponownie zniknęłam w szpitalnej sali. 


Smuteczeg :(

I gratki dla jasnowidza, który to przewidział ❤

Jak myślicie, co będzie dalej? :)




Otwórz oczy | M.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz