Minął tydzień. Cholernie długi tydzień. Przynajmniej mi dłużył się on tak bardzo, że nie raz traciłam rachubę czasu. W dodatku nadal byłam smutna i przygnębiona, ponieważ Michał jeszcze się nie obudził. Trwałam przy nim dzień i noc, nie chciałam odchodzić od jego łóżka, nie potrafiłam...Kompletnie olałam szkołę, wiedziałam, że będę mieć duże zaległości, ale co one znaczył wobec zdrowia i życia Michała. Nic...
Poprawiłam się na krześle, bo było mi już niewygodnie w pozycji, którą zajmowałam od paru godzin. Sięgnęłam po swój telefon, by sprawdzić, która godzina i nagle poczułam na dłoni lekkie muśnięcie. Przeniosłam spojrzenie na materac, gdzie spoczywały splecione dłonie moja i Michała i zobaczyłam jak jego kciuk lekko się poruszył. Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a w sercu pojawiła się nadzieja.
Wstałam szybko i wybiegłam na korytarz.
-Szybko, lekarz! Chyba się wybudza! -Zawołałam przepełniona szczęściem.
Od razu przybiegła pielęgniarka, a chwilę potem następna razem z lekarzem. Stanęłam przy łóżku, uśmiechając się z nadzieją i trzymając mocno kciuki za Michała.
-Niestety, chyba pani się przywidziało. -Powiedział w pewnym momencie lekarz, a uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy.
-To niemożliwe...Widziałam, że poruszył palcem! -Prawe krzyknęłam.
-Spokojnie. To możliwe, lecz wcale nie oznacza, że pacjent się wybudza. Przykro mi...
-Przykro?! -Miałam ochotę rozszarpać tego konowała. -To nie przywróci zdrowia mojemu chłopakowi! Róbcie coś do cholery, żeby przywrócić go do życia!
-Robimy wszystko, co w naszej mocy. Zapewniam panią.
-Gówno robicie!
Jedna z pielęgniarek chwyciła mnie za ramię i próbowała wyprowadzić z sali, lecz wyrwałam się jej.
-Proszę się uspokoić. -Powiedziała cicho.
-Jak mam się uspokoić? -Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. -Minął już tydzień... -Powiedziałam płaczliwym tonem. -A on nadal nie daje znaku życia...
-Przykro mi bardzo... Zrobiliśmy już wszystko, żeby mu pomóc. Teraz możemy tylko czekać i obserwować stan pacjenta... -Powiedział lekarz, lecz ja już go nie słuchałam. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam cicho płakać.
-Proszę jechać do domu. Musi pani odpocząć. -Pielęgniarka dotknęła mojego ramienia, gdy lekarz wyminął mnie i opuścił pomieszczenie. -Gdyby coś się działo, zadzwonimy.
-Nie... -Pokręciłam głową. -Nie zostawię go... -Popatrzyłam na Michała. -Proszę mnie zostawić...
Kobieta posłała mi współczujące spojrzenie i razem z drugą pielęgniarką wyszła. Słabym krokiem podeszłam do łóżka i usiadłam ciężko na krześle. Czułam, że powoli opuszczają mnie siły. Ale nie mogłam się poddać. Jest jeszcze nadzieja, mały promyk nadziei, ale jest...
Otarłam łzy z twarzy i dotknęłam dłoni Michała.
-Wiem co widziałam... Ruszyłeś palcem... To na pewno jest dobry znak. Już niedługo mnie zobaczysz i wrócimy do domu. -Uśmiechnęłam się przez łzy.
***
Tego samego dnia wieczorem mama namówiła mnie, bym pojechała z nią do domku na noc. Zjadłam porządną kolację, wzięłam długą ciepłą kąpiel. Po tym poczułam się dużo lepiej, lecz w ogóle nie rozstawałam się ze swoją komórką, ponieważ w każdej chwili mogłam dostać telefon ze szpitala. Nikt jednak nie zadzwonił. Przespałam spokojnie całą noc.
Następnego dnia już o szóstej rano jechałam z mamą do szpitala. Pierwszy raz od dwóch tygodni wypoczęta i wyspana.
-Dzisiaj przyjedzie Remek. Podobno Pola również. -Poinformowała mnie mama.
Kiwnęłam lekko głową. Na początku nie mogłam wybaczyć mojemu bratu, że pojechał do domu, zamiast zostać przy swoim przyjacielu, który walczy o życie. Dopiero potem mama wytłumaczyła mi, że ma nieciekawą sytuację z ocenami w szkole i że gdy tylko będzie miał wolną chwilę wróci do szpitala.
-Nie rozmawiałaś z Polą jeszcze, prawda? -Zapytała po chwili mama.
-Nie. -Odpowiedziałam krótko.
-Martwi się o ciebie... Dzwoniła do ciebie codziennie po kilka razy.
-Przeproszę ją za to, że nie odbierałam. Nie miałam wtedy ochoty z nikim rozmawiać.
-Zrób to koniecznie.
Dojechałyśmy wtedy do szpitala. Wjechałyśmy windą na odpowiednie piętro i skierowałyśmy się pod salę z numerem 204.
W pewnym momencie wbiegła do niej pielęgniarka. Od razu wyczułam, że coś złego się dzieje. Przyśpieszyłam, bardzo się bojąc. Zatrzymałam się przy drzwiach i popatrzyłam przez okienko do środka. Przy łóżku Michała stało dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki. Nie wiem, co robili, lecz działali szybko, jakby chcieli go uratować.
-Co się dzieje?! -Podeszłam do rodziców Michała. Jego mama płakała.
-Nie wiemy. -Powiedziała z trudem przez łzy, a wtedy wbiegłam do sali, lecz natychmiast zostałam wyprowadzona przez pielęgniarkę z powrotem na korytarz.
-Proszę się uspokoić. Pojawiły się pewne komplikacje, ale lekarze próbują opanować sytuacje. -Wytłumaczyła rzeczowo pielęgniarka.
-Mamo... -Zaczęłam płakać, a moja rodzicielka przytuliła mnie, zapewniając, że wszystko będzie dobrze.
Kobieta w niebieskim fartuchu wróciła do sali, a ja zaczęłam wyobrażać sobie same najgorsze rzeczy. Bałam się, potwornie się bałam, nie wiem, jak bym sobie poradziła sama, gdyby nie było przy mnie mojej mamy.
Minuty mijały powoli, a ja byłam coraz bardziej niecierpliwa i zdenerwowana. Mama próbowała mnie co chwilę uspokajać, ale też widziałam, że się bała. Ostatnie dziesięć minut przesiedziałam na niewygodnym krześle z twarzą ukrytą w dłoniach. W końcu lekarze wyszli na korytarz, a ja zerwałam się z miejsca. Cała nasza czwórka - ja, moja mama i rodzice Michała - w sekundę znaleźliśmy się obok nich...
Przepraszam za Polsat, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać :)
![](https://img.wattpad.com/cover/82014513-288-k562214.jpg)
CZYTASZ
Otwórz oczy | M.R.
FanfictionKlara jest młodszą siostrą Remka. Zakochana w jego najlepszym przyjacielu, nieustannie próbuje zwrócić na siebie jego uwagę. Niestety, z marnym skutkiem. Zaraz po świętach Bożego Narodzenia najlepsi przyjaciele postanawiają pojechać na tydzień do d...