Powrót

22 5 1
                                    



Jego dom stał pusty. Nikt od siedmiu lat w nim nie mieszkał. Drzwi frontowe były zabite deskami. Jak nic nie ukradziono, to mogę śmiało nazwać to szczęściem —pomyślał Moe. Stanął naprzeciwko domu. Był środek południa. Ludzie przechadzali się po ulicy, rozmawiali, handlowali. Przypomniała mu się ostatnia noc tutaj. Noc, którą spędził razem z Mirą. Starał się zapomnieć, ale bardzo często zadawał sobie te pytania. Dlaczego mnie okradła? Dlaczego miałaby kłamać, co do syna? Gdzie dała Serce? Dlaczego złamała moje?

Z torby, którą nosił na plecach wyciągnął sztylet. Poczuł krople spadające mu na jego, krótkie, siwe włosy. Będzie lało. Przyłożył narzędzie do wystających z desek gwoździ. Zza ogrodzenia słyszał rozmowy bawiących się dzieci.

— Patrzcie, patrzcie! On będzie wchodził to nawiedzonego domu! — szeptały. Nawiedzonego domu? Czego to ludzie nie wymyślą. Szybko pozbył się przeszkód i otworzył skrzypiące drzwi. Kurz z podłogi uniósł się, a promienie słoneczne oświetliły pokój. Skromny, z czterema drzwiami do innych pokoi oraz z przejściem do jadalni. Wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Nastał mrok. Odsłonił zasłonięte kocami okna i wpuścił do pomieszczenia światło. Przeszedł się koło podrapanego stołu. Wszystko nietknięte. Jedynymi mieszkańcami, były pająki, które rozbiły sieci w każdym kącie. Czas sprawdzić czy wszystko najważniejsze jest na swoim miejscu. Podszedł do drzwi zamkniętych na kłódkę. Wyciągnął z sakwy klucz i dostał się do środka. Niesamowite... Wszystko na swoim miejscu. Było to miejsce, w którym trzymał wszystkie swoje zdobycze. Był tu Róg Pierwszych, Kielich Bestii, ząb smoka czy nawet Złoty Liść Maebornów. Całe ściany były zakryte w obrazach. Rasa elfów słynęła z przepięknych malowideł. Jedne z najcenniejszych wisiały tutaj – nietknięte. Na środku pomieszczenia stała gablota na zagubione Serce Matki. Ten artefakt miał zwieńczyć jego pracę. Miała być najcenniejszą rzeczą, jaką posiadał. Niestety stracił je, oraz swoje, którego pewnie już nie zagoi. Usiadł na jedynym krześle, jakie stało na środku. Uwielbiał tu być i patrzyć na te piękne przedmioty.

W karczmie było jak zwykle ciasno, lecz znalazł pusty stolik. Za ladą nie stał już Oleg tylko ktoś inny. Młoda dziewczyna, prawdopodobnie jego córka. Zamówił piwo i usiadł. Czas znowu oddać się zapomnieniu. Wiele się działo w jego życiu. Teraz chciał po prostu wypocząć. Barmanka podeszła i położyła przed nim kufel.

— Przepraszam. — Zatrzymał ją. Odwróciła się i spojrzała na niego bez wyrazu.

— Tak? — zapytała łagodnie. Jej twarz bardzo przypominała mu Olega, który nie był jego przyjacielem, lecz darzył go sentymentem.

— Gdzie jest Oleg? Ten wcześniejszy barman. Właściciel.

Gdy zadał to pytanie zobaczył zmieszanie na twarzy dziewczyny.

— Zmarł czterdzieści dni temu. Nieuleczalna choroba — rzuciła i szybko odeszła. Oleg zaznał już spokoju, a ja muszę się jeszcze męczyć. Moe'mu zrobiło się smutno. Żal mu było barmana i jego córki. Ludzie potrzebni, często szybciej odchodzą — pomyślał i wziął łyk trunku. Pamiętał jak przez mgłę, ostatni pobyt w karczmie. Zastanawiał się gdzie się podział Derion. Nie przypominał sobie, co się z nim stało. Mam nadzieję, że nic złego. Gdy dokończył piwo wyszedł w ciemną noc. Czuł się bardzo zmęczony życiem. Często dręczyły go myśli, czy by z sobą nie skończyć, lecz uważał, że ludzie kończący ze sobą są po prostu słabi. Szedł powoli w stronę domu. Nie lubił ludzi, lecz gdy na nich patrzył było mu ich żal. Nie, dlatego, że są głupsi od niego, lecz dlatego... Nie wiedział, dlaczego.

Ktoś pakował siano na wóz.

— Jedź! Dzięki Vomesie! — krzyknął za odjeżdżającym wozem starszy mężczyzna. Jego znajomy. Który siedział i prowadził konie, skinął sympatycznie głową. Moe zawsze marzył o nieświadomości. Miał nadzieje, że jego życie byłoby prostsze, jakby myślał prościej. Zawsze dużo się zamartwiał, stresował. Inni mają prościej. — Odnosił wrażenie.

W domu zapalił świecę i przebrał się. Łóżko budziło w nim wspomnienia. Tęsknił za nocą razem z Mirą. Bardzo tęsknił za nią. Usiadł na krawędzi i patrzył tępo w okno. Księżyc wystawał lekko zza szarych, mglistych chmur. Łzy napłynęły mu do oczu. Zdmuchnął płomień świecy. Zaprosił ciemność do pokoju jak i do wnętrza siebie. Nie mógł zasnąć. Ile bym dał, żeby spotkać się z synem... Ile bym dał, żeby mieć syna? Nawet nie mam pewności, że go mam, a jak mam to nie wiem gdzie. Czy możliwym jest, że spotkam? Czy możliwym jest, że pokocham jeszcze kogoś tak jak kochałem Mirę? Nie sądzę...

Obudziło go pukanie do drzwi. Wrócił do szarej rzeczywistości. Nie pamiętał, co mu się śniło, ale wiedział, że był to przyjemny sen. Wstał leniwie z łóżka. Ktoś natarczywie uderzał. Moe otworzył poirytowany.

— Derion. — Zdziwił się na widok przyjaciela. Chłopak wyglądał na spokojnego. Minął go w progu i wszedł do środka.

— Musisz mi pomóc Moe. 

Jaki ojciec, taki synOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz