Prolog

187 19 8
                                    

Był blisko. Cztery lata poszukiwań, by znaleźć się w świątyni, która dla wielu nie istnieje - Świątyni Plugastwa. To tutaj miał znaleźć jeden z najcenniejszych artefaktów. Miejsce to znajdowało się daleko na pustyni Diaen. Musiał najpierw wejść do wysuszonej studni, a potem pociągnąć za odpowiednią skałę, wtedy brama się otworzyła i mógł wejść do środka. Musiał zapalić pochodnię, by nie zgubić się w ciemnościach. Pomieszczenie było zrobione ze skały piaskowej i było ogromne. Filary przymocowane do podłogi kończyły się daleko w ciemnościach. Moe nie widział czegoś takiego przez całe życie jako łowca skarbów. Na ścianach widać było wyryte momenty z legendy Zalania. Legenda opowiadana przez pokolenia. Opowiada o czarnych, małych, szkaradnych stworach o czerwonych ślepiach, które, podobno, lata temu siały terror w królestwach Systenu. Poruszały się po podziemiach i potrafiły zawalać nawet całe miasta. Bujdy, by dzieci były grzeczniejsze. 

Przeszedł dalej wgłąb ogromnej sali, lecz końca nie widział. Miał nadzieje, że wystarczy mu pochodni. Moe miał już czterdzieści dwa lata. Poszukiwał skarbów odkąd pamięta. Zawsze fascynowało go zwiedzanie świata i odkrywanie. Miał na sobie skórzaną, utwardzaną kurtkę, pikowane rękawice oraz zwykłe, dość ciasne spodnie. Do pasa miał przymocowany miecz oraz po drugiej stronie sztylet. Nigdy nie wiadomo co można spotkać. Po ostatniej wyprawie po Pradawnych Jaskiniach natkną się na stado trolli.

Po paru minutach marszu natkną się w końcu na koniec sali. Po środku był stopień a na nim kamienny grób. Podszedł do niego, spojrzał za siebie po czym odsuną kamienną pokrywę. W środku znajdował się szkielet, a między żebrami widać było złote serce. To czego szukał cztery lata jest teraz na wyciągnięcie ręki. Moe poczuł wielkie podekscytowanie. Podniósł serce, dość sporych rozmiarów, i wsadził je do torby. Nagle, szkielet zatrząsł się i rozpadł. Łowca skarbów odskoczył szybko oczekując jakiejś pułapki, lecz nic się nie stało. Cisza.

— Oddaj mi to bracie — usłyszał znajomy głos za plecami. Odwrócił się i ujrzał tam Izyma, jego młodszego brata.

— Nie zabierzesz tego. Czekałem na to cztery lata — odparł leniwie Moe. Wiedział już jak sobie z nim radzić.

— Nie zmuszaj mnie bym użył czarów! — sykną Izym.

— Nie zmuszam.

Usłyszał szeptem wypowiedziany czar. Poczuł jak do niego dociera, próbując zawładnąć jego ciałem, lecz Moe odparł go siłą woli. Jego brat opadł na kolana i spojrzał na niego jadowitym wzrokiem. Łatwo było odeprzeć jego magię manipulacyjną siłą woli, gdyż był tylko czarownikiem drugiego stopnia. Wyrzucili go ze szkoły za pytanie o naukę nekromancji. Ma szczęście, że profesor na niego nie doniósł, bo by już za to wisiał. Nekromancja jest surowo zakazana w każdym królestwie, niestety wielu młodych uczniów stosuje ją.

— Nie uciekaj... Nie wiesz co robisz Moe. Biorąc tę rzecz wskrzesisz bestie zdolne zgładzić ludzkość — powiedział Izym.

— Ty w to wierzysz? Za dużo siedziałeś w bibliotece, kiedy się uczyłeś magii.

— A ty za mało. To serce należy do ich Matki.

— Te potwory nie istnieją, bracie... — odparł Moe, po czym miną brata i poszedł w stronę wyjścia.

— Nie wypuszczę cię z tym! — krzykną za nim brat, wstając z podłogi. Ustawił się w odpowiedniej pozie i użył czaru. Czerwona kula wzniosła się w górę i uderzyła o sufit. Wszystko zaczęło się trząść. Sufit zaczął się sypać, a filary rozpadać.

— Żegnaj! — powiedział i użył innego czaru. Czaru teleportacji. Zniknął.

— Ty durniu... — szepnął do siebie Moe i rzucił się biegiem w stronę wyjścia. Biegł tyle, na ile pozwalał mu wiek. Przed nim co chwilę spadały odłamki, których musiał unikać. Byle torba mi nie wypadła. Widział przed sobą wejście na dno studni. Wyjście. Gdy był już kilka metrów od celu wielki odłamek spadł i zatorował wejście. Nie! Zaczął panicznie odkopywać przejście. Jest! Udało mu się odkopać, ale w tym momencie poczuł ogromny ból i ciężar na głowie. Nawet nie zauważył jak spadał na ziemię. Szybko przeczołgał się do wyjścia. Świątynia za nim zawaliła się i zostawiła go samego w kłębach dymu. Krew zalała mu oczy. Był ciężko ranny, ale żyje i ma ze sobą złote serce. Otarł czoło i wstał. Teraz tylko wrócić do domu i fajrant. Takie było jego postanowienie. Chciał skończyć z poszukiwaniem artefaktów. Był już za stary.

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz