Aron przez resztę dnia nie odnalazł, ani mężczyzny, ani swojego syna. Nie wiedział co zrobić. Domyślał się, że Rei posłuży porywaczom jako pomoc z Plugastwem. Ta dziewczyna musiała ukraść Serce. Teraz potrzebują kogoś, w kim płynie jej krew. Musiał jak najszybciej ruszać w stronę królestwa Malum. To tam najpierw zaatakowały bestie, co może oznaczać, że tam jest ich gniazdo. Do dość spora odległość. Może spytać o pomoc magów, by teleportowali go w pobliżu tamtego miejsca. Niestety nic nie jest za darmo.
Słońce już zachodziło. Stał przed wielką wieżą. Siedzibą magów królewskich. Najważniejsi magowie w Polmironie. To tutaj znajduje się jeden z teleportów. Muszę ich przekonać. Podszedł do drewnianych drzwi i zapukał w nie metalową wajchą. Po chwili ktoś otworzył mu drzwi. Młoda dziewczyna w niebieskiej szacie przywitała go i zaprosiła do środka. Sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej i otwartej. Odgarnęła rudy lok opadający na jej czoło.— W jakiej sprawie przybywasz do Telteromu? — Telteromem nazywano sieć teleportów łączącą wszystkie ważne miasta w Systanie. Używali ich głównie władcy.
— Potrzebuję przedostać się do miasta, wysuniętego najdalej na północ — powiedział niespokojnie Aron. Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie.
— Dobrze. Poproszę jakąś legitymacje lub uprawnienie.
Tak myślałem. Bez tego pewnie nie pomogą mi.
— Nie mam. — Aron zawahał się.
— W takim razie nie możemy pana przeteleportować — powiedziała spokojnie i zaczęła coś pisać w swoim notesie.
— Bardzo tego potrzebuję! Tu chodzi o Plugastwo!
— Przykro mi. Nic nie mogę dla pana zrobić. Bez nakazu lub legitymacji nie mogę pana wpuścić — odparła nie patrząc na niego.
— Tak walczycie o bezpieczeństwo Systanu... — rzucił wychodząc. Czyli muszę dostać się tam na koniu. Ten mag też nie może być daleko. Czary teleportacji osobowej, czyli takiej którą można użyć bez specjalnej bramy, mogą przenieść cię tylko kilkaset metrów dalej. Po takim procesie mag jest bardzo wyczerpany. Muszę siadać na koń i ruszać jak najszybciej do Antegonu. Nie będę się zatrzymywał w Kazadynii. Nie zastanawiał się nawet, jak niebezpieczne jest to co chce zrobić.
~~~~O~~~~
Ciemność nastała szybko. Zdążył wyjechać z miasta i minąć dwie wsie. Teraz znajdował się głęboko w sosnowym lesie. Przeszły go dreszcze. Co jeśli znowu mi się wydaje, że jestem w lesie?Nie podobały mu się te myśli. Przypomniały mu się słowa elfa, który go nawiedzał. "Czy dasz radę poświęcić syna?". Znał już odpowiedź. W lesie, poza dudnieniem kopyt jego Rojki, był tylko wiatr. Spokojny, falujący gałęziami u góry. Dalej nie pojadę. Muszę odpocząć. To był bardzo męczący dzień. Miał nadzieję, że nie spotka jakiegoś potwora. Mimo tego, że większość z nich jest już na wymarciu, nie miał żadnej ochoty jakiegoś spotkać. Im jest ich mniej, tym bardziej kolorowe historie o nich słychać. Ile to już powstało opowiadań o tym, że w lesie grasuje monstrum kradnące dusze dzieci. Po raz kolejny przeszły go dreszcze. Poczuł bezsilność związaną z odnalezieniem syna. Czemu moje życie, to pasmo nieszczęść? Czemu musieli zabrać mi najcenniejszą osobę jaką posiadałem?
Rozpalił ognisko i piekł na nim długie jaszczurki. Ukradł to z egzotycznego targu. Te gady to prawdziwy rarytas. Przybyły aż znad morza Oliryjskiego. Odnajdę cię Rei! Złe wizje cały czas go dręczyły. Bał się, że jego syn już nie żyje. Mam nadzieję, że zdążę na czas. Domyślał się, że mężczyźni, których potkał w Polmironie, porywacz oraz ten w parku, są spokrewnieni i chcieli tego samego. Widać było w nich podobieństwo. Musieli działać razem.
Przyciągnął kijek do siebie i zdjął z wierzchu upieczoną jaszczurkę. Zaczął gryźć od głowy, która chrupała pod jego zębami. Ciepło ogarnęło jego ciało. Bardzo doskwierała mu brak obecności Reia. Teraz pewnie by rozmawiali, a potem grali w karty. To pierwszy raz, od siedmiu lat, kiedy się rozłączyli. On jest silny. Nic mu nie będzie. Dokuczała mu samotność. Ona była teraz inna. Nie taka, jak wcześniej, kiedy przeszkadzało mu, że nie ma znajomych. Teraz nie miał nikogo.
Nagle usłyszał coś niedaleko. Kroki... Jedna osoba... Człowiek — Szybko wykalkulował. Zerwał się na równie nogi, wyciągnął miecz z pochwy i nasłuchiwał. Jest niedaleko. Widział ciemną postać zmierzającą w jego kierunku. Zatrzymała się, jakby dostrzegła, że na nią patrzy.— Nie rób mi krzywdy! — odezwała się. Skądś znał ten głos — Przepraszam się za wcześniej. Poniosło mnie. Musimy porozmawiać, tylko nie rób mi krzywdy!
Z cienia wynurzył się ten sam starzec, który był w parku. Ty gnido! Aron rzucił się do ataku. Szybko powalił nieznajomego i przyłożył mu miecz do gardła. Nie mógł powstrzymać gniewu.
— Gdzie mój syn?! — warknął na niego Aron.
— Nie ma go przy tobie? Gdzie jest? — zapytał przerażony starzec. Aron miał ochotę go zabić, lecz zatrzymywało go sumienie. Nieznajomy czekał na śmiertelny cios z zaciśniętymi powiekami. Coś szeptał.
Szedł z niego i wsadził miecz do pochwy. Tylko spokojnie... — kontrolował się. On może się przydać. Szybko jego głowę natchnęły pomysły. Jeżeli on jest jego ojcem, to można go poświęcić zamiast Reia.
Starzec powoli otworzył oczy. Wstał, otrzepał się i wbił swój wzrok w oprawce.— Gdzie on jest? — zapytał spokojnie. Nie usłyszał odpowiedzi. Aron usiadł z powrotem przy ognisku i zaczął zajadać jaszczurkę. Nie zwracał na niego uwagi.
— Proszę, porozmawiajmy — zaproponował siwobrody.
— Czego chcesz?
— Ja chcę poznać mojego syna. Nie chcę ci go zabrać. Chcę go tylko poznać. Wydaje mi się, że to on.
Słowo ,,syn", uderzyło Arona. To nie jest twój syn.
— Miałeś siedem lat, by go odnaleźć. Ja również szukałem jego ojca po różnych zakątkach Systaniu. Nigdzie cię nie było. Teraz sobie przypomniałeś o Reiu?
— Czyli jednak... Nie rozumiesz. Ja byłem w więzieniu. Siedem lat. Marzyłem by spotkać swojego syna. Nie chcę ci go zabierać...
Wyjaśnienie, choć sensowne, nie zmieniło poglądu Arona. Nie dotkniesz Reia. Złość na nowo w nim wzbierała.
— Zabrał go twój wspólnik...
— Mój wspólnik? — zdziwił się starzec.
— Teleportował się.
— A czy... Bo słyszałem, że posiadasz Serce. Czy on je wziął?
Skąd on wie o sercu? Wiadomości szybko się rozchodzą.
— Tak. — Skończył pierwszą jaszczurkę.
— Czemu miałby to być mój wspólnik? — zapytał i usiadł po drugiej stronie ogniska. Ton głosu mu się zmienił. Był bardziej dojrzały.
— Głupie pytanie. I ty i on chcieliście mojego syna. Zresztą, wyglądaliście podobnie.
Starzec w zamyśleniu przyglądał się płomieniom. Wyglądał na zaniepokojonego.
— Wiesz kto to mógł być? — zaciekawił się Aron.
— Prawdopodobnie mój brat.
— Czyli jednak wspólnicy?
— Nie, nie! Pokłóciliśmy się. Nie łączy nas nic oprócz rodowodu.
Aron zdjął z patyka ostatnią jaszczurkę. Jak zawsze zaczął ją jeść od chrupiącej głowy.
— Czy mogę iść z tobą? Pomogę ci — zaproponował starzec. Jeszcze ciebie mi tu brakowało. Nie ma mowy... Aron chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
— A może zróbmy tak. Oddajesz mi swoją broń. A potem. Jak odnajdziemy syna, dam ci z nim porozmawiać, ale w zamian, weźmiesz jego rolę i poświęcisz się Plugastwu.
Siwobrody patrzył na niego przerażony. Dokładnie wie, o czym mówię.
— Wtedy możesz ze mną iść. Jak tego nie zrobisz, sam cię zabije.
— W porządku — odparł starzec po chwili zawahania. — Umowa stoi...
— I nie myśl o pozbyciu się mnie w nocy. Skończyłem Gildie Złodziejką. Nie dasz rady do mnie podejść.
Nieznajomy skinął w zrozumieniu głową. Tak została zawarta umowa. Dopilnuję, byś ją wypełnił.
CZYTASZ
Jaki ojciec, taki syn
FantasyPradawna podziemna rasa została przebudzona przez nieostrożnych podróżników i wypełza stwarzając zagrożenie dla Systanu. W obliczu tak wielkiego zagrożenia, królestwa jednoczą się, natomiast dla Moe'go, najważniejsze jest odnaleźć swojego syna.