Rozdział 25

1.3K 96 67
                                    

Opuściłam cmentarz razem z moją mamą i Polą. Remek trzymał się tuż za nami. Na pogrzeb przybyło jeszcze dużo innych osób, jednak nikt nie był tak smutny i przygnębiony jak ja, nie wliczając w to rodziców Michała...

Nie wiem, jakim cudem przeżyłam ostatni tydzień. Pomoc i wsparcie najbliższych... Chyba dlatego jeszcze chodzę po tym świecie. Inaczej, też leżałabym dwa metry pod ziemią obok...

Znów się rozpłakałam. Mama objęła mnie mocno, gdy zatrzymałyśmy się przed bramą cmentarza.

-Kochanie, nie płacz... To minie z czasem...

Nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że będę obchodzić żałobę do końca swoich dni, aż w końcu dołączę do Michała i już na zawsze będziemy razem.

***

Następnego dnia późnym popołudniem udałam się na cmentarz. Sama. Nie potrzebowałam niczyjego towarzystwa. Przyniosłam ze sobą znicz. Zapaliłam go, a następnie przystanęłam obok. Nigdy nie byłam przesadnie wierząca, lecz teraz zmówiłam krótką modlitwę. Następnie podeszłam bliżej i ukucnęłam.

-Witaj, kochanie. -Szepnęłam ze smutnym uśmiechem. Otarłam łzy, które spłynęły po moich policzkach. -Muszę ci podziękować za każdy dzień, który z tobą spędziłam. To były dla mnie...najcudowniejsze chwile. Nigdy ich nie zapomnę. Bardzo mi ciebie brakuje, nie wiem, czy dam radę jeszcze jakoś funkcjonować... Czuję, że to nie będzie łatwe. Dlatego... -Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam żyletkę, owinięta w lnianą chusteczkę. -Dlatego już niedługo się zobaczymy. Robię to dla nas... Byśmy nie cierpieli. -Podwinęłam lewy rękaw kurtki, odsłaniając blady nadgarstek. -Kocham cię...Zawsze będę cię kochać. -Łzy zaczęły dławić mnie w gardle. -Do zobaczenia za...za chwilę. -Wbiłam ostry koniec żyletki w skórę. Kropelki krwi wypłynęły na zewnątrz, a ja zacisnęłam mocno zęby i...

-Klara! -Usłyszałam głos mojego brata. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził, lecz nie poruszyłam się.

-Zwariowałaś?! -Zawołał, gdy był już przy mnie. Wyrwał żyletkę z mojej dłoni, a ja nie protestowałam. Wyjął chusteczki i owinął nimi mój nadgarstek. Następnie objął mnie i zaczął prowadzić w stronę głównej bramy. Pojechaliśmy samochodem do domu i dopiero, gdy usiadłam w salonie, rozpłakałam się gorzko. Remek przytulił mnie do siebie i pozwolił mi w spokoju ronić łzy.

-Nie mogę znieść myśli, że jego już nie ma... -Szepnęłam, gdy łzy przestały płynąć. 

-Ja też nie... Ale już nic na to nie poradzimy... Pozostało nam tylko się z tym pogodzić. -Zamilkł, ale za chwilę znów zaczął mówić. -Przepraszam cię...

-Już mnie przepraszałeś tysiące razy... To i tak nie przywróci życia Michałowi...

-Masz rację... Ale nie mogę znieść, że to przeze mnie...

Wszyscy jesteśmy po trochu winni.

-Ale to zaczęło się ode mnie. Ubzdurałem sobie coś, że mój najlepszy przyjaciel nie może być z moją siostrą... Teraz dopiero zobaczyłem jak...bardzo się kochaliście.

-Daj już spokój. Bo znowu się popłaczę.

-Przepraszam. -Remek przytulił mnie mocniej do siebie.

-Remek?

-Tak?

-Mogę cię o coś prosić?

-Jasne. O co tylko chcesz.

-Nie mów mamie o tym. -Wskazałam na swój nadgarstek. -Nie chcę, żeby się martwiła.


Krótki rozdział, ale za to jaki. Spodziewał się ktoś?

Mam nadzieje, że nie przestaniecie czytać dlatego, że uśmierciłam Michała :P

Ale mimo wszystko radzę przeczytać następny rozdział, który niedługo się pojawi :D ^^

A tak w ogóle, uwielbiam tą piosenkę :D



Otwórz oczy | M.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz